Program restrukturyzacyjny Stoczni Szczecińskiej Nowej jest już w Brukseli, a minister skarbu podpisał wstępną umowę
prywatyzacyjną z inwestorem - Mostostalem Chojnice. Zakład ma stać się rentowny już za dwa lata, ale nie obejdzie się bez zwolnień. Najsłabszym punktem programu może okazać się dodatkowa pomoc publiczna
dla stoczni.
Zgodnie z zapowiedziami, programy restrukturyzacyjne wszystkich trzech polskich stoczni zostały przesłane do Brukseli w piątek, w ostatnim dniu wyznaczonym przez Komisję Europejską.
Program przygotowany dla stoczni szczecińskiej przez Mostostal Chojnice zakłada, że zakład osiągnie rentowność już w 2010 r., w czym ma pomóc renegocjacja nierentownych kontraktów na budowę statków.
- Drugi etap zakłada, że po 2010 r. zamierzamy rozpocząć produkcję statków, które będą przynosiły stoczni - w naszym przekonaniu - zyski - powiedział Zbigniew Urbaniec, przewodniczący Rady Nadzorczej
Mostostalu Chojnice.
Program zakłada równocześnie redukcję zatrudnienia. Minister skarbu Aleksander Grad stwierdził, że wynikają one z ograniczeń produkcji przejętych przez KE dla poszczególnych
stoczni.
- Załoga wie, że bez zwolnień się nie obejdzie. Nikogo ze stoczniowców nie zostawimy samemu sobie - zadeklarował minister.
W piątek podpisane zostały też wstępne umowy
prywatyzacyjne z inwestorami chcącymi kupić stocznie. Wcześniej podpisanie było planowane na 30 września. Szef resortu skarbu powiedział, że zdecydowano się na to wcześniej, aby pokazać komisji
zdeterminowanie w sprawie prywatyzacji stoczni.
Komisja Europejska w specjalnym komunikacie potwierdziła, że otrzymała plany restrukturyzacyjne trzech polskich stoczni. Poinformowała też, że będzie
je teraz oceniać m.in. pod kątem zgodności z zasadami udzielania pomocy publicznej. Jak już pisaliśmy, po rozmowach w komisji eurodeputowany Bogusław Liberadzki ocenia, że właśnie przyznana przez rząd
dodatkowa pomoc publiczna (ponad 1,2 mld zł dla wszystkich stoczni) wzbudza największe zastrzeżenia w Brukseli. W piątek potwierdził to też inny eurodeputowany - Dariusz Rosati, który jednak zasugerował
możliwość pozytywnych rozstrzygnięć dla stoczni szczecińskiej.
- Komisja Europejska dawała wielokrotnie do zrozumienia, że polskie stocznie otrzymały bardzo dużo dodatkowej pomocy publicznej i na
większą pomoc nie może się już zgodzić. Nie wiemy, czy komisja podejdzie do ostatecznych planów restrukturyzacji przychylnie, czy zdecyduje się je odrzucić. Nie jest wykluczona sytuacja, że być może jedna
ze stoczni uzyska pozytywną opinię Komisji Europejskiej. Nie chcę mówić która, ale znajdująca się w zachodniej Polsce - powiedział eurodeputowany.
Resort skarbu uważa natomiast, że bez dodatkowej
pomocy publicznej prywatyzacja stoczni byłaby niemożliwa, gdyż nie dałoby się znaleźć inwestora, który wziąłby na siebie obciążenia wynikające z nierentownych kontraktów na statki. W przypadku stoczni
szczecińskiej ich kwota jest obecnie szacowana na ponad 800 mln zł.
Na decyzję Komisji Europejskiej trzeba będzie prawdopodobnie poczekać do początku października. Jeśli zaakceptuje program
restrukturyzacyjny, stocznia będzie mogła zostać sprywatyzowana. W przeciwnym wypadku KE prawdopodobnie wyda decyzję nakazującą stoczni zwrot otrzymanej pomocy publicznej, co będzie oznaczać jej
upadłość.
Dodatkową formą nacisku na komisję ma być demonstracja, którą jutro w Brukseli organizują związkowcy z zachodniopomorskiej "Solidarności". Na miejscu wspomóc ich mają działacze
związków zawodowych branży metalowej z innych krajów Europy.