Czesław Szarek, kapitan barki ze Śląska, protestował w ostatnią niedzielę w Szczecinie, bo coraz trudniej mu wozić z
Poznania konstrukcje, a także części silników dla stoczni. Chcąc zwrócić uwagę społeczeństwa na tragiczną żeglowność Odry, a zwłaszcza jej dopływu - Warty, pływał wokół Wyspy Grodzkiej z hasłem "S.O.S.
dla Odry. Warta ginie...".
Wraz z jego barką wokół wyspy pływały inne jednostki, między innymi pchacz z firmy Navigar, zabytkowy lodołamacz "Kuna", który z powodu niskiego stanu Odry nie może
powrócić do Gorzowa. Flotylli towarzyszyła także wycieczkowa "Joanna" z Gorzowa oraz barka holenderska "Megan". Całość konwojowała motorówka WOPR-u.
Na masztach pojawiły się czarne flagi,
jednostki włączyły syreny, wzbudzając zainteresowanie szczecinian.
- Czarne flagi wywiesiliśmy na znak żałoby. Pogrzebano bowiem polską żeglugę śródlądową, a polskie jednostki w 99,9 proc. zmuszone są
pływać na Zachód - powiedział Zbigniew Garbień, prezes Związku Polskich Armatorów Śródlądowych ze Szczecina.
Marynarze śródlądowi wciąż nie mogą się doczekać na modernizację Odry w jej środkowym biegu,
gdzie jest zbyt płytka, aby mogły pływać ich jednostki. Po cichu umierają też dla żeglugi mniejsze rzeki zlewni.
-Armatorzy zasygnalizowali nam, że zarasta Noteć, a to powoduje również zagrożenie
powodziowe. Z kolei kolega Szarek popłynął po paromiesięcznej nieobecności na Wartę i ze zgrozą stwierdził podobne zjawisko - informuje prezes Garbień.
Kpt Szarek poinformował nas, że głębokość na
Warcie wynosi ok. 80 cm, a powinno być 1,6 m. Mszczą się zaniedbane umocnienia brzegowe. Zdaniem kpt. Jerzego Hopfera, gdyby były w dobrym stanie, rzeka pozwalałaby dopłynąć nawet za Poznań - do Konina.
Przypomnijmy, że kapitan Hopfer stoi z konieczności w Szczecinie. Po opadach deszczu, które nieco podniosły stan wody na Odrze, udało mu się dopłynąć "Kuną" tylko do Kostrzyna. Na Wartę (do
Gorzowa) nie miałby już szans wejść, więc zawrócił.
-Ta akcja informacyjno-protestacyjna to ostatni dzwonek dla Warty. Zły stan koryta wpływa na wzrost zagrożenia powodzią - podkreśla kapitan
"Kuny". - Jeżeli traktuje się koryto rzeki jak skansen, jeżeli nie można usunąć nawet jednego drzewa, które zwaliło się w nurt, to o czym my mówimy - żali się.
Dla przewoźników śródlądowych płytkie
rzeki to wymierne straty. Np. barka kpt. Szarka zabrała z Poznania tylko jeden ciężki element silnika do budowanego w Szczecinie statku, bo z większym ładunkiem weszłaby na Warcie na mieliznę.
-Jeżeli
proces degradacji tej rzeki będzie nadal postępował, transport wodny zostanie całkowicie zamknięty - mówi kpt. Szarek.
Armatorzy żalą się, że niewiele robią powołane do zmian na śródlądziu organizację,
jak Rada ds. Promocji Żeglugi Śródlądowej przy Ministerstwie Infrastruktury. Może czas na zmiany?