W Porcie Handlowym Świnoujście trwa akcja protestacyjna. Portowcy podają, że każdego dnia mogą przerwać na dwie godziny
pracę. Pierwszy raz zrobili tak w piątek. Domagają się 600 złotych podwyżki dla każdego pracownika portu bez względu na stanowisko. Obecnie czekają na mediatora i odpowiedź zarządu.
- Wiemy, że
pracownikom portu należą się większe pieniądze - mówi Marek Kowalewski, prezes zarządu. - Przez dwa lata mieliśmy straty, a dopiero od czerwca nastąpiła poprawa sytuacji. W tej chwili nie możemy
podwyższyć pracownikom płac o 600 złotych. Do 6 sierpnia będziemy mieli nowy plan ekonomiczno-finansowy i wtedy zastanowimy się, o ile i od kiedy będziemy mogli zwiększyć pensje.
Związkowcy
proponują, żeby mediatorem został Longin Komołowski. Zgodzić się musi na to jeszcze zarząd. Mediator będzie miał w swoim ręku potężny oręż, bo będzie mógł zarządzić m.in. kontrolę finansów. Zdaniem
Andrzeja Ucińskiego, przewodniczącego komitetu protestacyjnego ze związku zawodowego "Solidarność 80", zarząd może bać się takiego rozwiązania.
- Prezesi zwodzą związki i pracowników już od dawna -
mówi A. Uciński, który w porcie pracuje 37 lat. - Wciąż brakuje pieniędzy dla pracowników, ale nie brakuje dla zarządu. Wszystko, o czym opowiada prezes Marek Kowalewski, to brednie, które słyszymy już od
8 lat. Są u nas ludzie, którzy zarabiają 1300 złotych netto, a pracują bardzo ciężko. Nic dziwnego, że biorą urlopy albo się zwalniają i wyjeżdżają do pracy za granicę.
Portowcy liczą, że 6
sierpnia mediator zostanie zaakceptowany przez zarząd i dojdzie do rozmów. Gdyby zarząd nie przystał na warunki protestujących, to mogłoby dojść do "strajku włoskiego", co bardzo spowolniłoby prace
portu.
- Dla nas byłaby to makabra - ocenia takie rozwiązanie M. Kowalewski. - Właściwie nie ma wtedy możliwości pracy.