Przykry koniec wakacji nad Bałtykiem mieli opiekunowie i dzieci z obozu sportowo--rekreacyjnego. Wodolot, którym
mieli udać się ze Świnoujścia do Szczecina, okazał się popsuty. A później... mieli problemy z odzyskaniem pieniędzy za bilety.
Obozowicze, uczniowie szkół podstawowych i gimnazjów wraz z opiekunami
przyjechali do hotelu w Międzyzdrojach z miejscowości Kruszyn pod Włocławkiem. Grupa liczyła 20 osób. Bilety na wodolot kupili przed weekendem w punkcie sprzedaży Adler-Schiffe w Międzyzdrojach. We wtorek
udali się do Świnoujścia, ale okazało się, że w niedzielę wodolot się popsuł i podróż do Szczecina jest niemożliwa.
- Na bilety wydałyśmy 1100 złotych - mówią nam Małgorzata Dorsz i Dorota Czapska,
opiekunki obozu sportowo-rekreacyjnego z Kruszyna. - W punkcie Adler-Schiffe w Świnoujściu powiedziano nam, że nie możemy dostać pieniędzy z powrotem ze względu na kasy fiskalne i przepisy, które
zabraniają im wykonać podobną operację. Nie uwierzyłyśmy w to. O zwrot pieniędzy trzeba było ubiegać się w Międzyzdrojach. Najgorsze jest to, że musiałyśmy zagospodarować jakoś czas dzieciom, a pieniądze
wydałyśmy na rejs. Przydałyby się nam, bo wtedy zorganizowałybyśmy dzieciom jakąś inną wycieczkę. Wszyscy wróciliśmy do Międzyzdrojów. W tamtejszym punkcie sprzedaży biletów Adler-Schiffe kasjerka
powiedziała nam, że o zwrot pieniędzy powinniśmy ubiegać się w Świnoujściu, gdyż tutaj nie mają wystarczająco dużej sumy, by nam oddać...
Opiekunki nie miały zamiaru wracać z powrotem do Świnoujścia.
Nie chciały również, by pieniądze przelano im później na konto. W końcu, dzięki wytrwałości, odzyskały 1100 złotych. Uczynna kasjerka z Międzyzdrojów wyłożyła w końcu pieniądze z... własnej kieszeni.
Oczywiście, nie było mowy, żeby zwrócono im pieniądze za przejazd autobusem do Świnoujścia, gdzie zastały tylko popsuty wodolot
Dodajmy jeszcze, że rejsy ze Świnoujścia do Szczecina organizuje Żegluga
Szczecińska - Wodoloty Sp. z o.o. Bilety sprzedaje Adler-Schiffe.
- W Międzyzdrojach kasjerka nie mogła oddać pieniędzy ze względu na to, że na daną chwilę nie posiadała wystarczającej kwoty z
powodu niewielkiego utargu tego dnia - wyjaśnia Agnieszka Wiwacz z Żeglugi Szczecińskiej - Wodoloty. - Chcąc pomóc pasażerom w odzyskaniu pieniędzy za bilety, zadzwoniła po męża, by przywiózł z domu
brakującą część kwoty. Wykazała się niewątpliwie dobrą wolą, gdyż kasjer nie ma obowiązku zakładać swoich własnych pieniędzy w takich sytuacjach. Natomiast dlaczego opiekunowie obozu nie mogli dostać
pieniędzy wcześniej w Świnoujściu - zostanie bezzwłocznie wyjaśnione. Pasażerów, którzy zostali narażeni na tę niemiłą sytuację, pragniemy gorąco przeprosić i możemy obiecać, że dołożymy wszelkich starań,
aby takie sytuacje więcej się nie powtórzyły.