Komisja Europejska może nakazać polskim stoczniom zwrócenie 5 mld zł pomocy publicznej, co w praktyce
oznacza ich upadek. Co ciekawe, niewiele słychać zwyczajnych w takiej sytuacji utyskiwań na "jawną niesprawiedliwość" i zamach ze strony Brukseli. Właściwie zarówno rząd, jak i duża część stoczniowych
związkowców przyznają, że trudno się dziwić irytacji KE. Po 3 latach nie-spełnionych obietnic prywatyzacyjnych i przesuwaniu ostatecznych terminów restrukturyzacji stoczni, każdy mógł-by stracić
cierpliwość, a udzielana stoczniom pomoc rzeczywiście jest sprzeczna z unijnym prawem. Dlatego jako głównych winowajców protestujący wczoraj w Brukseli związkowcy wskazywali naszych rządzących. Ci
generalnie zgadzają się z tą diagnoza, pod warunkiem jednak, że dotyczy ich poprzedników lub następców.