Rozmowa z prof. Dariuszem Zarzeckim, ekonomistą z Uniwersytetu Szczecińskiego
- Dziś minister skarbu
Aleksander Grad rozmawia w Brukseli z unijną komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes. Czy Komisja Europejska da szansę naszym stoczniom i przedłuży czas na ich prywatyzację?
- Wszystko zależy, czy
komisarz oceni, że przedstawiony przez rząd program prywatyzacji jest wiarygodny i czy potencjalni inwestorzy rzeczywiście chcą nabyć stocznię. Ten proces trwa już kilka lat. Sporo czasu stracono,
negocjując ze Złomreksem. Teraz mamy jakichś zainteresowanych szczecińską stocznią, ale trzeba ocenić ich prawdziwe intencje. Gdy zaczną się negocjacje, może okazać się, że z sześciu inwestorów zostanie
jeden. Jeśli ministrowi uda się przekonać, że ta prywatyzacja wygląda realnie i rząd ma pomysł na ratowanie stoczni, to Unia zgodzi się przesunąć termin prywatyzacji o kilka miesięcy. Zdaje sobie sprawę,
jak poważne byłyby konsekwencje społeczne jej negatywnej decyzji. Może być jednak tak, że zyskamy dodatkowy czas, ale i tak nic z tego nie wyjdzie. Prywatyzacja bez rządowego programu dotyczącego
przemysłu stoczniowego w Polsce niczego nie rozwiąże.
- Dlaczego UE może domagać się od stoczni zwrotu pomocy publicznej, której udzielił im polski rząd? Czy nie jest to nasza wewnętrzna
sprawa?
- Nie jest. Będąc w UE, musimy przestrzegać reguł mówiących, że państwo nie może wspierać wybranych firm, bo to narusza zasady konkurencji. Znacząca pomoc dla stoczni w jednym kraju może
spowodować problemy stoczni w innym, gdzie nie mogą one liczyć na preferencje. Praktyka poszczególnych krajów UE jest inna i na różne sposoby starają się one wspierać swoje stocznie. Formanie jest to
zakazane, chociaż w pewnym zakresie można liczyć na tolerancję Unii. Dlatego powinniśmy zorientować się, z jakich form wsparcia bezpiecznie będziemy mogli nadal korzystać.
- Czy Stocznia
Szczecińska Nowa ma szansę na stałe stać się rentowna?
- Zakład ma tradycje, doświadczenia, wykwalifikowanych pracowników, a rynek stoczniowy będzie się rozwijał. Jeśli wszedłby w niszę
zaawansowanych technologicznie statków, jak chemikaliowce, rorowce, jednostki wielozadaniowe, to mógłby uzyskać godziwe marże. Konkurencją nie będą dla nas wtedy produkujący proste statki Chińczycy czy
Koreańczycy, bo to będzie inny segment rynku. Liczące się w przemyśle stoczniowym kraje UE idą w tę stronę. Cenowo nie wygra się z tanimi dalekowschodnimi stoczniami, które korzystają z pomocy
publicznej.
- Dziękuję za rozmowę.