Wytyczamy szlak bojowy walki z komuną - imienia elektryka z Gdańska.
Ukonstytuował się w Gdańsku komitet obchodów 25-lecia
przyznania Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla. Tymczasem śladów po laureacie nikt nie pielęgnuje. Oto wyzwanie dla IPN, Europejskiego Centrum Solidarności oraz władz miejskich, wojewódzkich i krajowych.
Mur, który można przeskoczyć, choć bez pomocy to trudne
W którym miejscu Wałęsa przeskoczył mur - dokładnie nie wiadomo. Wiele relacji - najważniejsza podana przez Bogdana Borusewicza - mówi
o tym, że mogło to być niedaleko szpitala stoczniowego, gdzieś między stoczniową bramą nr 1 i nr 3. Niektórzy twierdzą - np. Anna Walentynowicz - że "oni" przywieźli go od strony morza motorówką.
Naszym zdaniem łatwiej byłoby "onym" podsadzić Wałęsę przy płocie.
Tak czy siak wiadomo, że w stoczni Wałek znalazł się 14 sierpnia 1980 r. około godziny 10.
I dlatego przy płocie zaczynamy nasz
szlak proponując turystom oraz dziatwie szkolnej spacer do zaułka przy ul. Robotniczej, jakieś 400 metrów od słynnej bramy. Jeśli Wałęsa skakał, to na pewno tutaj. To miejsce ukryte przed wzrokiem
ciekawskich, otoczone wysokimi zniszczonymi budynkami czynszowymi. Trochę tu cuchnie. Idąc ulicą do końca napotkamy stoczniowy mur wysoki na jakieś 2,5 metra z żółtą tabliczką "Wstęp wzbroniony" z
jednej strony, i długi żelazny parkan wysoki na 2 metry - z drugiej. Mamy zagwozdkę: skakał przez mur czy przez parkan? IPN - wszak do śledztw historycznych został powołany - powinien ponad wszelką
wątpliwość ustalić i oznaczyć miejsce Wałęsowskiego przeskoku.
Nie polecamy odwiedzania tego miejsca po zmroku. Można dostać w mordę i stracić portfel. Uciekać nie ma gdzie, chyba że przez stoczniowy
mur.
Miejsce, gdzie Lech naprawiał akumulatory
Niedaleko miejsca, w którym Wałęsa skakał, jest brama nr 1, przez którą wchodził do roboty, jak w stoczni pracował. Choć potocznie się
uważa, że wszyscy, w tym Lech, wchodzili przez bramę nr 2 - pewnie przez to, że najczęściej była pokazywana w telewizji. Warsztaty elektryczne, w których naprawiał wózki akumulatorowe, są jakieś 50 metrów
za bramą nr 1.
W warsztatach nic się nie dzieje - tak, jak w całej stoczni. Przed skokiem Wałęsy była to najlepsza polska stocznia: miała 6 pochylni, zatrudniała od 15 do 17 tysięcy ludzi produkujących
na 140 hektarach od 16 do 26 statków rocznie. W 28 lat po skoku powierzchnia stoczni to 62 ha, żadnej własnej pochylni, zatrudnienie-ok. 3 tysiące, produkcja statków - ostatnio jeden. Stocznię kilka
miesięcy temu kupili Ukraińcy z Donbasu. Niedawno stwierdzili, że interesu nie zrobili żadnego, czują się oszukani, bo kupili kota w worku. A stoczniowa "Solidarność" już zaczęła grozić nowym
właścicielom strajkiem. Poszło o nowe ogrodzenie, które utrudnia wynoszenie majątku stoczniowego, czyli tego, co się jeszcze nadaje na złom.
Tak czy siak roboty i pieniędzy w stoczni nie ma, ale nadal
jest wesoło. Z dalszych braków zauważamy brak tablicy na bramie nr 1 z napisem "Tą bramą wchodził Lech". Tablica powinna koniecznie zawisnąć. I w tej sprawie strajk byłby słuszny.
Bar, gdzie
przelewały się idee
Toczy się też spór o to, gdzie bohater chodził na piwo. Miejsca wskazywane są dwa: knajpa Kaper słynąca w swoim czasie z piwa i golonki, oraz Bar pod kasztanami słynący tylko z
piwa. W jednym i drugim lokalu w ich najlepszych "stoczniowych" latach trudno było znaleźć miejsce, a wieczorami zęby sprzątano szufelkami.
Wałęsa chodził oczywiście pod kasztany. Miał bliżej z
warsztatów. Pięć minut spacerkiem. To tu, w zażartych dyskusjach rodziły się ideały Sierpnia 80. Wskazujemy więc Wojewódzkiemu Konserwatorowi Zabytków, że powinien ten lokal wciągnąć na listę zabytków,
otoczyć opieką i sypnąć groszem na renowację.
Brama, nad którą wisiał Lenin
Z Baru pod kasztanami wypada wrócić do stoczni, pod bramę nr 2. To jest ta słynna brama, na którą wspiął się w
sierpniu 1980 r. Wałęsa, aby ogłosić ludziom i światu, że "zwyciężyliśmy".
W starych dobrych czasach, gdy w stoczni byli jeszcze stoczniowcy i budowano statki, nad bramą był napis "im. Lenina".
Od wielu lat napisu już nie ma. A - jak wspomnieliśmy - wkrótce stocznia może zostać tylko we wspomnieniach i na fotografiach, bo nowy właściciel dowiedział się, że musi oddać nakazem UE 700 ml zł
państwowej pomocy.
Fotografowanie pod bramą jest bezpłatne. Obok jest buda z pamiątkami. Głównie kubki, długopisy i plastykowe breloczki z nadrukiem "Solidarność". Uroczego, aczkolwiek lekko
spłowiałego plakatu z Wałęsą z miną indyka przed pierwszą komunią i napisem Wałęsę zna cały świat nie można kupić, bo jest "wystrojem" budy.
Akwarium, z którego płynął głos
Siedziby
"S", gdzie urzędował pan przewodniczący były, co mało kto pamięta, trzy. Pierwsze dwie w Gdańsku Wrzeszczu. Pierwsza mieściła się w kamienicy przy dawnej ul. Marchlew-skiego, obecnie Dmowskiego. Druga
w dawnym Hotelu Morskim przy Grunwaldzkiej. Teraz jest w tym miejscu bank PKO BP Działacze związkowi często przesiadywali w pobliskiej restauracji Akwarium (znanej gdańskiej knajpie cinkciarzy i
prostytutek), stąd i do siedziby "S" przylgnęła ta nazwa.
Utrwalona w zbiorowej świadomości siedziba Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" mieści się niedaleko, dworca PKP Gdańsk Główny przy
Wałach Piastowskich 24. Budynek nie ma wartości historycznej ani architektonicznej. Zwyczajny biurowiec z lat wczesnego Gierka.
W budynku, w którym Lech załatwiał sprawy Polski i świata, nie ma nawet
najmarniejszej izby jego pamięci. Ani tablicy. Jego dawny gabinet na II piętrze zajmują kolejni przewodniczący związku. Wejście do budynku jest bezpłatne, do gabinetu można zajrzeć też bezpłatnie, ale
zaraz gonią precz. Uwaga na portiera - bardzo nerwowy i napastliwy. Od-nieść można wrażenie, że Wałęsa nie jest tu w żaden sposób czczony jako historyczny przywódca. Sfotografować można najwyżej drzwi do
gabinetu. Są to nowe drzwi, niehistoryczne.
Miejsce, gdzie Lech ładował akumulatory
Trudno mówić o podążaniu śladami Lecha Wałęsy bez odwiedzenia kościoła św. Brygidy i kultowej plebanii
prałata Henryka Jankowskiego przy ul. Profesorskiej. Panowie ostatnio boczą się na siebie ze względu na stosunek do braci Kaczyńskich i ojca dyrektora z Torunia. Sam kościół jako budynek nie jest może
zbyt ciekawy - w stylu ni to pseudogotyckim, ni nowożytnym. Obejrzeć można stalo-wy stelaż służący chwilowo za ołtarz, na którym mają zostać zawieszane kawałki bursztynu, aż powstanie z tego wielki
bursztynowy ołtarz. Pomnik prałata równie trwały, jak jego niezapomniane kazania o Żydach i innych niedobrych ludziach. Warto też zwrócić uwagę na gablotę, w której prałat umieścił swoje odznaczenia,
które nadał sam sobie lub nadali mu rozmaici wariaci. Nas interesuje pierwsza ławka, gdzie w niedziele niegdyś siadał przed obliczem Jankowskiego Wałęsa i słuchał, jak Jankowski pięknie głosi kazania.
Ławka jest oryginalna, przez Wałęsę wysiedziana.
Można też odwiedzić prałata w plebanii. Bo to nieprawda, co gazety piszą, że go abepe Gocłowski stamtąd wygnał.
Drzwi, przed którymi można
czekać na Wałęsę
Tym, którzy mają dużo cierpliwości, proponujemy zobaczenie żywego Lecha Wałęsy. Urzęduje w swoim biurze w XIV--wiecznym gdańskim zabytku, tzw. Zielonej Bramie, która zamyka od
strony Motławy Długi Targ. Pokoiki na III piętrze wynajmuje od gdańskiego oddziału Muzeum Narodowego, właściciela budynku. Jeśli nie jeździ po świecie, to powinien - tak sam deklaruje - urzędować od 9 do
13. Rzecz jasna nie robi tego, co potwierdzają panie z portierni. Czatowanie na Wałka przez kolejne kilka dni powinno jednak przynieść efekt i wtedy można do niego powiedzieć "dzień dobry, panie
prezydencie". On odburknie i wsiądzie do windy. Do biura nie zaprosi, bo musi pracować.
Martwy śledź imienia Lecha
Lechem możemy się delektować w restauracji Cristal we Wrzeszczu przy
ul. Grunwaldzkiej. Podobno jej właściciel Ryszard Kokoszka podczas pierwszego zjazdu "S" obdarował przewodniczącego Wałęsę tortem o metrowej średnicy. Od tego momentu się zaprzyjaźnili, a Kokoszka
zyskał tytuł nadwornego restauratora przewodniczącego, a później prezydenta. Wałęsa zyskiwał na tej znajomości kolejne bankiety urodzinowe czy to u Kokoszki w restauracji, czy to u siebie w ogrodzie, a
Kokoszka nieformalne wpływy polityczne w mieście, które zawsze są przydatne człowiekowi biznesu.
Śladem tych wpływów jest menu w Cristalu, które opisaliśmy szczegółowo w "NIE" nr 31/2005. Od tego
czasu z karty zniknął Pastusiak i Krzaklewski. Śledź a la prezydent Wałęsa nadal jest. Przypomnijmy, że to danie dość ohydne - śledź z cebulą polany sporą porcją bitej słodkiej śmietany. Takiej sztucznej,
w sprayu. Łączy się to z ananasem i brzoskwinią. Cena 14,60 zł.
Trzy mieszkania do prześladowania
Jeśli po zjedzeniu śledzia a la prezydent Wałęsa nie dostaniemy sraczki, proponujemy
wdepnąć na ul. Pilotów 17D na Zaspie. To typowe blokowisko. Tu pod numerem 3 mieszkał niegdyś najsłynniejszy robotnik Wschodniej Europy z rodziną. Już po strajkach sierpniowych decyzją ówczesnego wojewody
gdańskiego prof. Jerzego Kołodziejskiego w jedno połączono trzy mieszkania. Tak jest do dzisiaj, choć mieszka tam już od wielu lat kto inny. Rodzina zajmująca mieszkanie po Wałęsie nie jest skłonna do
rozmów.
Gdzie podskoczyć przed rezydencją Wałęsów
Nasz pieszy szlak kończymy przy ul. Polanki. Za wojewody Płażyńskie-go ulicę wyremontowano, oznakowano i uczyniono jednokierunkową, aby
był mniejszy ruch. Obecnie znowu jest dwukierunkowa. Dom, otoczony drewnianym wysokim parkanem i żywopłotem, ma numer 54. Na domofonie jest tylko wizytówka z napisem "Ochrona" i "Rezydent". Taki
niby-dworek z kolumnami, architektoniczne i estetyczne bezguście. Aby zobaczyć, w jakim domu mieszka były przywódca klasy robotniczej, trzeba przejść na drugą stronę ulicy, która jest niewielką
skarpą, i podskoczyć.
Więzienia, w których kończymy wycieczkę
Uzupełnieniem szlaku turystycznego im. Lecha Wałęsy byłaby wycieczka samochodowa lub autokarowa (dla większej grupy) do
pałaców, w których Lech musiał mieszkać.
Zwiedzanie Pałacu Belwederskiego w warszawskich Łazienkach i Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu nie jest możliwe, bo ich obecny lokator, także Lech, jest
ostrożny w przyjmowaniu gości.
Ale są inne pałace związane z Wałęsą. Pierwszy raz do pałacu Lecha wstawiła PRL. Po krótkim pobycie w willi rządowej w podwarszawskich Chylicach w grudniu 1981 r.
przewieziono go do pałacu w Otwocku Wielkim, dawnej siedzibie rodu Bielińskich, rodziny zakumplowanej z Augustem II Mocnym i Augustem III Sasem (jakieś 30 km od centrum Warszawy). Od kilku lat pałac jest
administrowany przez Muzeum Narodowe w Warszawie, które urządziło w nim Muzeum Wnętrz (bilet 10 zeta). Eksponuje się w nim meble z różnych epok. Pałac jest piękny, położony w równie pięknym parku.
Niestety sali z meblami, których używał w pałacu przyszły prezydent, nie ma. Sale te są w tej chwili zamknę-te. Ministerstwo kultury powinno natychmiast zarządzić dodanie do Muzeum Wnętrz kolejnej sali -
Wnętrze Lecha Wałęsy.
Gdy władze PRL przewiozły Wałęsę do rządowego ośrodka w Arłamowie (na Pogórzu Przemyskim), nadal mógł on zażywać rządowych luksusów, choć po prawdzie ośrodek ten był nowoczesnym
hotelem, a nie pałacem. Dla zwiedzających mamy jednak dobrą wiadomość. Ówczesny apartament Lecha (dwa pokoje dla czterech osób ze śniadaniem do pokoju) i z ówczesnymi meblami nadal można wynająć. Zła
wiadomość jest taka, że kosztuje to 450 zeta za dobę.