Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Tragedia powraca

Kurier Szczeciński, 2008-04-21
Tamtej nocy sztormowe wody północnego Atlantyku zatrzęsły się od potężnej eksplozji. Na dwie części łamał się tankowiec, a w nim ginęli ludzie. Było to 20 lat temu i dziś mało kto pamięta o tragedii, która pochłonęła życie 29 polskich obywateli. "Athenian Venture" bandery cypryjskiej płynął wtedy z Amsterdamu do Nowego Jorku. W zbiornikach miał ponad 10 tysięcy galonów benzyny bezołowiowej. Jego grecki właściciel odkupił ten statek od Polskiej Żeglugi Morskiej. We flocie szczecińskiej kompanii jednostka nosiła nazwę "Karkonosze". Tankowiec zbudowano dla PŻM w latach 70., gdy polskim władzom zamarzyło się przynajmniej częściowe uniezależnienie od sowieckiej ropy. W tym celu postanowiły zbudować flotę zbiornikowców, które dostarczałyby surowiec z innych źródeł. I tak w szwedzkiej stoczni AB Oskarshamns Varv zamówiono trzy zbiornikowce po 31 tys. dwt każdy: "Pieniny II", "Tatry" oraz "Karkonosze". "30-tysięczniki zbudowane zostały z konieczności" - czytamy w opracowaniu na 50-lecie PŻM. Miały bowiem odbierać część ropy od wielkich peżetemowskich tankowców, które w ten sposób łatwiej przechodziłyby Bałtyk przez Cieśniny Duńskie. Dla całkowicie załadowanych 140-tysięczników Wielki Bełt był bowiem za płytki. "Karkonosze" przekazano do eksploatacji w 1975 r. Jednak kryzys energetyczny w kolejnych latach i wzrost cen ropy spowodowały, że przedsięwzięcie okazało się nieopłacalne, a statki stały się niepotrzebne. Prasa jednak spekulowała, że armator pozbył się zaledwie kilkuletniego statku, bo od początku miał z nim problemy. W 1983 r. "Karkonosze" kupiła polsko-grecka spółka Patron Marine Co. i przemianował statek na "Athenian Venture". Właścicielem był Xsenofont Minos Kyriakou, Grek osiadły po wojnie w Polsce. Zbiornikowcem administrowała powiązana spółka - Athenian Tankers. W nocy z 21 na 22 kwietnia 1988 roku "Athenian Venture" płynął ze zbiornikami pełnymi benzyny z Amsterdamu do Nowego Jorku. Na pokładzie była 24-osobowa polska załoga oraz pięć żon marynarzy jako pasażerki. Do katastrofy doszło 600 mil morskich od kanadyjskiego Halifaksu. Nie wiadomo, czy statek najpierw się przełamał, czy nastąpiło to dopiero po eksplozji. Pierwsza na miejsce katastrofy przybyła jednostka naukowo-badawcza "Hudson", którą dowodził kpt. Loran Strum. Prowadziła na Atlantyku badania, kiedy podczas nocnej wachty drugi oficer Dave Morse zameldował o błyskach światła na horyzoncie. "Statek zmienił kurs i popłynął prosto w kierunku łuny na niebie, która znajdowała się w odległości 64 km" - czytamy w tłumaczeniu z kanadyjskiej prasy z 2004 roku. Kiedy "Hudson" przybył na miejsce, jego załoga ujrzała tankowiec w ogniu, przełamany na dwie części. W poszukiwaniu rozbitków statek zbliżył się do płonącego tankowca na niebezpieczną odległość, manewrując przez plamy ropy i płomienie. Ale nikogo nie napotkano. Potem inna jednostka znalazła częściowo zwęglone ciało jednego z marynarzy. Sam statek płoną jeszcze przez trzy tygodnie. Sprawę zbadała też Maria Weber w "Przeglądzie Technicznym". Jak czytamy, radiooficerowi z "Athenian Venture" udało się nadać sygnał May Day, ale bez podania pozycji statku i jego nazwy. Sygnał odebrano w centrum koordynacyjnym w Nowym Jorku. W efekcie w powietrze wystartowały trzy samoloty patrolowe. Do akcji zgłosiły się również polskie frachtowce "Stefan Starzyński" i "Generał Jasiński". Po oceanie osobno dryfowały części dziobowa i rufowa statku. Dziób jednak wkrótce zatonął. Rufą zainteresowały się dwa hiszpańskie trawlery rybackie, które wzięły ją na hol i skierowały się do Vigo w Hiszpanii. Niestety, gdy z portu wyszedł na spotkanie holownik, wrak zaczął tonąć i liny holownicze trzeba było odciąć. "W ten sposób zakończyła się skomplikowana sprawa z wrakiem i znajdującymi się na nim szczątkami nie zidentyfikowanych zwłok siedmiu marynarzy" - pisała wtedy jedna z krajowych gazet. Wcześniej jednak Hiszpanie nie zgodzili się wpuścić wraku na swoje wody terytorialne. Domagali się, aby eksperci Polskiego Rejestru Statków, armatora i specjaliści od identyfikacji zwłok, wykonali swoją pracę na morzu. Pojawiły się też hipotezy spiskowe, jakoby wrak zatonął za sprawą hiszpańskiego holownika, bo chciano się pozbyć dowodów. Udało się jednak ocalić znaleziska z jego pokładu - brudnopis dziennika maszynowego oraz kilka rzeczy osobistych marynarzy. Z dziennika można było wywnioskować, że statek był w fatalnym stanie technicznym. Jak pisze M. Weber, trwały na nim "nieustające prace remontowe". Brudnopis prowadzony był od 10 lutego do 31 marca 1988 r. "Roi się w nim od zapisów o pracach spawalniczych...". "Czy można przypuszczać, iż w kwietniu było lepiej?" Autorka artykułu cytuje też fragmenty listu marynarzy do rodzin. "Koniec stycznia w sztormie. Pęka pokład, dziurki w burcie, gubimy ładunek". W drugim liście: "Obecnie nasz statek doznał małego załamania na śródkokręciu i my nie wiemy, co się stanie". Do dziś w sferze spekulacji pozostało pytanie, czy tamtej nocy zbiornikowiec po prostu się złamał a potem doszło do eksplozji, czy kolejność była odwrotna. Dla załogi i pasażerów nie miało to jednak żadnego znaczenia, ich koszmar gwałtownie się zaczął i równie szybko zakończył. Śledztwo w tej sprawie przeprowadziła administracja kraju bandery - Cypru. Ale szło ono jak po grudzie. Po latach prawdę o tragedii próbują poznać dzieci ofiar. Bo członkowie załogi "Athenian Venture" pozostawili 43 sieroty. Paweł Pasławski stracił oboje rodziców: mamę Jadwigę i ojca Czesława. Gdy dowiedział się, że nie żyją, miał 8 lat. Dziś ten dorosły już człowiek chce poznać prawdę. Podobnie jak inni napisał do wielu instytucji, również do Ambasady RP w Nikozji. Ta wystosowała notę dyplomatyczną do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Cypryjskiej oraz do tamtejszych ministerstw transportu i sprawiedliwości. Nasi dyplomaci poprosili o udzielenie informacji w sprawie postępowania wyjaśniającego dot. zatonięcia "Athenian Venture". Taka odpowiedź napłynęła 31 marca br. Cypryjczycy poinformowali, że w 1993 roku przeprowadzili postępowanie sprawdzając, czy zatonięcie "nie było związane z wadami technicznymi statku". Chcieli też uzyskać odpowiedź, co było przyczyną katastrofy. Według nich okazało się to jednak niemożliwe, bo "nikt z załogi nie przeżył i nie mógł złożyć zeznań". Ponadto wrak statku, który zatonął, nie został później wydobyty lub zbadany. Z brudnopisu dziennika maszynowego wynikało jednak, że kadłub statku był uszkodzony przed katastrofą i załoga przeprowadzała naprawy. Uszkodzenia te nie zostały natomiast zgłoszone odpowiednim instytucjom. Brak informacji o tym, co spowodowało uszkodzenia, jakiego były rodzaju i w jaki sposób zostały naprawione. Według Cypryjczyków, z raportu wynika, że "najprawdopodobniej przyczyną katastrofy były złe warunki pogodowe (sztorm), które spowodowały przeciążenie i uszkodzenia kadłuba". Potem statek się przełamał, wybuchł pożar, doszło do eksplozji. Raport ten jest jedynym dokumentem dotyczącym tej sprawy, przechowywanym w cypryjskim ministerstwie transportu. Umarli zabrali tajemnicę ze sobą, żyjący nie chcieli mówić. Ze strachu? Zaraz po katastrofie urzędnicy polskiego Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej próbowali się skontaktować i zdobyć informacje od marynarzy, którzy wcześnie zeszli z "Athenian Venture". Mało bowiem mieli dowodów. Oprócz brudnopisu dziennika, były nimi zdjęcia części rufowej wykonane przez hiszpańskich rybaków, listy dwóch ofiar, faktury za zamówioną blachę i zeznania czterech marynarzy, którzy zmustrowali na miesiąc przed zatonięciem. Ale urzędnikom niewiele udało się dowiedzieć nowego. Niektórzy marynarze byli już po rozmowach z ludźmi greckiego armatora. Zasłaniali się niepamięcią: "nie wiem", "nie pamiętam", "nie było mnie przy tym" - relacjonował dziennikarce "Przeglądu Technicznego". Później jednak, podczas zeznań w Izbie Morskiej w Gdyni, wnieśli trochę więcej informacji, choć próbowali bagatelizować listy nieżyjących marynarzy, ofiar "Athenian Venture". Potwierdzali jednak liczne przecieki zbiorników i zaspawywanie ich łatami, co jest niedopuszczalne. Tylko jeden wskazał na fotografiach pęknięcie na rufie, które powstało już po jego zejściu ze statku. Czy pęknięty kadłub przyczynił się do tragedii? Jutro, po 20 latach od zatonięcia zbiornikowca "Athenian Venture", pod pomnikiem "Tym, którzy nie powrócili z morza" na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie rodziny oddadzą hołd ofiarom podczas uroczystego apelu. Przybędą ludzie, którzy przez te lata dorastali bez jednego lub dwojga rodziców. Będzie też Paweł Pasławski: - Zostałem wtedy z dwoma starszymi braćmi, którzy godnie mnie wychowywali i wykształcili. Nie pomagał nam nikt. Byliśmy zadłużeni, bez środków do życia. Po upływie blisko dwóch lat od katastrofy dostaliśmy niewielkie odszkodowanie - wspomina. - Utrata mamy i taty była dla mnie piekłem sierocej samotności. Jako dorosły chłopak stanąłem jednak na nogi.
 
M. Klasa
Kurier Szczeciński
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl