Pierwsi z siedmiu oskarżonych wygłosili wczoraj w sądzie swoje mowy końcowe. Najostrzejszą, rozprawiającą się z argumentami
i dowodami prokuratury, przedstawił były wiceprezes Grzegorz Huszcz. Kolejni byli członkowie zarządu Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA swoje "ostatnie słowo" wygłoszą po świętach.
Jako
pierwszy swoje wystąpienie przedstawił wczoraj były prezes holdingu Krzysztof Piotrowski. - Od samego początku działania zarządu wymagały staranności i kompetencji, aby wyprowadzić stocznię na prostą.
Zwłaszcza, gdy wielu ważnych polityków żądało jej upadłości. Musieliśmy tak budować holding, w oparciu o stocznią i Grupą Przemysłową, aby bronić się przed konkurencją i wrogim przejęciem - mówił były
prezes.
Według niego, do zapaści w 2002 r. doprowadziły działania polityków SLD i banków.
- Nie było żadnych innych powodów niż polityczne. Zanim nas odwołano, zdążyliśmy złożyć wniosek o otwarcie
postępowania układowego. Mieliśmy opracowany także program wyjścia z kryzysu. Tymczasem rząd planował upadłość prywatnej spółki. Trzeba było znaleźć winnych takiej sytuacji. My nimi zostaliśmy -
stwierdził Piotrowski.
I dodał, że tezy prokuratury są bezzasadne. Dlatego wniósł o uniewinnienie.
Jako drugi swoje ostatnie słowo w tym procesie, bardzo emocjonalne i bardzo ostre wobec
prokuratury, wygłosił były wiceprezes Grzegorz Huszcz.
- To najważniejsze wystąpienie w moim życiu. Od sześciu lat walczę o uniewinnienie i honor - stwierdził Huszcz. Według niego, prokuratura
zatrzymała się na akcie oskarżenia i wygląda na to, że proces był dla niej stratą czasu.
- Tak jakby nie było kompromitacji biegłych, setek dokumentów przez nas złożonych, zeznań świadków i wyjaśnień
oskarżonych - mówił wiceprezes.
Jego zdaniem, prokuratura przez cały okres procesu nie przedstawiła żadnych dowodów na to, że w majątku stoczni została wyrządzona szkoda. Za to manipulowała
dokumentami, biegłymi i świadkami oraz ujawniła wyjątkową niekompetencję.
- Prokuratura przyjęła filozofię bajkowego misia z małym rozumkiem, że im coś bardziej mu nie pasuje, tym częściej tego nie ma.
Dowodem na powstanie szkody dla oskarżenia miały być policyjne notatki oraz protokoły Urzędu Kontroli Skarbowej. Tymczasem co się okazało? UKS nie stwierdził żadnych strat, nieprawidłowości i uchybień -
stwierdził Huszcz.
Jego zdaniem, żadnej wartości nie miał także inny fundamentalny dowód prokuratury - opinia biegłego Stefana Koronczewskiego.
- On nie dorósł do roli, jaką mu postawiła
prokuratura, która chyba nie znała jego kwalifikacji i kompetencji. To była przecież kompromitacja. Biegłość biegłego do tej sprawy była żadna. Mimo to prokuratura nadal się trzyma tego opracowania -
dodał Huszcz.
Według niego, również inne dowody zgromadzone przez oskarżenie są bezwartościowe.
- 250 tomów akt, a większość dokumentów w nich zawarta nie ma znaczenia. 130 świadków. I co?
Prokurator zadał im tylko około 50 pytań. Żaden świadek, dokument i biegły nie zakwestionował naszych wyjaśnień - stwierdził Huszcz i wniósł o uniewinnienie.
Wystąpienia kolejnych oskarżonych - po
świętach.