Prezes Złomreksu nie krył, że przyjechał do Szczecina na prośbę ministra. Szefa resortu skarbu poprosili o to z
kolei związkowcy. Okazało się, że spotkanie było potrzebne, choć do kupna stoczni droga jeszcze daleka i niepewna.
Chętni do tego, aby Stocznia Szczecińska Nowa znalazła się w stalowej grupie z
Poraja pod Częstochową, są prawie wszyscy. Jednak podczas ubiegłotygodniowego spotkania w dyrekcji SSN, dało się odczuć, że obie strony stoją po dwóch zboczach góry, na którą wspinaczka może być trudna.
Prezes Przemysław Sztuczkowski, właściciel Złomreksu, który odniósł gospodarczy sukces na rynku stalowym, na razie niewiele miał do zaoferowania. Powody są oczywiste i opowiedział o nich czterem
stoczniowym związkom. Ma jeszcze do pokonania dwa podstawowe problemy, które nazwał zagrożeniami. Pierwszym może być ewentualna negatywna decyzja Brukseli co do przedstawionego programu naprawczego dla
stoczni, drugim - fiasko negocjacji ze Skarbem Państwa na temat ceny firmy. A w cenie tej - jak sugerował - powinny być uwzględnione straty na nieopłacalnych statkach, które budowane będą w Szczecinie.
- Gdyby nie te fatalne kontrakty, firmę można by kupić od razu - stwierdził. Prezes Złomreksu nie wierzy też, żeby armatorzy zgodzili się dopłacić do wszystkich statków, "bo to byłoby za piękne
". - Ale będziemy robić wszystko, aby problem złagodzić - dodał.
Gdy przed wejściem na spotkanie ze związkowcami zapytaliśmy właściciela stalowej grupy, co zrobi, jeżeli uda mu się wynegocjować
także zakup Stoczni Gdynia, odpowiedział krótko: - Będziemy szczęśliwi.
Już podczas spotkania dodał, że w grupie widziałby jeszcze Zakłady H. Cegielski, które produkują silniki okrętowe. - I to
powiedzieliśmy panu ministrowi. Skarb Państwa może wnieść tę firmę, nie trzeba jej kupować - stwierdził gość z Poraja.
Jakie jeszcze mankamenty zauważył w firmie, którą widzi w grupie? Nie podoba
mu się nieporządek w stoczni. - Bałagan jest wszędzie, nie tylko u nas - odniósł się po spotkaniu Janusz Gajek, który w 2002 r., po upadku Stoczni Szczecińskiej, przewodził stoczniowym protestom. - Prawdą
jest jednak, że w zakładach prywatnych na porządek kładzie się większy nacisk.
Ale Sztuczkowski wskazał też na poważne problemy, np. na wysoką fluktuację kadr w szczecińskiej spółce, która - jego
zdaniem - jest "niebezpieczna". Kolejnym problemem jest obróbka wstępna blach oraz system transportowy powodujący, że materiały są niepotrzebnie "wożone po całej stoczni".
Jego obawy
wzbudziła sprzedaż stoczniowej spółki Porta Transport, która obsługuje SSN pod względem transportu blach i elementów statków. Przypomnijmy, że sprzęt transportowy wraz z gruntami syndyk masy upadłościowej
Stoczni Szczecińskiej Porta Holding sprzedał firmie deweloperskiej.
Jeszcze przed wizytą Przemysława Sztuczkowskiego w Szczecinie związkowcy z OPZZ postanowili sprawdzić, czy prawdziwe są słowa
właściciela Złomreksu o lepszych perspektywach hutników w firmach, które kupił.
- Mogę potwierdzić, że w spółkach które znalazły się w grupie, jest lepiej i ludzie lepiej zarabiają - powiedział nam
Zbigniew Żmijewski, przewodniczący związku zawodowego "Stoczniowiec".
Niedawno gościł on na Śląsku, gdzie spotkał się z przewodniczącym OPZZ-owskiej sekcji hutników. Następnie udał się do
Łabęd, gdzie działa Ferrostal. Byli tam również pracownicy innej firmy Złomreksu - odlewni metali z Szopienic.
- W pakiecie socjalnym dla załogi inwestor strategiczny zaproponował zsumowanie
wszelkich składników wynagrodzenia i dołożenie jeszcze co nieco na "górkę". Oczywiście ten wzrost miał być powiązany ze wzrostem wydajności. Wszystkie związki zawodowe przystały na tę propozycję,
ponieważ było to więcej, niż chciały uzyskać z pakietu socjalnego - mówi Żmijewski.
- Prawdą jest też, iż nie ma tam problemów z odpływem kadr. Ludzie raczej czekają w kolejce, żeby się zatrudnić -
dodaje.
Szef Stoczniowca poinformował nas, że jego organizacja wraz z kolegami ze Stoczni Gdynia planuje kolejną wycieczkę na Śląsk, połączoną ze zwiedzeniem zakładów Złomreksu. Niewykluczone jest też
spotkanie w trójkącie Szczecin - Cegielski - Gdynia.