Czyżby miał się zrealizować czarny scenariusz? Żebroplaw, który w niewyjaśniony jeszcze sposób dostał się na Bałtyk -
być może w wodach balastowych statków - zasmakował w ikrze dorsza. Być może oznacza to początek dramatu dla smacznej ryby, o którą tak zabiegają rybacy.
Jak poinformowała PAP, żebro-pław o łacińskiej
nazwie Mnemiopsis Leidyi, którego naturalnym rejonem występowania są wody przybrzeżne obu Ameryk, zasmakował w ikrze bałtyckiego dorsza. Instytut Morski w Kilonii ostrzegł w zeszłym tygodniu, że może się
on okazać zagrożeniem dla zasobów tej ryby.
Ślady dorszowej ikry niemieccy naukowcy znaleźli w układzie trawiennym żebropławów w rejonach tarłowych dorsza. Ich zdaniem, żarłoczność żebropławów jest
zagrożeniem dla całego ekosystemu Bałtyku. Organizm ten żywi się całą gamą organizmów planktonowych: ikrą i larwami ryb, niedużymi żyjątkami, stadiami larwalnymi bezkręgowców dennych itp.
Żebropław
jest dość odporny na zmienność czynników środowiska i wytrzymuje zasolenie wody od ok. 3 do 32 promili oraz temperaturę od 4 do 31 st. Celsjusza. Gatunek ten ma wielkie możliwości rozmnażania. W ciągu
doby jeden osobnik potrafi wyprodukować 3 tysiące jajeczek, a maksymalnie od 7 do 10 tys. sztuk. W ciepłe lato zakwity tych organizmów mogą pojawiać się aż do jesieni.
Jak już informowaliśmy za Morskim
Instytutem Rybackim w Gdyni, ten żarłoczny organizm pojawił się także na polskich wodach. Ubiegłej wiosny Mnemiopsis Leidyi najpierw odkryto w rejonie Głębi Gotlandzkiej, latem w wodach Zatoki Fińskiej i
wokół Wysp Alandzkich. Wreszcie znaleziono go koło Juraty.
Żebropław wykończył już cenne rybacko gatunki ryb np. w Morzu Czarnym, a potem także w Azowskim i Kaspijskim. Przedostał się także do mórz:
Marmara i Egejskiego. Rybołówstwo poniosło tam straty liczone nawet na 300 mln USD.