Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Tragedia Mazurka

Kurier Szczeciński, 2008-01-21
Symbolem morskiej tragedii jest prom "Jan Heweliusz". Każdego roku w styczniu wspominamy dramat, który pochłonął 55 ludzkich istnień. W cieniu pozostają jednak inne tragedie polskiej floty. Jedną z nich jest zatonięcie lugrotrawlera "Mazurek". Morze zabrało wtedy 6 rybaków. - Tamtego dnia nic nie wskazywało, że coś takiego może się zdarzyć. Był lipiec 1963 roku. Czterdzieści "ptaszków" - lugrotrawlerów skoncentrowanych u wschodnich wybrzeży Wielkiej Brytanii - z powodzeniem prowadziło połowy na Farne Deeps - rozpoczyna wspomnienie Bogusław Borysowicz, pionier rybołówstwa morskiego, wieloletni pracownik PPDiUR Gryf, dziś na emeryturze. W przeddzień tragedii, 26 lipca w południe, sumowano udane efekty połowowe. W zależności od statku, z 40 pławnic udało uzyskać śledzi na 30-100 beczek. Na "Rybitwie" wystarczyło ich nawet do 130 beczek. Nic więc dziwnego, że odbierając produkcję statki bazy - "Kaszuby" i "Pułaski" - miały pełne ręce roboty. Dla jednostek pięciu armatorów z Polski - Gryfa, Dalmoru, Odry, Szkunera i Arki - były to prawdziwe żniwa. Do rozładunku tworzyły się długie kolejki, bo rybacy krócej łowili, niż trwało oczekiwanie na rozładunek i zaopatrzenie. - O 19 GMT podsumowałem dzienny "utarg": 1200 beczek śledzi całych i 700 śledzia odgardlonego. Całkiem nieźle jak na połowę floty - wspomina szczecinianin. Na obfite łowisko przypłynęły też ze Szczecina dwa lugrotrawlery. Jeden z nich - "Mazurek", podał swoją pozycję. - Pogoda tego dnia nie wróżyła nic złego. Prognozy były pomyślne. Przy wydawaniu pławnicowego zestawu wieczorem jednostki miały dobry dryf. Wiatr 1-3 stopni Beauforta, stan morza 1-2 - wylicza Borysowicz. Dodaje, że tego dnia na tzw. "kulikach" nie prowadzono stałego nasłuchu radiowego, a komunikacja między jednostkami odbywała się przeważnie na nowo zamontowanych ukaefkach. - Następnego dnia, skoro świt, byłem już na nogach. Na "Błotniaku"wcześnie rano zaczęto wybierać zestaw 80 pławnic. Stałem za sterem pomagając szyprowi Tadeuszowi Roszakowi "podjeżdżać" statkiem wzdłuż zestawu. Ten machinalnie włączył radiostację. W eterze wymieniano informacje z odleglejszych rejonów o uzyskaniu wydajności z pierwszych siatek. Zanosiło się na kolejny dzień dobrych połowów - opowiada. - O godzinie 5.15 czasu lokalnego wywołały mnie "Kaszuby". Podały suchą, ale jakże tragiczną wiadomość: "W dniu wczorajszym, około godziny 22.30 GMT, 11 mil na północny-wschód od Hansholm, z przyczyn na razie nieustalonych zatonął +Mazurek+. Dwunastu ludzi uratowały będące w pobliżu katastrofy statki. Trwa akcja ratunkowa i poszukiwawcza w celu odnalezienia dalszych sześciu członków załogi, w tym kapitana. W rejon wypadku skierowana została +Makolągwa+". Wiadomość zelektryzowała wszystkie załogi. Radiostacje nastawiono na czuwanie. - Ta sobota się jakoś nie kleiła, nie cieszyły dobre wydajności połowowe. Wszyscy byliśmy myślami tam, na Skagerraku - wspomina rybak. Z kraju pierwsze wiadomości dostali o 12.55. Uratowani rybacy informowali ze Szwecji przedsiębiorstwo Gryf o okolicznościach zatonięcia. Wynikało z nich, że 26 lipca 1963 roku w południe w ładowni "Mazurka" zauważono przecieki. Uruchomiono więc wszystkie pompy. Jednak do 18 woda zalała już 3/4 pojemności statku. Od tej chwili lugrotrawler płynął "pół naprzód". Koło północy zanurzył się dziobem. "Ratowaliśmy się, jak kto mógł" - relacjonowali uratowani rybacy. Po tej katastrofie było jednak więcej pytań niż odpowiedzi na nie. Ożywione dyskusje prowadzono przez ukaefki. Dlaczego w jasny, pogodny dzień lugrotrawler zatonął w pobliżu piaszczystego brzegu. Dlaczego szyper nie skierował go ku płyciźnie, aby osadzić go na dnie. Skąd w ładowni wzięło się tyle wody, jeśli "non stop" pracowały wszystkie pompy, które ją wyrzucały na zewnątrz? - Nie dawano wiary przyczynom tragedii podawanym przez uratowanych członków załogi. Zdawano sobie sprawę z szoku, w jakim niewątpliwie jeszcze byli. Nie kojarzyli następujących po sobie faktów, więc powstała wersja wyimaginowana na "gorąco" - mówi pan Bogusław. Oficjalny komunikat nadszedł rankiem 29 lipca z bazy "Kaszuby". Potwierdzono, że na m/t "Mazurek" zauważono przecieki wody do ładowni, więc rozpoczęto pompowanie z przerwami. Komunikat potwierdzał podstawowe informacje od rozbitków. Statek zatonął dziobem. Poinformowano również, iż akcje ratownicze obcych jednostek i helikopterów odwołano. Teren penetrowały jeszcze polskie statki: - "Wigry" zabrały do kraju wszystkie znalezione przedmioty z lugrotrawlera. Potwierdzono też, iż 11 uratowanych jest w Szwecji i wrócą do Szczecina via Sassnitz. Z "Kaszub" zakomunikowano, iż do NRD pojechali przedstawiciele Gryfa. Że niewiadomy jest los sześciu ludzi: kapitana Mariana Formeli, I mechanika Klemensa Kitowskiego, II mechanika Ignacego Tworzydło, starszego rybaka Józefa Korgiela, rybaka Antoniego Rybarczyka, pomocnika kucharza Eugeniusza Witkowskiego. Podano, że I oficer przeżył i znajduje się w Bremerhaven. - Po ostatnich słowach komunikatu wśród załóg zapanowało ogromne przygnębienie. Nadzieja na odnalezienie żywych rozbiła się w tamtej chwili jak fala o skalisty brzeg - komentuje B. Borysowicz. 29 lipca o godz. 22 odwołano akcję ratowniczą polskich jednostek. Mazurek leżał wtedy na głębokości 30 metrów. - Gdy minął szok, uratowanym setki pytań zadawali przedstawiciele instytucji, urzędów, prasy, radia. Jednak odpowiedzi wniosły niewiele nowego. Każdy inaczej interpretował następujące po sobie wydarzenia tamtego tragicznego dnia. Z gąszczu wypowiedzi można było tylko wyłowić to, co miało istotny sens, co tworzyło względnie logiczną całość, obraz prawdopodobieństwa. Jednak i tak byłyby to tylko hipotezy, bo prawda spoczywała na dnie, zabrał ją ze sobą na zawsze szyper "Mazurka". Jak dodaje p. Bogusław, w orzeczeniu Izba Morska w Szczecinie nie stwierdziła jednoznacznie, co spowodowało dostanie się wody do kadłuba. Kropki nad "i" nie postawiły także ekspertyzy nurków. - Wewnątrz wraka lugrotrawlera znaleziono jedynie zwłoki II mechanika Tworzydły. Los szypra i pozostałych zaginionych jest do dziś nieznany.
 
Marek Klasa
Kurier Szczeciński
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl