Ministerstwo Rolnictwa oficjalnie poinformowało, ile ryb będą mogli złowić w tym roku nasi rybacy. Jednak działacze
rybaccy zarzucają, że urzędnicy z opóźnieniem wydali licencje i pozwolenia. Ci drudzy twierdzą, że to przez rybaków, którzy nie mogli się dogadać co do podziału dorszy, a procedury musiały trwać.
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi przypomina, że ogólna kwota połowowa dla Morza Bałtyckiego na 2008 r. została ustalona rozporządzeniem Komisji Europejskiej w listopadzie. Polsce przyznano wówczas
ponad 2,2 tys. ton dorsza na Bałtyku Zachodnim (na zachód od Darłowa) i prawie 10,3 tys. ton na Bałtyku Wschodnim.
Jednak Polsce groziłaby spłata przełowionej w zeszłym roku ilości dorsza. Kara
oznaczałaby zwrot tego, co wyłowiono ponad ubiegłoroczny limit plus 40 procent ryby do oddania dodatkowo. Dawałoby to w sumie 14 tys. ton dorsza. , W wyniku negocjacji, jak również czytelnego zobowiązania
się rządu polskiego do przestrzegania zasad Wspólnej Polityki Rybackiej uzyskano kwotę 8 tys. ton dorsza do zwrotu w okresie 4 lat począwszy od roku 2008" - czytamy w komunikacie MRiRW. Zwrot
przełowionego limitu dorsza nastąpi w następujący sposób: rok 2008 -10 proc. kwoty, tj. 800 ton; w następnych latach oddamy po 30 proc., tj. po 2,4 tys. ton. Oznacza to, że o tyle mniej tych ryb trafi do
polskich sieci.
Jednak z początkiem tego roku, po kilku miesiącach unijnego zakazu połowu dorszy, rybacy wyszli w morze bez licencji i specjalnych pozwoleń. - Co by było, gdyby wskutek nagłej
unijnej kontroli ukarano rybaków za brak tych dokumentów, podczas gdy winę za ten stan rzeczy ponosi ministerstwo? - pyta Bogdan Waniewski, prezes Stowarzyszenia Armatorów Rybackich z Kołobrzegu, który
twierdzi, że złamano ustawę o rybołówstwie. - Resort wymaga przestrzegania prawa unijnego, a sam je łamie - dodaje Waniewski. Jego zdaniem, należy ukarać urzędników winnych opóźnienia. Dodaje jednak, że
rybacy dostali wreszcie wymagane ustawą papiery.
Małgorzata Książyk, rzecznik prasowy ministerstwa, twierdzi z kolei, że winni są sami armatorzy, gdyż nie potrafili się porozumieć co do podziału ryb na
poszczególne jednostki. - Rozmowy przedłużały się ze względu na niemożność osiągnięcia konsensusu. I to jest główny powód niewydania wcześniej odpowiednich aktów prawnych - informuje. Przyznaje, że
potrzebne też były uzgodnienia międzyresortowe.
Niektóre jednostki były już na łowiskach, a dopiero 11 stycznia minister wydał rozporządzenie. Na jego podstawie wydano wszystkie specjalne zezwolenia
połowowe na ten rok, które rybacy odbierają od 15 stycznia w okręgowych inspektoratach rybołówstwa.