Krzysztof Piotrowski, prezes upadłego stoczniowego holdingu ze Szczecina, nie poddaje się. Złożył
powiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Dokument liczy aż 17 stron.
W piśmie do katowickiej prokuratury Piotrowski skrupulatnie przytacza kalendarium
związane z odbudową Stoczni Szczecińskiej na początku lat 90. Pojawiają się w nim znane fakty dotyczące prywatyzacji spółki i przejęcia nad nią kontroli przez kierownictwo. Przypomina, że w latach 90.
stocznia odniosła wielki światowy sukces, lecz w końcówce dekady poniosła koszty modernizacji firmy, bo musiała się przestawić na bardziej zaawansowane statki. - Budowanie holdingu rozpoczęło się przy
pełnym uzgodnieniu z rządem - mówi Piotrowski. - Zakładaliśmy i informowaliśmy, że pod koniec lat 90. na świecie będzie bessa w branży stoczniowej i konieczne będą gwarancje państwa na finansowanie
produkcji.
Kto szkodził stoczni?
Kryzys na świecie rzeczywiście nadszedł, a w Szczecinie pojawiły się dodatkowo problemy przy budowie prototypowych statków i straty. W 2002 r. stocznia
musiała wstrzymać produkcję. W powiadomieniu Piotrowski opisuje sprawę niedoszłej pomocy banków, którą - jego zdaniem - utrudnili SLD-owscy politycy. Przedstawia też swój punkt widzenia na kolejne fakty
związane z podjęciem przez sąd decyzji o upadłości firmy.
Prezes Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA w upadłości informuje m.in., że w 1997 r. ówczesny rząd zaakceptował koncepcję scalenia przemysłu
okrętowego w Polsce, opracowaną dwa lata wcześniej przez kierownictwo Stoczni Szczecińskiej. Do powiększonej grupy miała m.in. wejść Stocznia Gdynia, która wtedy przeżywała wielki kryzys. Potem jednak
minister gospodarki Wiesław Kaczmarek wycofał się z projektu i "wystąpił przeciwko konsolidacji przemysłu okrętowego" - wbrew temu programowi i podpisanym porozumieniom. Decyzja ta "zniweczyła
szansę zainwestowania 75 mln USD w polski przemysł stoczniowy, skutkując wycofaniem się EBOIR z uczestnictwa w projekcie konsolidacji" branży.
Piotrowski w powiadomieniu do prokuratury twierdzi też,
iż od grudnia 2001 r. politycy SLD: Leszek Miller, Wiesław Kaczmarek, Krzysztof Janik i Jacek Piechota "wprowadzając w błąd opinię publiczną oraz otoczenie biznesowe stoczni, rozgłaszali (wykorzystując
zajmowane stanowiska rządowe) nieprawdziwe informacje, że powstanie Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA było związane z wyprowadzeniem kapitału, działaniem na szkodę akcjonariuszy i wierzycieli; opinie
szkodziły dobremu wizerunkowi spółki oraz podważały wiarygodność zarządu". Nazywa to wrogą propagandą.
"Pomost", którego nie było
Przypomina sprawę kredytu pomostowego, który
chciało udzielić konsorcjum banków, ale politycy w tym nie pomogli. Rząd odmówił gwarancji.
W związku z tym, zdaniem prezesa Porty Holding, wyrządzono stoczniowej grupie szkodę. Spowodowały ją właśnie
zaniechania ministrów: skarbu - Wiesława Kaczmarka, gospodarki - Jacka Piechoty, finansów - Marka Belki. Zaowocowało to odmową przez banki kredytu pomostowego. "Jest to szkoda majątkowa o wielkich
rozmiarach, zagrożona karą pozbawienia wolności do lat 10 w rozumieniu art 296 par. 1 i 3 kk" - uważa były menedżer.
Według Piotrowskiego, wymienieni decydenci z racji zajmowanych stanowisk mieli
dostateczne profesjonalne rozeznanie co do zasadności merytorycznej i społeczno-gospodarczej tychże wniosków konsorcjum bankowego. Zdaniem prezesa, działali jednak "z premedytacją na szkodę SSPH SA",
a tym samym "na szkodę przemysłu okrętowego i przemysłów kooperujących na Pomorzu Zachodnim".
Kolejne zarzuty Piotrowski stawia już ówczesnemu kierownictwu Stoczni Szczecińskiej Nowej, następczyni
jego upadłej spółki. Między innymi nie zgadza się ze sprzedażą za złotówkę 100 procent udziałów spółki ASS na rzecz Agencji Rozwoju Przemysłu, co - jego zdaniem - nastąpiło z pogwałceniem m.in. prawa
układowego z 1934 r. Przypomnijmy, że ASS zmieniła potem nazwę na Stocznia Szczecińska Nowa. Zarzuca także sprzedaż bazy paliwowej Porta Petrol w Świnoujściu powiązanej z działaczami SLD spółce Prolim,
czym złamano prawo układowe i upadłościowe oraz statut firmy. Uważa za bezprawne przekazanie na rzecz SSN dokumentacji technicznej i technologii wartych ponad 150 min zł. Przypomina, że SSN przejęła
zapasy produkcyjne holdingu warte 70 mln zł. Zarzuca wnioskowanie do banków przez wnioskowanie przez kierownictwo Stoczni Nowej o zaprzestanie kredytowania holdingu i wsparcie finansowe ASS.
Problem na 10 lat
W konkluzji powiadomienia do katowickiej prokuratury Piotrowski pisze o stratach, jakie z punktu widzenia gospodarczego przyniósł brak pomocy dla stoczni. To "dekompozycja
" stoczniowego holdingu, "grabież majątku i doprowadzenie do gospodarczo absolutnie nieuzasadnionej upadłości w świetle obowiązującego prawa". Według Piotrowskiego, pozbawiło to gospodarkę narodową,
a szczególnie przemysł okrętowy egzystujący na Pomorzu Zachodnim i "niemający realnej alternatywy branżowej", korzyści "w perspektywie choćby najbliższych 10 lat", licząc od 2002 roku, gdy
stocznia upadła.
Te profity to m.in. udział w hossie na budowę nowych statków, która spowodowana jest dynamicznym rozwojem rynku dalekowschodniego, korzystającego z floty obsługującej Pacyfik. Zdaniem
prezesa, grupa straciła też korzyści, jakie mogłaby osiągnąć po wejściu Polski do Unii Europejskiej, gdyby zdobyła nowe rynki związane z usługami okrętowymi oraz przemysłem ciężkim. A była do tego
przygotowana, bo posiadała zróżnicowaną strukturę. Po trzecie - holdingowi nie było dane wpisać się w system dostaw paliw dla kraju. A miały one zróżnicować źródła importu - i w ten sposób poprawić
bezpieczeństwo energetyczne kraju. Samej zaś stoczniowej grupie handel w kierunku południowym i w rejon Berlina oraz składowanie miały przynieść wzmocnienie.
* * *
Kilka spraw poruszonych w
powiadomieniu było już tematem prokuratorskich działań i sądowych ocen. Ale prezes Piotrowski kolejny
raz wnosi o wszczęcie postępowania przygotowawczego, aby śledczy ustalili, czy opisane kwestie nie
są przestępstwem przeciwko obrotowi gospodarczemu.
Oczywiste jest, że w powiadomieniu do prokuratury prezes Piotrowski przedstawia swój punkt widzenia. Należy jednak przypomnieć, że menedżerowie stali
się właścicielami stoczni, nie wnosząc na jej rozwój własnego kapitału. Spłacali zakup firmy przy pomocy, przynajmniej częściowo, jej dochodów. Mimo zasług w latach 90. zarząd firmy przeinwestował i
przeliczył się z możliwościami budowy prototypowych statków. Dodatkowo szczecińską firmę pogrążył światowy kryzys stoczniowy. Z dzisiejszej perspektywy trudno powiedzieć, czy pomoc państwa w tamtych
latach uchroniłaby stocznię od późniejszych kłopotów.