Rozmowa z kpt. Januszem Markiewiczem, zastępcą dyrektora ds. inspekcji morskiej Urzędu Morskiego w
Szczecinie
"Kurier": - Czym zajmuje się pański pion?
J. Markiewicz: - Nasz pion zatrudnia 160 osób i zajmuje się wieloma rzeczami. Na przykład dokumentami morskimi. Czuwamy, aby
były prawidłowe i zgodne z międzynarodowymi konwencjami. Mam na myśli wszystko, czego potrzebuje marynarz, aby pływać, czyli tak podstawowy dokument jak książeczka żeglarska.
Ale poprzez inspekcje na
pokładach jednostek dopilnowujemy też, aby pod kątem bezpieczeństwa ważne dokumenty i sprzęt posiadały również statki.
Kolejna dziedzina, którą się zajmuje inny z naszych inspektoratów, to małe porty.
W terenie podlegają mu kapitanaty i bosmanaty.
W naszym pionie są też kapitanaty dużych portów - Szczecina i Świnoujścia, oraz służba systemu kontroli ruchu statków VTS.
- Pilnujecie, żeby w
małych portach gminy nie dzieliły i nie sprzedawały lekkomyślnie terenów portowych?
- Jako Urząd Morski przekazujemy małe porty gminom. Tak stało się np. w Mrzeżynie. Administracja morska
utrzymuje natomiast tor podejściowy do takiego portu. Odradzamy jednak samorządom dzielenie portowego majątku i jego sprzedaż. Bo dziś burmistrz zarobi na nabrzeżach czy placach, a jutro przyjdzie
inwestor i nie będzie miał z kim rozmawiać - bo negocjacje z wieloma właścicielami terenów nie mają sensu. On woli rozmawiać z jednym - z gminą.
- Co w takiej sytuacji proponujecie?
-
Bardzo często inwestorzy z pomysłem na działalność przychodzą do mnie i proponują współpracę. Pytają mnie, jakie nieruchomości w granicach małych portów chcemy przekazać lokalnemu samorządowi. Wtedy
aranżujemy możliwość spotkania i dogadania się obu stron.
- A często frachtowce zanieczyszczają wody?
- Zdarza się. I właśnie zajmuje się tym nasz Inspektorat Ochrony Środowiska
Morskiego. Choć podlega nam duży pas wybrzeża, to jednak największe zagrożenie skażeniem występuje oczywiście na torze wodnym Szczecin - Świnoujście. Dochodzi tu do przypadków wycieków czy
zanieczyszczenia, ale nie tylko ze statków. Bo na tym wodnym szlaku mamy też stocznie. I największy kłopot jest wówczas, gdy coś dostanie się do akwenów po wielkich opadach deszczu, gdy woda zmyje
nabrzeża i place. Po takich pogodowych anomaliach nasze służby wychodzą na patrole.
- Sypią się kary?
- Nie od razu. Najpierw sami zlecamy zebranie zanieczyszczeń firmom posiadającym
jednostki specjalistyczne zwane łapaczkami. Kosztami operacji obciążamy sprawcę. Jednak w interesie takiego podmiotu jest samemu usunąć takie zanieczyszczenie np. substancją ropopochodną, bo wtedy
traktujemy to jako chęć współpracy i patrzymy przychylniej.
Ale zadania tego inspektoratu są o wiele szersze niż tylko pojedyncza plama oleju. Nadzoruje on bowiem m.in. także przeładunki i składowanie
substancji szkodliwych dla środowiska morskiego. Sprawuje nadzór na zdawaniem w portach odpadów i ścieków ze statków. Uzgadnia i koordynuje kwestie badań naukowych czy wydobywania zasobów mineralnych z
dna Bałtyku.
- Dziękuję za rozmowę.