Rozmowa z Małgorzatą Fudali, właścicielką firmy Stemag Marine w Szczecinie
- Mimo zwiększającej się
liczby ofert pracy na statkach, młodzi ludzie coraz rzadziej wybierają pracę na morzu. Uczestniczyła pani w powołaniu na Akademii Morskiej w Szczecinie Grupy Roboczej, mającej przywrócić prestiż zawodu
marynarza. Jak to zrobić?
- Jeżeli chcemy, aby gospodarka morska nie umarła, powinniśmy zacząć funkcjonować w świadomości już u najmłodszych dzieci. Im wcześniej zaczniemy, tym lepiej. Pogadanki
w szkołach średnich to zdecydowanie za późno. Należy już w przedszkolach pokazywać, przedstawiać i mówić o pracy na morzu. Dzieci widzą wtedy, że ktoś pływa i to daje mu satysfakcję, radość, możliwość
zwiedzenia świata. Wiedzą, że taki zawód jest trudny fizycznie i psychicznie, ale decyzję o jego wyborze podejmują świadomie. Dziecku trzeba pokazać, że ktoś pływa, bo to mu daje radość. Mój mąż też jest
marynarzem, pływał jedenaście lat. Mój bratanek widząc go, już jako małe dziecko postanowił, że będzie pracował na morzu. Dziś jest oficerem mechanikiem, spełnionym zawodowo. Starsza córka zawodowo
związała się z firmą z branży morskiej.
- Jako przedstawiciel niemieckiego armatora, posiadającego 60 statków, na które zatrudnia polską kadrę, uczestniczyła pani w spotkaniach z młodzieżą. Jak
oni reagują na tzw. morskie opowieści?
- Nie okazują zachwytu, ale uważam, że jak kropla drąży skałę, tak trzeba uświadamiać im, czym jest zawód marynarza, czym w ogóle jest praca na morzu. To
jest jeden z ciekawszych zawodów świata. Tu nie można popaść w rutynę, nie można spocząć na laurach, trzeba się cały czas rozwijać, kształcić, co daje satysfakcję, awans i prestiż.
- Podczas
tworzenia Grupy Roboczej mówiono, że romantyzm morskich opowieści w czasach kiedy każdy może zwiedzić świat, dziś już nie wystarcza. Jak zainteresować młodych tą branżą?
- Ten zawód musi
funkcjonować w obiegu społecznym. Może należałoby podpowiedzieć scenarzystom polskich seriali takich jak "Magda M" czy "Na Wspólnej", by wprowadzili do grona postaci marynarzy. "Klan" czy
"Na dobre i na złe" opanowane są przez lekarzy, których mamy w Polsce wielu. Oficer Polak jest dziś rozchwytywany przez armatorów, poszukiwany i ceniony. Taka informacja po-winna dotrzeć do młodych
ludzi. W tej chwili europejskie potrzeby w gospodarce morskiej sięgają rzędu 40 tys. etatów. Naprawdę nie będzie gospodarki morskiej, jak nie będzie miał kto pracować na statkach. Gospodarki innych krajów
się bogacą, bo wiedzą, jak wykorzystać ten sektor dla rozwoju swojego kraju.
- Jak to możliwe, że w konkursach o morzu wygrywają w ostatnich latach uczniowie z południowej i wschodniej części
Polski, a najwięcej harcerskich drużyn wodniackich jest na Śląsku?
- Bo oni są świadomi, że Polska leży nad morzem. Skąd u Ślązaków zainteresowanie tym zawodem? Stąd, że oni od urodzenia widzą, że
praca może być ciężka. Ich dziadkowie, ojcowie zawsze ciężko pracowali. Niedawno byliśmy z przedstawicielami szczecińskiej Akademii Morskiej na spotkaniu w Zamościu. Przyszło tysiąc dwieście ludzi,
prezydent - rodowy szlachcic - przyjął nas z wielkim szacunkiem. Ci wspaniali, skromni ludzie słuchali nas z zainteresowaniem. Bo dla nich marynarz to bohater. Może należałoby spróbować zrobić tak jak
Niemcy, którzy robią programy dla dzieci poświęcone wymierającym zawodom, po to aby te zawody odrodziły się w świadomości społeczeństwa.
- Dziękuję za rozmowę.