Gdy Polacy dążą do tego, aby ich narodowa flaga powróciła na statki, w Norwegii, która chlubi się tym, że jej
flota pływa pod narodową banderą, dzieje się coś przeciwnego. I wiele wskazuje na to, że tamtejsi armatorzy uciekną do rajów podatkowych.
Norwegia to jedna z morskich potęg z około 1600 statkami,
co oznacza 5-procentowy udział w światowej flocie. Prawie 60 proc. jej frachtowców pływa pod narodową banderą.
- Tak duży udział jednostek za-rejestrowanych w Norwegii to za-sługa tego, iż kraj ten
jako pierwszy na świecie wprowadził szereg instrumentów, które spowodowały zahamowanie procesu rejestracji pod wygodnymi banderami statków rodzimych armatorów - mówi Krzysztof Gogol, doradca dyrektora
PŻM, znawca światowej żeglugi.
Gogol przypomina, że w 1996 roku Norwegowie wprowadzili bardzo korzystny dla krajowych kompanii żeglugowych system podatkowy: - Odraczał on na czas nieokreślony
konieczność zapłaty podatku dochodowego od działalności armatorów. Pod warunkiem jednak, że pieniądze z tej działalności były przeznaczone np. na inwestycje, nie zaś na wypłatę dywidendy czy transfer za
granicę.
Ale sytuację chce odwrócić socjalistyczny rząd Norwegii. We wrześniu Kristin Halvorsen, minister finansów, zaproponowała zmianę obowiązującego od 11 lat systemu. Chce, aby przyjęto
klasyczny podatek tonażowy, jaki obowiązuje w wielu krajach Unii Europejskiej. Ale to nie wszystko.
- Ku przerażeniu armatorów, którzy od lat korzystali z dobrodziejstw norweskich ulg, przejście ze
starego systemu na nowy będzie się wiązało z koniecznością zwrócenia odroczonego podatku dochodowego. Zwrot mógłby zostać rozłożony na 10 lat -wyjaśnia Gogol.
W efekcie armatorzy, którzy rejestrowali
swoje statki pod flagą norweską, z dnia na dzień zostali postawieni przed koniecznością oddania 21 mld koron norweskich, czyli ok. 4 mld USD. Ściślej, byłoby to dwie trzecie tej kwoty, gdyż jedna trzecia
będzie mogła być wykorzystana przez kompanie na inwestycje proekologiczne.
Tamtejsze kompanie już zaczęły szacować straty: - Na przykład bu-dujący w Stoczni Szczecińskiej Nowej Odfjell będzie
musiał zwrócić 1,3 mld NOK, natomiast właściciel największej w Europie floty samochodowców Wilh. Wilhelmsen -1,5 mld NOK - wylicza Gogol.
Norweski Związek Armatorów protestuje i twierdzi, że jeżeli
projekt wejdzie w życie, spowoduje ogromny chaos. Co prawda na rynku frachtowym jest niebywała hossa, a np. indeks opłacalności przewozów ładunków masowych suchych osiąga 11 tys. punktów, ale armatorzy
nie mają gotówki, bo inwestują. W tym wypadku musieliby zerwać kontrakty ze stoczniami.
- Związek ocenia, że cała kwota, jaką "zalegają" rządowi armatorzy, jest równa wartości 250 nowych
statków - wylicza Gogol.
"Wyrok śmierci", zdrada rządu wobec firm żeglugowych - to oskarżenia, jakie padają. Kompanie grożą powszechnym reflagingiem norweskiej floty i zaczynają sondować inne
systemy podatkowe w poszukiwaniu bandery.
- Jeśli rząd nie wycofa się ze swojego planu, wówczas tak dumni ze swojej dotychczasowej polityki morskiej Norwegowie mogą już na dobre stracić ze swoich
jednostek narodową flagę. Bo jeśli nawet kolejny rząd znów zwróci się w kierunku armatorów, to nic nie odbuduje zaufania żeglugowców do rządzących - komentuje Krzysztof Gogol.