Zakładowa "Solidarność" złoży doniesienie do prokuratury na były zarząd Stoczni Szczecińskiej Nowej oraz jej
państwowego właściciela. Uważa bowiem, że kierownictwo spółki zawarło kontrakty na statki, które naraziły firmę na wielkie straty. Były prezes odpiera te oskarżenia.
Stoczniowa "Solidarność"
twierdzi, że straty na kontraktach to wina byłego zarządu, którego prezesem był Andrzej Stachura. Kierował spółką od jej powstania w 2002 r. do początku 2007 r. i za jego czasów podpisywano większość umów
z armatorami.
- Z informacji od nowego zarządu firmy wynika, że 4 miesiące temu kontrakty były niedoszacowane na ponad 1,2 mld zł - mówi Andrzej Antosiewicz, przewodniczący "Solidarności" SSN.
- Natomiast, zdaniem naszego związku, to niedoszacowanie opiewało na ponad 1,5 mld zł.
Antosiewicz dodaje, że po renegocjacjach tych umów z armatorami przez obecnego prezesa Artura Trzeciakowskiego
poziom potencjalnej straty zmniejszono do 800 min zł. Twierdzi też, że w kontraktach nie było mechanizmów zabezpieczających spółkę przed zmianami cen stali czy wahaniem kursów walut.
- Zawsze można
zrzucać winę na poprzedników - odpowiada Andrzej Stachura, były prezes SSN. - Ale przypomnę, że wszystkie kontrakty, które podpisywaliśmy, były w tamtym czasie rentowne. I choć zawieraliśmy je w gorszych
rynkowo warunkach, uzyskaliśmy za statki lepsze ceny niż upadła Porta Holding.
Według Stachury, nie było zwyczaju, także w kontraktach Porty Holding i innych stoczni krajowych czy zagranicznych,
zabezpieczania ryzyk: - Armatorzy nie zgadzają się bowiem na zapisy, które zmuszałyby ich do ewentualnego dopłacania do statków.
Eksprezes dodaje, że stocznie i banki występowały o zabezpieczenia na
kontrakty, ale - ze względu na brak limitów na poręczenia i gwarancje - Ministerstwo Finansów im odmawiało.
Zdaniem Stachury, gdyby zgodnie z ustaleniami spółkę dokapitalizowano przed akcesją do UE,
byłaby możliwość przeznaczenia tych środków na transakcje zabezpieczające i można by zabezpieczyć ok. 300 min USD po kursie powyżej 4 zł.
- Problem Stoczni Nowej jest całkiem inny. Spółka produkuje
dziś o 40 proc. mniej statków niż wtedy, gdy byłem prezesem. A mniejszy przerób przy wyższych kosztach musi spowodować spadek opłacalności - tłumaczy Stachura.
Wg byłego prezesa, kontrakty, na które
powołuje się "Solidarność" powinny już być dawno zrealizowane, a firma rozpoczynać korzystniejsze umowy na statki dla kompanii rosyjskich. - Ale najgorsze jest to, że dziś stocznia straciła zdolność
do rozmowy z bankami, które wycofały się z jej finansowania załatwionego przez poprzedni zarząd - mówi.
Tymczasem Komisja Krajowa "Solidarności" zapowiada na 14 grudnia manifestację w sprawie
indolencji właścicieli firmy i w obronie miejsc pracy oraz prawa do pensji.