Przyspieszone wybory odsuwają w czasie możliwość fuzji PKN Orlen i Grupy Lotos, choć de facto byłoby to wchłonięcie
tej drugiej przez płocki koncern i sprowadzenie wybrzeżowej rafinerii do roli zakładu przetwórczego, podporządkowanego strategii Orlenu. Groziłoby to zwolnieniami z pracy części załogi i odcięciem
gdańskiego budżetu samorządowego od pokaźnego źródła podatków, sięgających rocznie 70 mln zł.
Informacje o takich planach pojawiły się w połowie br. Orędownikiem fuzji jest bowiem minister skarbu
państwa Wojciech Jasiński, pochodzący - nawiasem mówiąc - z Płocka, a prezes Orlenu Piotr Kownacki zupełnie jawnie, w mediach, także na wrześniowym Forum Ekonomicznym w Krynicy, przedstawiał zalety i
korzyści takiego rozwiązania.
Na pewno utworzenie dużej i silnej kapitałowo polskiej grupy naftowej, liczącej się w całej Europie Środkowo-Wschodniej, uodporniłoby ją na wstrząsy na rynku paliwowym
i umożliwiło - na zasadzie skali - kupowanie surowca na lepszych warunkach niż obecne transakcje dokonywane oddzielnie. Jednak najważniejszym argumentem, przemawiającym za fuzją, było przeciwstawienie się
groźbie wrogiego przejęcia Orlenu przez nieznanego inwestora, skupującego na giełdzie akcje płockiego koncernu. Według mediów, za planami takiego przejęcia kryje się rosyjski Gazprom. Analitycy wskazują
jednak, że wprawdzie skarb państwa, posiadając 27,5% akcji Orlenu i tzw. złotą akcję, nie sprawuje nad nim pełnej kontroli, ale w statucie spółki jest zapis, iż żaden inny akcjonariusz poza skarbem
państwa, nie może wykorzystać na WZA więcej niż 10% głosów. Ponadto, zgodnie z prawem, każdy inwestor, który osiągnie ponad 5% akcji danej spółki, musi o tym powiadomić rynek. Na dodatek, wszelkie większe
transakcje odnotowywane są przez Generalny Inspektorat Informacji Finansowej, mogący - w razie potrzeby - wstrzymać podejrzaną transakcję. Jeżeli więc owe zapisy nie w pełni zabezpieczają spółkę, to na
pewno bardzo utrudniają jej wrogie przejęcie.
Ale minister gospodarki Piotr Woźniak nie pozostawił wątpliwości, że na razie nie ma mowy o fuzji obu spółek, ponieważ, jak stwierdził, rząd nie
zamierza zmieniać strategii dla sektora naftowego przyjętej na początku br., a ona nie przewiduje możliwości połączenia Orlenu i Lotosu.
- Obowiązuje nas program dla sektora naftowego i dopóki nie
zajdą jakieś istotne zmiany, nie widzę powodów, dla którego mielibyśmy to robić - powiedział.
Warto przypomnieć, że kilka lat temu politycy SLD, kiedy sprawowali rządy, również wyszli z podobnym
pomysłem fuzji, ale wówczas udało się zneutralizować te plany. Teraz kalendarz wyborczy przyszedł w sukurs Grupie Lotos, która - przynajmniej przez jakiś czas - może skupić się na realizacji strategii,
zakładającej m.in. rozwój własnego potencjału przetwórczego.
We wrześniu br. ruszyła kampania marketingowa, prezentująca ten najważniejszy dla Grupy Lotos "Program10+", czyli Program
Kompleksowego Rozwoju Technicznego. Dlaczego 10+?
- Po pierwsze dlatego, że kompleks instalacji ruszy w 2010 r. Po drugie, zwiększy on zdolność przerobową rafinerii gdańskiej do ponad 10,5 mln t
ropy rocznie. Wreszcie, w określony sposób, wpłynie na wzrost wyników oraz wartości całej grupy kapitałowej Lotos - wyjaśnia prezes koncernu Paweł Olechnowicz.
Będzie to jakby druga rafineria, choć
przedsięwzięcie jest bardziej skomplikowane, w porównaniu z budową nowego zakładu. Marek Sokołowski, wiceprezes, dyrektor ds. produkcji i rozwoju, podkreśla, że same prace montażowe (i potem podłączenia
do pracujących już instalacji i węzłów technologicznych), będą nie lada sztuką, ale opanowaną już przez załogę rafinerii.
Jest to jedna z największych inwestycji Wybrzeża ostatnich lat, mająca
kosztować 5,6 mld zł (1,4 mld euro), z czego 30% pochodzić będzie ze środków własnych rafinerii, a 70% - z kredytów. Także we wrześniu rozpoczęły się rozmowy z bankami na temat finansowania programu.
Dzięki jego realizacji, skonsolidowane przychody ze sprzedaży całej grupy wzrosną z obecnych 13 mld zł rocznie, do 20 mld zł.
Na 14 ha, przez 3,5 roku, pracować będzie ok. 3 tys. osób. Teren jest
depresyjny, więc najpierw trzeba go wzmocnić specjalnymi palami, jak to było przed laty, gdy zadecydowano o zlokalizowaniu rafinerii właśnie w tym miejscu. Dopiero potem powstaną drogi, place i fundamenty
pod stalowe konstrukcje i instalacje technologiczne, a w końcowej fazie montowane będą systemy zabezpieczenia przeciwpożarowego, teletechniczne i sterowania. Powstaną tam takie instalacje, jak:
hydroodsiarczania oleju napędowego (HDS), destylacji ropy naftowej, hydrokraking oraz wytwórnia wodoru. Pozwolą one rafinerii nie tylko zwiększyć zdolności produkcyjne o 75%, ale także pogłębić przerób
surowca i lepiej zagospodarować pozostałości tego procesu do produkcji asfaltów, na które jest coraz większe zapotrzebowanie w kraju i za granicą.
W rezultacie, koncern wprowadzi na rynek o 3 mln t
więcej oleju napędowego rocznie, 1 mln t benzyn i 500 tys. t asfaltu (w br. ma go sprzedać rekordową ilość - ponad 1 mln t). Mając na uwadze przyszłe zadania, Lotos już rozpoczął nabór inżynierów,
chemików, automatyków i mechaników. Łącznie bowiem powstanie 150 nowych miejsc pracy.
Drugą obok inwestycji, niezwykle ważną dla całej Grupy Lotos kwestią, jest zapewnienie ciągłego i
nieprzerwanego dostępu do surowców. Za 2 lata gdańska rafineria potrzebować będzie do przerobu 10,5 mln t ropy i zgodnie z rządowym programem zwiększenia poziomu bezpieczeństwa energetycznego kraju Lotos
zweryfikował swoje plany, dotyczące dostaw ropy z własnych źródeł. Według obecnej strategii, do 2012 r. wydobycie ropy z dna Bałtyku przez Petrobaltic, spółkę wchodzącą w skład GL, wzrosnąć miało z 300
tys. t obecnie, do 1 mln t. Prezes Olechnowicz nie wyklucza jednak, że te wielkości mogą się znacznie zwiększyć i że do czerwca przyszłego roku koncern przygotuje zmianę strategii w segmencie wydobywczym.
Tymczasem przedstawiciele Lotosu prowadzą daleko zaawansowane rozmowy w sprawie wejścia polskiego koncernu do spółki wydobywającej ropę naftową na Morzu Północnym lub Norweskim, choć w grę wchodzi też
udział GL
w projekcie wydobywczym. Stamtąd gdańska rafineria powinna otrzymywać 2-3 mln t ropy. Efekty tych negocjacji poznamy, prawdopodobnie, pod koniec br.
Zmiany w planach zakupów surowca są
podyktowane zapewne poważną i realną groźbą odcięcia od głównych dostaw ropy z Rosji poprzez rurociąg "Przyjaźń". Grupa Lotos chce więc systematycznie zwiększać dostawy surowca drogą morską i w br.
zamierza sprowadzić statkami 1 mln t, a więc 15% surowca potrzebnego do przerobu. W następnych latach tego typu dostawy będą coraz większe. Wprawdzie rosyjska ropa jest jeszcze nadal bezkonkurencyjna pod
względem ceny, ale różnice w stosunku do cen ropy z innych części świata stają się porównywalne i w najbliższych latach powinny się wyrównać. Wówczas opłacalność przerobu ropy w gdańskiej rafinerii nie
będzie już zależała od przesłanek politycznych, a dostawy morzem będą gwarantować stabilną działalność całej Grupy Lotos.