Rosyjski koncern naftowy Łukoil postraszył swoich partnerów z Polski, Czech, Słowacji i Niemiec, informacją, że zamierza
podnieść ceny ropy naftowej. Jak stwierdził Wagit Alekpierow, prezes Łukoil, cena powinna być sprawiedliwa, rynkowa i konkurencyjna wobec surowca sprowadzanego z innych kierunków. Gdyby Rosjanie podnieśli
ceny, dla Orlenu i Lotosu mogłoby to oznaczać wzrost kosztów nawet o 1 mld zł.
Niedawno Rosjanie rozmawiali o podwyżce ceny ropy o 2,5 USD na baryłce, dla niemieckiej rafinerii w Schwedt. Nie
wiadomo ostatecznie, jak zakończyły się negocjacje. Gdyby jednak podobną "ofertę" złożyli Polsce i udałoby się doprowadzić do podniesienia ceny o tę kwotę, to dla polskich rafinerii oznaczałoby to
wzrost kosztów zakupu ropy o 350 mln USD (980 mln zł) rocznie. Gróźb ze strony rosyjskiego koncernu nie obawia się PKN Orlen. Zdaniem Cezarego Filipowicza, wiceprezesa ds. wydobycia i handlu ropą, dla
kontraktów terminowych, które pokrywają ponad 80% zapotrzebowania koncernu, nie ma to znaczenia. Poza tym, stwierdził, gdy ktoś może podnieść cenę, to robi to, a nie tylko o tym mówi.
Jednak dla
Rosjan opłacalność przesyłu ropy do Niemiec, tranzytem przez Polskę, pogorszyła się, dlatego część dostaw, już w sierpniu br., skierowana została przez Bałtycki System Rurociągowy, pozwalając Rosji na
eksport ropy przez terminal w Primorsku.
Zdaniem szefów Orlenu, Rosjanie będą chcieli uniezależnić się od pośrednictwa, np. Polski, dlatego będą rozbudowywać własne terminale naftowe. Oznacza to
m.in. wzrost eksportu ropy naftowej przez porty w Primorsku i Noworosyjsku.
- Za kilka lat nie będzie już mowy o wysyłaniu rosyjskiej ropy przez Naftoport w Gdańsku. Całość tego eksportu weźmie na
siebie terminal naftowy w Primorsku - uważa C. Filipowicz.
Dochodzą też do tego rosyjskie plany wstrzymania dostaw ropy do Polski rurociągiem "Przyjaźń". Ostatnio głośno było o decyzji strony
rosyjskiej na temat budowy drugiej nitki ropociągu do portu w Primorsku, czyli tzw. Bałtyckiego Systemu Rurociągowego. Część ekspertów oceniła, że kiedy ta inwestycja zostanie zrealizowana, Rosja nie
będzie musiała przesyłać ropy na Zachód rurociągiem.
Dodatkowo, obawy w kwestii dalszej eksploatacji "Przyjaźni" wzmagały sugestie przedstawicieli rosyjskich władz, że usunięcie awarii odnogi
prowadzącej na Litwę, do należącej do Orlenu rafinerii w Możejkach, jest nieopłacalne z ekonomicznego punktu widzenia.
Według szefów PKN Orlen, ewentualne wstrzymanie dostaw rurociągiem nie stanowi
jednak wielkiego problemu dla rafinerii w Płocku. Koncern zapewnia bowiem, że jest w stanie wykorzystywać 100% mocy produkcyjnych, dzięki sprowadzaniu ropy drogą morską, poprzez Naftoport w Gdańsku i
rurociąg pomorski, prowadzący z Gdańska do Płocka. Roczne zdolności przesyłowe tego rurociągu wynoszą ok. 18 mln t, podczas gdy zdolności przerobowe zakładu w Płocku to obecnie 13,8 mln t rocznie. Tak
więc, w razie potrzeby, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby całość dostaw trafiała morzem. Różnica w cenie transportu rurociągiem i drogą morską nie jest aż tak znacząca, oczywiście przy założeniu zakupu
surowca z tych samych źródeł.
Do końca br., Orlen ma mieć gotowy plan zaopatrzenia rafinerii w Płocku ropą z tankowców i przeprowadzenia testów dostaw przechodzących przez Naftoport. Zakład już
dokonuje zmian technicznych, które pozwolą mu przerabiać surowiec inny niż rosyjski. Ale z ropy rosyjskiej nie zrezygnuje, gdyż jest ona ciągle najtańsza. Dlatego, kierownictwo Orlenu bierze pod uwagę
import surowca z rosyjskich terminali morskich.
Za to zarząd Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych "Przyjaźń", który obsługuje dostawy ropy do Polski rurociągiem, ma już gotową
strategię rozwoju, pozwalajacą na zabezpieczenie kraju przed ograniczeniem lub rezygnacją z eksploatacji "Przyjaźni". Będzie to jednak wymagało m.in. określenia nakładów inwestycyjnych na rozbudowę
infrastruktury magazynowej na północy kraju. PERN chce być gotowy do odbioru ropy z morza, gdyż w sytuacji ograniczenia dostaw rurociągiem, surowiec będzie sprowadzany tankowcami i przeładowywany w
Naftoporcie. Stąd, pomysł zbudowania, na terenie Siarkopolu w Gdańsku, magazynów na ropę i paliwa. Inwestycja, której koszt szacowany jest na blisko 400 mln zł, mogłaby ruszyć już w przyszłym roku.
Jednak, przez opieszałość władz PERN, Naftoport może już teraz zostać bez rosyjskiej ropy i stracić kilkanaście milionów złotych, jakie zarabia na jej eksporcie. Pośrednicząca w handlu ropą spółka
Mercuria Energy Group (MEG), wciąż nie podpisała nowej umowy z PERN, na tranzyt surowca rurociągiem "Przyjaźń". Dotychczasowa, wygasa w grudniu br. Jeśli PERN będzie przeciągał rozpoczęcie negocjacji,
MEG (czyli dawna J&S Group, jeden z głównych dostawców ropy do polskich rafinerii) może skierować przyszłoroczne dostawy do rosyjskiego Primorska. Z ponad 10 mln t, jakie przeszły przez Naftoport,
zaledwie 1,5 mln t stanowił import do krajowych rafinerii. Praktycznie, cała reszta pochodziła z dostaw MEG wysyłanych poprzez terminal do jej zagranicznych odbiorców. PERN uspokaja jednak, że rozmowy
rozpoczną się jeszcze we wrześniu i umowa zostanie na pewno zawarta.
Ewentualna zmiana kierunku zaopatrywania Polski w ropę oznaczałaby dla PERN także dużą zmianę w przychodach. Obecnie spółka
zarabia niemal wyłącznie na przesyle rosyjskiej ropy. Mimo to, przedstawiciele PERN zwracają uwagę, że firma straciłaby tylko część dochodów - tych, które pochodzą z tranzytu ropy do Niemiec i z dostaw
dla Lotosu. PERN mógłby za to zarabiać na przeładunkach ropy w Naftoporcie, którego jest właścicielem, oraz na dostawach rurociągiem pomorskim do Orlenu. Rurociąg ten mógłby też służyć np. do
zorganizowania dostaw ropy do niemieckich rafinerii leżących na końcu rurociągu "Przyjaźń".
Ponadto, PERN wciąż liczy na przedłużenie rurociągu Odessa - Brody, do Płocka. Jeszcze w br.
konieczne jest podjęcie decyzji w sprawie realizacji inwestycji. Na razie, spółka Sarmatia, której celem jest przedłużenie ropociągu, zdecydowała o podwyższeniu kapitału z 2 do 12 mln zł i powiększeniu
grona udziałowców o koncern Socar z Azerbejdżanu, GOGC z Gruzji i litewski terminal portowy Klaipedos Nafta. Dotychczasowymi udziałowcami byli: PERN i ukraińska Ukrtransnafta. Możliwe jest także wejście
kolejnego akcjonariusza - kazachskiego koncernu KazMunaiGaz.
Jeśli decyzja będzie pozytywna, to budowa musi ruszyć za 2 lata, aby w latach 2010-2011 rurociąg był gotowy. Koszt powstania polskiego
odcinka to 500 mln euro.