Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE) ostrzega, że w ciągu najbliższych 5 lat światowy rynek paliwowy
przeżyje moment krytyczny, ponieważ niewystarczająca podaż ropy naftowej wymusi gwałtowny wzrost jej cen, do poziomów dotąd niespotykanych. Przewiduje ponadto, że znacznie zwiększy się zależność Zachodu
od ropy pochodzącej ze złóż krajów OPEC.
- Kiedy dojdziemy do momentu, gdy podaż będzie niewystarczająca, jedyną możliwością zrównoważenia sytuacji na rynku będzie podwyżka cen i spadek popytu -
stwierdził szef MAE Lawrence Eagles, w wywiadzie dla "Financial Times".
Podczas dorocznego Forum Ekonomicznego w Krynicy, minister gospodarki Piotr Woźniak zapowiedział, że 3 października br.,
podczas posiedzenia rady zarządzającej MAE, Polska zostanie zaproszona do członkostwa w organizacji, co zwiększyć ma nasze bezpieczeństwo energetyczne. Według raportu Emergency Response Review, jaki
został przyjęty na posiedzeniu Stałej Grupy ds. Sytuacji Kryzysowych MAE, nasz kraj ma sprawny system reagowania kryzysowego na rynku ropy naftowej, a więc spełnia kryteria członkowskie.
Jakie to
ma dla nas znaczenie, oprócz splendoru? Ano takie, że w sytuacji zakłócenia dostaw ropy naftowej Polska będzie mogła korzystać z pomocy innych państw członkowskich. Na czym zaś polega sprawność polskiego
systemu? Według resortu gospodarki, gwarantuje on utworzenie wymaganej rezerwy interwencyjnej ropy i produktów naftowych w wysokości odpowiadającej 90-dniowemu importowi. Kolejne elementy tego systemu to
m.in. sprawne mechanizmy uruchamiania rezerw i środki ograniczania popytu, umożliwiające zmniejszenie zużycia produktów naftowych w przypadku obniżenia dostaw tego surowca i produktów do państw MAE.
Można zadać pytanie, czy istotnie specjaliści MAE nie mylą się, przewidując w ciągu najbliższych 5 lat kryzys na światowym rynku paliwowym? Wydaje się, że mają rację, ponieważ widoczne są już wyraźne
symptomy nadejścia tych niezbyt dla nas pocieszających wydarzeń. Otóż, niedawno, Rosjanie zapowiedzieli, że w najbliższych latach zamkną rurociąg "Przyjaźń", a swój eksport na Zachód realizować będą
drogą morską, poprzez rozbudowywany port w Primorsku, o zdolności przeładunkowej 150 mln t ropy. Poczynione tam wielkie nakłady inwestycyjne uwiarygodniają rosyjskie pogróżki, a podjęte przez Kreml
decyzje uruchomiły pewne, nieodwracalne mechanizmy - i jest już tylko kwestią czasu, kiedy nasz kraj, a także inne państwa Unii Europejskiej, stanie w obliczu konieczności całkowitej zmiany kierunków
dostaw ropy.
Czy zatem w takiej sytuacji polskie rafinerie będą musiały zatrzymać produkcję z braku dostaw surowca? Na pewno nie, ponieważ zamknięcie rurociągu z Rosji może natychmiast być
zrekompensowane transportem morskim. 16 lat temu, przewidując taką sytuację, stworzono w Gdańsku Naftoport i rozbudowano potencjał bazy paliwowej Portu Północnego, aby móc sprowadzać ropę drogą morską.
Dziś zdolności przeładunkowe PP, z 3 stanowiskami cumowniczymi, określa się na 50 mln t rocznie, a już przedstawiciele Zarządu Morskiego Portu Gdańsk mówią nawet o 2 dalszych stanowiskach i powiększeniu
potencjału do 80 mln t. Prezes Naftoportu Tadeusz Zakrzewski* wskazuje na 3 warianty scenariuszy, jakie rozpatrywane są w przypadku kryzysu naftowego.
- Zakładamy, że do Polski nadal będzie płynęła
ropa rurociągiem "Przyjaźń" i zaopatrywała nasze rafinerie w Płocku i Gdańsku, natomiast może w tym momencie nastąpić załamanie tranzytu. Drugi scenariusz przewiduje, że nastąpi ograniczenie dostaw
rurociągiem do polskich i niemieckich rafinerii, a zaopatrzenie będzie odbywało się drogą morską do Gdańska z Primorska, lub z innych portów, np. z Rotterdamu czy bezpośrednio z Morza Północnego lub
Kuwejtu. W trzecim scenariuszu, zaopatrzenie naszych rafinerii całkowicie przejmie Port Północny, na co jesteśmy w pełni przygotowani - mówi prezes Zakrzewski.
Z technicznego punktu widzenia, nie
ma żadnych przeciwwskazań, by realizować ten trzeci wariant, pomijając aspekt finansowy, ponieważ rosyjska ropa jest jeszcze nadal dużo tańsza od surowców z innych części świata. Natomiast z punktu
widzenia logistycznego obsługa 25-30 mln t ropy (bo tyle potrzebuje nasza gospodarka i niemieckie rafinerie) oraz kilku lub kilkunastu milionów ton rosyjskiego tranzytu (jeżeli będzie on jeszcze istnieć),
może nastręczać pewne trudności. Nagle pojawi się więcej tankowców, które trzeba wprowadzić do portu i z niego wyprowadzić, więc przy niezbyt dokładnej koordynacji może powstać kongestia. Prezes
Zakrzewski uspokaja, że jego firma jest na taką ewentualność przygotowana i może pełnić rolę koordynatora, by zapewnić płynność w ruchu tankowców.
Kolejnych problemów może nastręczać brak dostatecznej
pojemności składów. 11 km od Portu Północnego, w Górkach Zachodnich, znajduje się terminal PERN, o pojemności 900 tys. m3, ale może okazać się ona niewystarczająca dla czasowego przechowania dużych dostaw
drogą morską.
- Przy zwiększonym ruchu statków, chcemy również rozbudować nasz port, by oprócz przyjmowania większej ilości ropy, w sposób niezagrożony, można było obsługiwać rafinerię gdańską i
całą Grupę Lotos pod względem obrotu produktami - dodaje szef Naftoportu.
Można więc stwierdzić, że przygotowania do uniknięcia destabilizacji naszej gospodarki zostały poczynione we właściwym
czasie. Jednak trudno pominąć inny aspekt problemu, jaki wiąże się z raptownym zwiększeniem ruchu tankowców z pełnymi ładowniami, płynącymi nie tylko do Portu Północnego, ale przede wszystkim z Primorska
w świat. Zmiana rosyjskiej strategii dystrybucji ropy spowoduje, że na Bałtyku pojawi się nagle kilkadziesiąt milionów ton tego ładunku więcej, transportowanego przez kilkaset dużych tankowców, a raptowne
zagęszczenie ruchu statków wywoła wzrost zagrożenia dla całego basenu Morza Bałtyckiego. Na pewno prawdopodobieństwo katastrofy i wycieków ropy będzie znacznie większe niż dotychczas, a każdy tego rodzaju
wypadek oznaczałby katastrofę ekologiczną o trudno wyobrażalnych następstwach na wiele lat. Wystarczy przywołać wyciek, jaki przed laty nastąpił w rejonie Ventspils, z rosyjskiego tankowca Antonio
Gramsci, o czym Rosjanie nikogo nie powiadomili, a kraje sąsiednie dowiedziały się o katastrofie, gdy rozlew dotarł do brzegów fińskich i szwedzkich.
Pojawiają się głosy, że ponieważ Bałtyk jest
prawie wewnętrznym morzem UE, to i ona sama powinna zadbać o przyszłość tego akwenu, by zapobiegać zagrożeniom, nim staną się one faktem. To właśnie Komisja Europejska powinna wynegocjować z Rosją warunki
dalszego rozwoju żeglugi na Bałtyku i ograniczenia transportu ładunków niebezpiecznych (ropy, produktów naftowych i gazu) statkami, na rzecz przesyłu tego typu surowców znacznie bardziej bezpiecznymi
rurociągami lądowymi. Być może, KE także finansowo powinna włączyć się w modernizację starego już rurociągu "Przyjaźń", by utrzymać przepływ surowca z Rosji do Europy.
-------------------------------
* W trakcie przygotowywania materiału do druku, Tadeusz Zakrzewski został odwołany z funkcji prezesa Naftoportu.