Rafał Wiechecki, były mini-ster gospodarki morskiej i numer jeden na liście kandydatów LPR do
Sejmu twierdzi, że udało mu się zachęcić do startu w wyborach bardziej wartościowych kandydatów niż dwa lata temu. A to powinno oznaczać, że jego partia, która przyjęła na swoją listę kandydatów z Unii
Polityki Realnej i Prawicy Rzeczypospolitej, powinna uzyskać w naszym regionie lepszy wynik niż poprzednio, gdy głosowało na nią ponad sześć procent wyborców.
Wiechecki stwierdził, że przynajmniej
jeden z kandydatów zostanie posłem. Inny wynik będzie porażką.
Na wczorajszej konferencji prasowej lider listy LPR ujawnił dziennikarzom swoje hasło wyborcze, z którym odtąd będzie prowadził kampanię
wyborczą. Brzmi ono: "Moją partią Pomorze Zachodnie". - Jestem mieszkańcem tego miasta i regionu, którego mieszkańcy wybrali mnie posłem, więc muszę reprezentować jego interesy. Poseł LPR poddał
ostrej krytyce telewizję publiczną, która, jego zdaniem, jest kompletnie opanowana przez PiS i prezentuje się gorzej niż za kadencji osławionego "Brunatnego Roberta", czyli Roberta Kwiatkowskiego,
prezesa z czasów rządów SLD.
Najcięższe działa Wiechecki wytoczył przeciwko swojemu następcy na fotelu ministra i liderowi PiS w regionie, oskarżając ich o to, że nie dbają o inwestycje na Pomorzu
Zachodnim. Powiedział, że chodzi aż o trzynaście inwestycji, które miały realne szansę na realizację. Dwie z nich znajdowały się na "liście podstawowej", która gwarantowała na sto procent, że będą
zrealizowane. Pierwsza miała zapewnić sprawny i bezproblemowy dostęp do portu w Świnoujściu od strony lądu, druga całkowitą modernizację portu w Darłowie. Zdaniem posła, jedenaście pozycji z listy
rezerwowej także miało szansę na realizację, w tym projekt dotyczący dojazdu do szczecińskiej Łasztowni i budowa terminalu promowego i barkowego w Policach.
Na pytanie o powody "wyrzucenia",
jak to określił Wiechecki, trzynastu inwestycji z naszego regionu z listy podstawowej i rezerwowej, były minister odpowiedział, że wpływ na to mógł z pewnością mieć fakt, że jego następcy w Ministerstwie
Gospodarki Morskiej przez kilka tygodni zajmowali się przede wszystkim sprawami personalnymi.
Jednym z ich błędów było zwolnienie dyrektora, który zajmował się funduszami unijnymi. Stąd m.in.
wspomniane "wyrzucenie". Wiechecki zarzucił swoim następcom także niekompetencję i niezrozumienie funkcjonowania funduszy unijnych.