Bruksela ostrzega przed łamaniem wprowadzonego przez nią zakazu połowu dorsza na wschodnim Bałtyku, który wprowadziła
do końca roku. Polski rząd natomiast pobłażliwie podchodzi do naruszeń tego zakazu przez naszych rybaków i proponuje własną strategię ochrony ryb. Tymczasem do dymisji podał się dr Zbigniew Karnicki,
znany ekspert od dorsza. W proteście przeciw polityce rządu zrezygnował ze stanowiska zastępcy dyrektora Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni.
To, że nad Karnickim zbierają się czarne chmury,
można było wysnuć z wypowiedzi ministra Marka Gróbarczyka podczas spotkania z dziennikarzami w Szczecinie. Szef resortu gospodarki morskiej mówił, że przedstawiciele środowiska rybackiego uważają, iż
Karnicki jest tendencyjny i bardziej opowiada się za stanowiskiem Brukseli w sprawie dorsza. - Poprosiłem dyrektora MIR Tomasza Linkowskiego, aby na ten trudny okres wyznaczył kogoś innego, kto w
instytucie byłby odpowiedzialny za gospodarkę rybną - powiedział wówczas Gróbarczyk. - Pozostawiam w tym zakresie swobodę, ale niech to będzie osoba obiektywna.
Podpadł rybakom?
Parę
dni później Zbigniew Karnicki sam podał się do dymisji. W liście otwartym powołał się na jedną z zasad, jaką jest "przestrzeganie uczciwości i niezależności opinii naukowych". Przypomniał, że MIR jest
jedyną w Polsce placówką naukową oraz prowadzącą badania konieczne do zarządzania rybołówstwem na Bałtyku.
Naukowiec poinformował, że minister chciał się od niego dowiedzieć, jakie skutki dla branży w
Polsce spowoduje zaprzestanie połowów dorszy, a także, jakie negatywne konsekwencje przyniesie naszemu krajowi złamanie zakazu. Doktor wyjaśnił obie kwestie i jak twierdzi w odpowiedzi przyszedł list
ministra - nie do niego lecz do jego szefa - dyr. Linkowskiego. Gróbarczyk napisał w nim, że do resortu "napływają, kierowane przez różne środowiska, sygnały dotyczące nienależytego uwzględniania uwag i
postulatów tych środowisk w procesie przygotowywania stanowisk i opinii formułowanych przez pracowników instytutu". Minister prosi więc o "rozważenia możliwości" odwołania dyr. Karnickiego, a
powołania w jego miejsce "osoby gwarantującej należyty obiektywizm w przyszłych badaniach instytutu".
Zamach na niezależność
Dr Karnicki uważa to za "niedopuszczalny zamach na niezależność
opinii naukowych". Jego zdaniem, z treści tego faksu "jasno wynika, iż minister uważa, że naukowcy Instytutu, często wybitni eksperci o międzynarodowej renomie, powinni prezentować opinię, że +dorsza
w Bałtyku jest w bród+, a nie nagłaśniać wyników niezależnych badań zasobów dorsza prowadzonych wspólnie przez wszystkie państwa bałtyckie, które wskazują coś wręcz przeciwnego".
Zdaniem eksperta,
mówienie rybakom przez decydentów: "nie namawiamy was do łowienia, ale jak będziecie łowić, to was nie ukarzemy" jest niedopuszczalne. "Prowadzi to bowiem do dalszego rozbicia środowiska i
usztywnienia stanowiska KE pokazując, że polska administracja rybacka nie ma żadnej polityki w stosunku do rybołówstwa i nie panuje nad sytuacją" - napisał Karnicki.
Dorsz na linii
Tymczasem Joe Borg, unijny komisarz ds. rybołówstwa, nie ma zamiaru cofać zakazu połowu dorsza na wschodnim Bałtyku. Ministerstwo i Bruksela rozmawiają jednak w tej sprawie. Do telefonicznej rozmowy
doszło w piątek. Jak poinformował Krzysztof Gogol, rzecznik ministra gospodarki morskiej, komisarz zainteresował się dokumentacją przekazaną przez stronę polską, która ma pokazywać, że w aktualnej
sprawozdawczości unijnej są błędy. A na tej podstawie Borg miał wydać zakaz połowu.
- Joe Borg poprosił ministra Gróbarczyka o dalsze informacje w tej sprawie - mówi Gogol. Przyznał też, że Borg
podtrzymał zakaz, "jednak wyraził chęć dalszej dyskusji na ten temat". Kolejna rozmowa ma się odbyć około 11 października.
Podczas rozmowy min. Gróbarczyk zaproponował własny program ochrony
bałtyckich gatunków ryb, który od tej chwili stał się oficjalną propozycją Polski w kwestii zmiany polityki połowowej na Bałtyku.
W skrócie strategia ta ma polegać na całkowitym zniesieniu systemu
przyznawania limitów połowowych poszczególnym krajom: - Ma go zastąpić wprowadzenie nowych, poszerzonych okresów ochronnych. Odłów byłby również kontrolowany poprzez utrzymanie potencjału połowowego
poszczególnych krajów. Połów ryb niewymiarowych skutkowałby ogromnymi karami finansowymi (do 50 tys. zł) oraz odbieraniem licencji połowowych. Szczególnej ochronie podlegałyby również ryby znajdujące się
w okresie tarła. Większej kontroli poddane byłyby kutry łowiące gatunki pelagiczne w celach niekonsumpcyjnych, czyli tzw. paszowce - wylicza założenia rzecznik.
Komisja - ale bez sąsiadów
W telefonicznej rozmowie z unijnym komisarzem szef resortu jeszcze raz upomniał się o niezależną komisję, która ma powstać po to, aby oszacować stan populacji dorsza. Mają w niej być przedstawiciele
z krajów śródziemnomorskich, co - zdaniem polskiej strony - zapewniłoby bezstronność. - Komisarz Joe Borg upiera się jednak, aby w jej skład wchodzili przedstawiciele krajów nadbałtyckich. Taki skład może
jednak postawić pod znakiem zapytania obiektywizm ostatecznych wyników prac komisji - uważa Gogol.
Napięcie jednak nie słabnie. Borg przypomniał, że KE ma wiele instrumentów, by doprowadzić do
respektowania zakazu, a orzeczenie o środkach tymczasowych w tej sprawie może wydać Trybunał Sprawiedliwości w Strasburgu.
Z kolei minister Gróbarczyk nazwał w czwartek w Elblągu "kuriozalnym"
wprowadzenie przez KE dla Polski zakazu połowu dorsza i jednocześnie unijne wspieranie programu rybołówstwa w naszym kraju. - Widać tu jakieś zintegrowane działanie, prowadzące do jednego, do pozbawienia
nas floty rybołówstwa morskiego.
Łamanie zakazu połowu dorsza przez Polaków oburzyło jednak Skandynawów. Przedstawiciele rządów Szwecji i Danii twierdzą, że Bruksela podchodzi do problemu zbyt
pobłażliwie. Natomiast były urzędnik naszego ministerstwa obawia się, aby spór nie skończył się wstrzymaniem unijnej pomocy dla rybołówstwa.