Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Prezes zawsze dziewica

Nie, 2007-09-24

Ojciec dyrektor z Torunia już raz pomagał stoczni z Gdańska jako solidarnościowej kolebce. Teraz stoczni pomaga człowiek ojca dyrektora. Nie tylko zresztą stoczni, ale całej gałęzi przemysłu w Polsce. Paweł Brzezicki w latach 1998-2004 zarządzał Polską Żeglugą Morską mającą status przedsiębiorstwa państwowego i znaczny majątek. Oprócz rozmaitych nieruchomości (w tym nowoczesny wysokościowiec zwany "termosem" w centrum Szczecina) firma posiadała od 80 do 90 statków handlowych pływających na liniach oceanicznych oraz kilka promów pasażerskich pływających po Bałtyku. Człowiek ze złotą akcją PŻM była w owym czasie w 100 procentach właścicielem spółki akcyjnej Żegluga Polska. Przeniesiono do niej większość majątku PŻM, w tym prawie wszystkie statki. Żegluga Polska zaś powoływała kolejne spółki już poza granicami kraju rejestrując je na Cyprze, Kajmanach czy w Luksemburgu. Każdy statek to w tej chwili odrębna spółka. Gdzie i ile jest statków, dokładnie nie wiadomo. Ile zarabiały i zarabiają, tego nikt nigdy nie wiedział poza wąską grupą decydentów z PŻM. Na pewno nie wiedziało tego Ministerstwo Skarbu Państwa, właściciel firmy. W 1999 r. Brzezicki dokonał, wbrew stanowisku ministra skarbu, zbycia jednej akcji spółki Żegluga Polska, głównej spółki grupy PŻM, na rzecz Polsteam Brokers sp. z o.o. Akcja ta sprzedana w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach trafiła następnie do spółki APB Maklerzy Frachtujący. Do grona udziałowców tej spółki stopniowo dołączali najwyżsi rangą menedżerowie Grupy Polskiej Żegluga Morska (w tym Brzezicki), którzy stali się właścicielami wymienionej akcji. Jednocześnie zgodnie z postanowieniami zmienionego w 2001 r. statutu Żeglugi Polskiej wprowadzono wymóg jednomyślności i 100-pro-centowej obecności wszystkich akcjonariuszy na walnym zgromadzeniu. W ten sposób ta jedna akcja zyskała niemal decydujące znaczenie w spółce, pozbawiając Polską Żeglugę Morską - właściciela prawie 100 procent kapitału - prawa decydowania o ŻP. Akcję, którą sprzedał Brzezicki, nazwano w późniejszych doniesieniach prasowych i sejmowych "złotą akcją". Bo i faktycznie dawała mu wszechwładzę w przedsiębiorstwie. Co mógł zrobić minister skarbu z takim dyrektorem? Odwołać? Jako dyrektor przedsiębiorstwa państwowego Brzezicki mógł zostać odwołany ze stanowiska wyłącznie przez radę pracowniczą. A ta dyrektora uwielbiała. Proletariat pracowniczy został przez dyrektora oswojony. Skomercjalizować firmę? Ale pod warunkiem, że firma jest na plusie. PŻM miała jednak kapitały ujemne. Wprowadzić zarząd komisaryczny? Ale pod warunkiem, że firma nie przynosi żadnych zysków. A PŻM przynosiła. Niewielkie, ale przynosiła. Za rok 2003 było tego 4,5 mln zł. Kolejni ministrowie skarbu w rządach Buźka i Millera nie mogli sobie dać rady z Brzezickim. W sierpniu 2004 r. minister skarbu Jacek Socha odwołał go wreszcie. I stała się rzecz niebywała - Brzezicki odpisał ministrowi, że nie ustąpi. Pomimo odwołania dyrektor tkwił na swoim miejscu, w gabinecie na XXI piętrze wieżowca PŻM w Szczecinie. Okopał się. Oddał sprawę do sądu i czekał. Dopiero w maju 2005 r. po 9 miesiącach Paweł Brzezicki odpuścił i ustąpił miejsca nowemu dyrektorowi. Kuriozum na skalę światową! We wrześniu 2005 r. PiS wygrało wybory, w listopadzie Kazimierz Marcinkiewicz mianował Brzezickiego swoim doradcą ds. gospodarki morskiej. W czerwcu 2006 r. Brzezicki został prezesem Agencji Rozwoju Przemysłu. Z przeciwnika prywatyzacji, wielkiego orędownika kontroli państwa, został prezesem agencji, która ma za zadanie restrukturyzować i prywatyzować, prywatyzować i restrukturyzować... Żeby było całkiem jasne: Agencja Rozwoju Przemysłu, sama nic nie wytwarzając, zarządza w tej czy innej formie większością państwowych przedsiębiorstw. Być prezesem ARP to mieć niebywałą władzę w Polsce. Poprzedni prezes przeżył w niej 15 lat i kolejne rządy: czarne, szare, czerwone, różowe i jakie tam jeszcze. Człowiek na stanowisku Agencja Rozwoju Przemysłu w swoich zadaniach ma dwa kluczowe: restrukturyzację i prywatyzację polskich zakładów zbrojeniowych i stoczni. Dość długo, bo 2 lata, trwało przy-gotowanie rządowej "Strategii konsolidacji i wspierania polskiego przemysłu obronnego w latach 2007-2012". Przyjęto ją 31 sierpnia tego roku. Według niej udział produkcji polskich zakładów zbrojeniowych dla polskiej armii ma spaść z grubo po-nad 50 proc. do trochę ponad 30 proc. Polskie przedsiębiorstwa mają za to zwiększać eksport swojej produkcji, a rząd im jakoś pomoże. Generalnie rzecz biorąc strategia to trochę ogólników. Dobrze by było coś sprywatyzować. W maju 2007 r. tygodnik "Newsweek", a za nim branżowe portale internetowe podały newsa, że Paweł Brzezicki straci fotel prezesa ARP za prywatyzację Polskich Zakładów Lotniczych w Mielcu. Ba! Wymieniano następcę Brzezickiego na stołku prezesa ARP. Miał nim być Longin Komołowski, były wicepremier i minister pracy w rządzie Jerzego Buźka. Ostatnio zasiadający w Radzie Nadzorczej Zakładu Produkcji Specjalnej Bumar-Łabędy w Gliwicach. W marcu 2007 r. sfinalizowana została sprzedaż PZL w Mielcu amerykańskiej firmie Sikorsky Aircraft. Po kilku tygodniach sprawa trafiła do prokuratury, która ma sprawdzić, czy wartość kontraktu nie została zaniżona. Sprawa do prokuratury miała trafić po artykule opublikowanym na ten temat w branżowym miesięczniku "Skrzydlata Polska" i sygnałach z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Podobno bada ją CBA. W tej chwili, jak powiedział nam rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu, postępowanie toczy się w sprawie. Tym razem media ojca Rydzyka, tak przeciwne wszelkim prywatyzacjom, informowały o sprzedaży i kontrowersjach wokół niej dość powściągliwie. A i z odwołaniem Brzezickiego to były plotki. Prezes trwa nadal. Człowiek w kolebce Żądania odwołania Brzezickiego pojawiają się od chwili jego powołania. Brzezicki podpadł "Solidarności" Stoczni Gdynia. Jej przewodniczący Dariusz Adamski od dawna domaga się jego dymisji. Teraz Brzezicki wy-konał ruch, nad którym zastanawiają się w Stoczni Gdańskiej. Być może i "Solidarność" z kolebki zażąda jego odwołania. W Gdyni zarzucają Brzezickiemu blokowanie prywatyzacji. Jedynym poważnym chętnym był izraelski armator Rami Ungar. W lutym 2007 r., gdy Ungar gościł na rozmowach w Ministerstwie Skarbu, Brzezicki miał powiedzieć Ungarowi w cztery oczy, że stocznia musi upaść i nie warto w nią inwestować. Ungar się wystraszył. Stoczniowców boli, że miał ich nazwać przy innej okazji "pijakami". Właśnie od kilkunastu dni szef ARP próbuje blokować inwestowanie w Stoczni Gdańsk ukraińskiego koncernu stalowego Donbas. Zarząd stoczni chce Ukraińców, Brzezicki chce ogłosić przetarg na sprzedaż akcji stoczni. W Trójmieście plotkują, że Rydzyk nie chce oddać Stoczni Gdynia Ungarowi, bo to Żyd, a Stoczni Gdańsk Donbasowi, bo stoją za tym Rosjanie. Zresztą co tam plotkują... Ksiądz prałat Henryk Jankowski napisał list otwarty w sprawie przemysłu stoczniowego. Zganił w nim rząd i Agencję Rozwoju Przemysłu za podejrzaną uległość wobec określonych inwestorów zagranicznych. Napisał też: Jeśli czegoś nie zrobimy, kolebka "Solidarności" trafi w ręce Żydów i Ukraińców. Tak czy smak z zapowiedzi Brzezic-kiego o uzdrowieniu polskich stoczni nic do tej pory nie wyszło. Program naprawczy dla polskiego sektora stoczniowego przygotowany w ARP dla Komisji Europejskiej został przez nią odrzucony. To kierowana przez Brzezickiego agencja powinna szukać inwestorów dla stoczni. Na razie nie znalazła. Jedyne do tej pory zrealizowane pomysły to władowanie w stocznie dodatkowych państwowych pieniędzy. Człowiek ojca dyrektora Gdy minister Socha odwoływał w 2004 r. Brzezickiego z funkcji dyrektora PŻM, przez Szczecin przechodziły marsze obronne organizowane przez radę pracowniczą, LPR i Rodziny Radia Maryja. W jego obronie stanęło Radio Maryja i "Nasz Dziennik". Brzezicki jeździł do Warszawy, do Sejmu i starał się wmówić posłom opozycji, że lewica go wywala, bo sama chce objąć stołki w przedsiębiorstwie. W Sejmie przed Sochą broniła go Anna Sobecka, ówczesna posłanka LPR, była spikerka Radia Maryja, ulubienica ojca Tadeusza. W styczniu 2005 r. z mównicy sejmowej wołała dramatycznie, że odwołanie Brzezickiego "jednoznacznie zagraża istnieniu" PŻM. Brzezicki zaczął być zapraszany do radia ojca dyrektora i opowiadać w nim o przyszłości żeglugi przypinając sobie medal za zasługę wyprowadzenia PŻM z kryzysu i zadłużenia. Tymczasem, mówiąc w największym skrócie, stawki frachtowe za przewozy towarów statkami na świecie poszły do góry i armatorzy zaczęli zarabiać. To i PŻM zaczęła zarabiać. Natomiast mechanizm zarządzania przedsiębiorstwem przez Brzezickiego jest nadal niezgłębiony. W rządzie Marcinkiewicza Paweł Brzezicki miał być nawet wiceministrem gospodarki. Zabiegał o to Rydzyk. Został zdecydowanie kimś więcej. Dzisiaj Brzezicki jest częstym gościem anteny radia i łamów "Naszego Dziennika" jako prezes ARP. W lutym 2005 r. - jako odwołany, ale nieustępujący dyrektor PŻM - Brzezicki brał udział w zorganizowanej w Szczecinie przez środowiska związane z Rydzykiem 85. rocznicy zaślubin Polski generała Hallera z Bałtykiem. Swoje nagrody wręczała wówczas Rada Pracownicza Polskiej Żeglugi Morskiej. Dostali je m.in. Anna Sobecka, Zbigniew Sulatycki (jeden z doradców Rydzyka), a także redakcja "Naszego Dziennika". Rok później, gdy był już szefem ARP, Radio Maryja obchodziło swoje 15-lecie, Brzezicki był jednym z honorowych gości stacji. Zaś studenci Rydzykowej uczelni odbywają praktyki w Agencji Rozwoju Przemysłu. Na niedawnym Baltexpo w Gdańsku Brzezicki przechadzał się w towarzystwie Zbigniewa Sulatyckiego. To Sulatycki w imieniu Rydzyka zbierał pieniądze na stocznię. Jest też w dobrych kontaktach z Janem Kobylańskim. Był wiceministrem transportu i gospodarki morskiej u Jana Olszewskiego. Pewnym chichotem historii jest to, że człowiek związany z ojcem Rydzykiem decyduje o przyszłości stoczni. Rydzyk już raz stocznię próbował ratować zbierając datki i świadectwa udziałowe NFI. Co się stało z zebranymi pieniędzmi i ile ich naprawdę było, do dzisiaj nie wiadomo. ---------------- To, że Rydzyk podtrzymuje Annę Sobecką na kolejnych listach wyborczych w kolejnych sejmowych kadencjach, to fraszka. Sobecka poza zgłaszaniem absurdalnych propozycji dotyczących życia płciowego i rodziny nie wykazała się żadną szkodliwością, a jej polityczna rola sprowadza się do bycia obiektem dziennikarskich żartów. To, że tak bliski Rydzykowi człowiek, który sukcesami pochwalić się nie może, zarządza polskim przemysłem, powinno wywoływać przynajmniej mrowienie na plecach.
 
Waldemar Kuchanny
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl