Zdecydowano w końcu o dokapitalizowaniu Stoczni Szczecińskiej Nowej kwotą 86 milionów złotych. Stocznia ma też nowego
audytora. Poprzedni nie chciał podpisać sprawozdania finansowego spółki za rok ubiegły, a to opóźniło prywatyzację, której domaga się Bruksela. Jednocześnie kierownictwo stoczni renegocjuje z niektórymi
armatorami umowy na budowę statków.
Jak informowaliśmy, kilka tygodni temu Korporacja Polskie Stocznie, która wspólnie z Agencją Rozwoju Przemysłu jest większościowym właścicielem Stoczni
Szczecińskiej Nowej, dofinansowała ją sumą 34 mln zł.
- W piątek walne zgromadzenie akcjonariuszy ARP podjęło natomiast decyzję o dokapitalizowaniu stoczni kwotą 86 mln złotych. W sumie więc firma
otrzyma 120 mln złotych - wylicza Roma Sarzyńska, rzeczniczka ARP.
Nie wiadomo, kiedy środki zasilą stocznię. Z tej sumy część pieniędzy przeznaczona prawdopodobnie zostanie również na pensje.
Przypomnijmy, że agencja zapowiadała dokapitalizowanie SSN sumą w przedziale od 100 do 200 mln zł. Jak nam jednak powiedział - pragnący zachować anonimowość - związkowiec z SSN, w dłuższej perspektywie
pieniądze te mogą okazać się niewystarczające i potrzebny będzie kolejny zastrzyk pomocy.
Wybrano też dla Stoczni Nowej nową firmę audytorską, która bada kondycję spółki z ul. Hutniczej i
przygotuje memorandum prywatyzacyjne. Jest nią Frąckowiak i Wspólnicy. Podmiot ten przygotuje informację o SSN, a zarząd stoczni roześle ją do chętnych, którzy chcieliby kupić stocznię. Jak
informowaliśmy, poprzedni audytor - firma PriceWaterhouseCoopers, nie chciała podpisać sprawozdania finansowego za rok ubiegły, tłumacząc się nieprawidłowościami. Prezes ARP uznał, że nie miała prawa tego
zrobić. Teraz stocznię bada Frąckowiak i Wspólnicy.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, nowy zarząd stoczni, którym od kilku tygodni kieruje Artur Trzeciakowski, renegocjuje podpisane wcześniej
kontrakty na statki, które mają powstać na szczecińskich pochylniach. Ale jak nam powiedziała - pragnąca zachować anonimowość - osoba, nie wszyscy armatorzy są skorzy do zapłacenia więcej za jednostki. -
Niektórzy nie podjęli nawet rozmów - twierdzi.