-
Zakończył się kolejny rok akademicki. Jaki on był dla gdyńskiej akademii?
- Miniony rok akademicki przyniósł
wiele nowości. Przede wszystkim, następne akredytacje Państwowej Komisji Akredytacyjnej dla dwóch kierunków, umożliwiające prowadzenie, przez kolejnych 5 lat, studiów na poziomie inżynierskim i
magisterskim. Z siedmiu kierunków studiów, mamy pięć pomyślnie akredytowanych. Na swoje kolej czeka jeszcze towaroznawstwo.
Nastąpił również rozwój kadry, który jest ważny dla każdej uczelni.
Zanotowaliśmy 4 nowe habilitacje, co oznacza, że przybyło nam czterech nowych profesorów nadzwyczajnych, a 12 adiunktów uzyskało stopień naukowy doktora. Z kolei ze sfery studenckiej, trzeba odnotować -
poprzez powiązanie z bankiem - wprowadzenie całkowicie elektronicznego systemu odpłatności za studia zaoczne. Miało to dla nas duże znaczenie, gdyż owa odpłatność poprawiła się z 50-60% nawet do 97%. Są
to dodatkowe pieniądze, które uzupełniają budżet uczelni.
Od października br. wprowadzimy u nas -jako jedna z pierwszych uczelni w kraju - elektroniczną legitymację, powiązaną z kontem bankowym
studenta. Posiadając kilkaset złotych na koncie, będzie on mógł używać legitymacji również jako karty płatniczej, regulując należności np. za ksero czy za posiłki w stołówce. Dzięki legitymacji, student
będzie łatwo identyfikowany, ponieważ ostatnie cyfry jej numeru będą zarazem numerem albumu, czyli całej historii studenta na uczelni. To również ułatwi nam administrowanie.
Ponadto, w tym roku
przybyło nam kilka programów badawczych; rozwojowych i celowych, finansowanych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Niektóre zostały już wdrożone, by wymienić choćby system monitoringu i
sterowania siłownią okrętową EMOS (zainstalowany już na 12 statkach i okrętach), urządzenie do pomiaru momentu, a w tej chwili kończy się inny projekt badawczy i wdrożenie w Zakładach H. Cegielski całego
układu automatyki silnika głównego. Zatem, nasz projekt będzie sprzedawany wraz z silnikami.
-
Jaka jest proporcja słuchaczy studiów morskich do studiów o charakterze lądowym?
- Mamy
łącznie 7000 studentów, z których połowa uczęszcza na studia stacjonarne, a druga połowa - na zaoczne. Ale jest i inny podział: połowę stanowią studenci o specjalnościach morskich pływających, czyli
nawigatorzy, mechanicy, elektroautomatycy, elektronicy (ostatnio także bardzo poszukiwani), a pozostali kształcą się w specjalnościach morskich niepływających, czyli lądowego zaplecza gospodarki: portów,
stoczni czy też licznych przedsiębiorstw, zajmujących się remontami statków, ich obsługą w portach lub serwisem urządzeń. Łącznie mamy 22 specjalności morskie. Zapotrzebowanie na absolwentów specjalności
pływających jest duże i nadal rośnie. Moglibyśmy nawet dwukrotnie zwiększyć nabór, a i tak wszyscy mieliby zatrudnienie zaraz po studiach.
-
Chlubicie się tym, że akademia nie produkuje
bezrobotnych, ale czy to dotyczy tylko "pływających", czy także absolwentów zatrudnionych na lądzie?
- Jednych i drugich. Pływający w czasie studiów mają praktykę, trwającą od pół roku do
roku (i to dobrze płatną). Oni właściwie już w momencie praktyki mają "załatwioną" pracę u armatorów, choć muszą do nas wrócić, by dokończyć studia. Nasi absolwenci pracują przede wszystkim na ok. 100
statkach polskich armatorów, pozostali - na statkach w innych krajach Unii Europejskiej.
-
Absolwenci Akademii Morskiej w Gdyni, pracujący na statkach różnych bander, mają znakomitą opinię i są
rozchwytywani przez armatorów. To wszystko dzięki programowi studiów, systemowi kształcenia i kadrze naukowo-dydaktycznej. Czy programy są zmieniane, tak aby dostosować je do potrzeb i warunków?
- W tej chwili, co semestr, podlegamy bardzo restrykcyjnym ocenom, co nas mobilizuje. Pierwsza, to akredytacja edukacyjna Ministerstwa Nauki, dokonywana przez Państwową Komisję Akredytacyjną (tzw.
PAKĘ) - co do jakości wydawania dyplomów magisterskich i inżynierskich. Druga - również bardzo ostra - to akredytacja Międzynarodowej Organizacji Morskiej (IMO), na dwóch poziomach zarządzania i
operacyjnym. Przechodzimy ją pomyślnie. Trzecią natomiast jest akredytacja ISO - niby ta normalna, którą przechodzą tysiące firm, ale my wiążemy ją z jakością kształcenia na poziomie organizacyjnym.
Akredytacje te powodują, że nasze programy ciągle są doskonalone. W tej chwili weszły nowe standardy kształcenia: liczba godzin dla studentów musi być mniejsza, bo mają oni studiować, a nie tylko
biernie się uczyć, dzięki czemu ten poziom już jest wysoki.
W naszej uczelni studenci mają swoje stowarzyszenia, są bardzo aktywni i bardzo krytyczni wobec nas, bo patrzą nam na ręce - począwszy od
rektora, a skończywszy na najniższych szczeblach -także pod względem kształcenia. Już
Karol Olgierd Borchardt mówił, że morze nie znosi nieudaczników, złych organizatorów czy ludzi
nieodpowiedzialnych. Ten właśnie styl kształcenia, od 87 lat, decyduje o renomie naszej uczelni. Są to duże wymagania, ale możliwe do spełnienia.
-
Komisarz Joe Borg, będąc, w lutym br., w
Sopocie, na międzynarodowej konferencji na temat kształcenia ludzi morza, mówił o możliwości wprowadzenia nowego dyplomu, potwierdzającego wysokie kwalifikacje w zawodach morskich dla europejskich uczelni
morskich. Jak dalece odbiegałyby one od obecnych dyplomów gdyńskiej akademii?
- W ogóle by nie odbiegały, bo we wnioskach z tej konferencji, przesłanych do Brukseli, jest zapisane, że nasza
akademia wespół z uczelnią szczecińską, w oparciu o
Dar Młodzieży, stanowiłaby centrum zarządzania kształceniem morskim w Europie. Praktycznie, gdyńska akademia jest największą uczelnią morską w
UE. Można zadać pytanie: jak długo taką będzie? Sądzę, że tak długo, jak długo poziom zarobków oficerów pływających na statkach, nie zrówna się z poziomem zarobków inżyniera na lądzie, bo zawód marynarza
jest za ciężki, by był atrakcyjny przy innych możliwościach zarabiania pieniędzy na lądzie. Tak już jest w Niemczech, Francji, Anglii. Śledząc wcześniej to zjawisko w Portugalii czy Hiszpanii, można
powiedzieć, że jeszcze przez 15 lat możemy spokojnie wykorzystywać naszą renomę, ponieważ dzisiaj różnica zarobków jest 4-krotna - i na razie nie musimy się martwić. Dziś brakuje 15 tys. oficerów, a w
2015 - zabraknie ich już 27 tys.
-
Być centrum kształcenia morskiego w Europie, to dla uczelni nowe wyzwanie...
- Tak, na pewno wymagać będzie większej mobilności. Owo centrum
zarządzania kształceniem byłoby przemienne i co roku zmieniałoby się jego miejsce stałe. Towarzyszyłoby temu również centrum ruchome, którym zawsze byłby
Dar Młodzieży. Co roku wizytuje on różne
miasta w Europie, w których zlokalizowane są uczelnie morskie, czy to na poziomie collegeu, czy wydziału, jak w La Coruna, w Hiszpanii, czy też wydziału politechniki. Od 25 lat
Dar Młodzieży
jest takim łącznikiem między uczelniami i dzięki niemu jesteśmy znani nie tylko w Europie, ale i na całym świecie. Na nim np. podpisujemy umowy o współpracy studentów, wykładowców, a także umowy dotyczące
projektów badawczych.
-
Ale podnoszą się głosy, że tego rodzaju kształcenie oficerów floty jest już w pewnym sensie anachronizmem i że teraz praktyki studentów na statkach szkolnych są mało
efektywne. Jednostki są coraz nowocześniejsze i stawiają nowe wymogi przyszłym oficerom, dlatego większe rezultaty przynoszą praktyki morskie we flocie handlowej. Czy warto bronić tradycyjnego systemu
kształcenia studentów na żaglowcach?
- Na pewno niedobrze by było, gdyby kształcenie ograniczało się tylko do szkolenia na symulatorach, bez przeniesienia go do warunków rzeczywistych.
Realizujemy coś pośredniego, ponieważ student mechanik odbywa praktykę na żaglowcu nie dłużej niż miesiąc, a nawigator - 2 miesiące. Uważamy, że to wystarczy. W tym czasie kształtuje on swoją osobowość,
uczy się - oprócz podstaw nawigacji, częściowo astronawigacji i eksploatacji statków - także pracy w zespole, odpowiedzialności za siebie i innych oraz przekonania do tego zawodu. "Suche" wykłady i
zajęcia na symulatorach przenoszone są z uczelnianego audytorium na statek, czego przykład stanowią astronawigacja i praca z sekstantem oraz podstawy urządzeń nawigacyjnych.
Obecnie
Dar
Młodzieży ma wyposażenie porównywalne z najnowocześniejszym mostkiem na statku we flocie handlowej. Takiego systemu kształcenia nie zastąpi żaden model szkolenia. Wiele innych krajów zrezygnowało z
takiego systemu, albo żaglowce zostały przejęte przez marynarkę wojenną i cywilni studenci po prostu nie mają do nich dostępu. Tak jest np, w Hiszpanii, dlatego z sześcioma uczelniami tego kraju
wymieniamy praktyki studenckie na Darze, który jest dla nich prawdziwym skarbem. Taki właśnie pobyt na naszym żaglowcu jest najlepszym modelem kształcenia. Na żaglowcu pojawiają się także armatorzy
krajowi i zagraniczni. Widzą, jaką wiedzę i jakie umiejętności nabywają studenci i bez żadnych zastrzeżeń biorą ich na swoje statki - na płatne praktyki zawodowe, częściowo wspomagając także finansowo
rozwój uczelni.
-
Początek wakacji to okres naboru do wyższych uczelni. Czy gdyńska akademia nadal cieszy się powodzeniem wśród młodych ludzi i nadmiarem chętnych na studia?
- W ub.r.
na kierunkach "pływających", jeden kandydat przypadał na jedno miejsce, a na "niepływających" było czterech na jedno miejsce. W ostatnich miesiącach prowadziliśmy bardzo intensywną promocję i z
wielkim zainteresowaniem czekamy na jej efekty. W promocji tej brali udział nie starzy profesorowie, ale studenci - samorządy wydziałowe, bo do młodych najlepiej docierają młodzi. Były to spotkania w
różnych szkołach Małopolski i centralnej Polski. Sam jestem ciekaw, jak dalece poprawi się nabór do naszej akademii. Wiadomo, że nieubłaganie postępuje niż demograficzny, że u nas wymagana jest fizyka i
matematyka - przedmioty mało popularne wśród uczniów. Nie narzekam jednak, bo ci kandydaci, którzy chcą studiować u nas np. nawigację, nigdzie indziej już nie składają podań o przyjęcie, bo wiedzą, że
chcą zostać kapitanami. Nawigacja to jest ewenement. Mechanicy mają już możliwość wyboru i czasami wahają się do ostatniej chwili. W tym roku zrobiliśmy wiele, by te wahania wyeliminować i przekonać ich
do słuszności wyboru.
-
Oby tak było i w następnych latach. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Lechosław Stefaniak
--------------------------------------------------------------------------------------------
AMW zostaje
Mamy dobrą wiadomość dla wszystkich, którym leżała na sercu sprawa
likwidacji Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Na pomysł tak wpadł poprzedni minister obrony narodowej, który - przypomnijmy - zamierzał powołać jeden uniwersytet wojskowy. Obecny szef resortu nie
planuje jednak przeprowadzenia w szkolnictwie wojskowym żadnych zmian, czyli AMW zostaje, a idea - utworzenia uniwersytetu z wydziałem "marynarka wojenna" odchodzi w zapomnienie.
(eg)
----------------------------------------------------------------------------------------------