Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Dorsz potrzebuje samokontroli

Kurier Szczeciński, 2007-07-27
Rozmowa ze Zbigniewem Graczykiem, wiceministrem gospodarki morskiej - Przełowić trzykrotnie przyznany limit dorsza to chyba lekka przesada. Tak przynajmniej uznała Bruksela. - Aby to zrozumieć, musimy się nieco cofnąć w czasie. Przypomnę, że zrobiliśmy wszystko, co w polityce morskiej zaleca wspólnota. Wydaliśmy rozporządzenie o wykonywaniu zawodu rybaka zgodnie z zaleceniami Brukseli. Dotyczyło ono określonych z góry dni, w których się nie łowi. Po drugie, opracowaliśmy strategię rozwoju rybołówstwa, która została w maju przyjęta przez rząd i wysłana do unijnej oceny. I po trzecie - w Kopenhadze zgodziliśmy się na ochronę zasobów. A na bieżąco, zgodnie z dobrze pojętą praktyką morską, zmieniamy zasady pracy organów kontrolujących rybołówstwo. To wszystko już jest lub jest w trakcie realizacji. I nagle w Brukseli zapada decyzja zakazująca polskim rybakom połowów dorsza do końca roku, bo Komisja Europejska uważa, że przekroczyli przyznane ilości. Myśmy się z tym nie zgodzili i nie wydaliśmy polecenia, aby zaprzestać połowów, więc KE w terminie siedmiodniowym sama podjęła taką decyzję. - Zakaz będzie obowiązywał od września do końca roku, bo teraz i tak jest przerwa w połowach... - Tak, bo taką przyjęliśmy metodę ochrony ławic. Zakaz tak naprawdę dotyczy tylko 6 tys. ton dorsza, bo z naszych wyliczeń wynika, że właśnie tyle pozostało jeszcze do odłowienia. Cały przyznany nam limit dorsza opiewa natomiast na około 13 tys. ton z podziałem na stado zachodnie i wschodnie. Uważam, że 6 tys. ton to niewielka ilość w stosunku do tego, co możemy odłowić na Bałtyku. Mam na myśli także śledzia i szprota, których wraz z dorszem przydzielono nam 120 tys. ton. - W czym więc problem? - W tym, że nie dano nam czasu, abyśmy mogli przezbroić flotę na połowy ryb pelagicznych, jakimi są śledzie i szproty. Nasza bałtycka flota "przemysłowa" bazuje na dorszu a ludzie sami planowali sobie, kiedy i jaki gatunek odłowią. Tymczasem unijny zakaz uderza zarówno w rybołówstwo dorszowe jak i pelagiczne, bo rybacy nie zdążyli się przestawić na inne ryby. Decyzja UE jest niezrozumiała tym bardziej, że zgodziliśmy się na ochronę stad dorsza od 2008 r. - Czy będziecie w związku z tym interweniować? - Żądamy od Komisji Europejskiej, aby przedstawiła nam motywację swojej decyzji. Chcemy też wiedzieć, jak ma się ona w odniesieniu do innych krajów. Chcemy też wiedzieć, jakie w tej sytuacji środki pomocowe dla polskiego rybołówstwa widzi Bruksela. - Jednak mleko się rozlało, a sztab kryzysowy rybołówstwa apeluje do rządu o interwencję. - Ze sztabem kryzysowym ściśle współpracujemy i zgadzamy się z wieloma tezami, które głosi. Jednak co do oceny ewentualnych przełowień czy ilości dorsza w Bałtyku, nie wypowiadam się, bo te sprawy są w trakcie oceny. W tej chwili wspólnie ze sztabem i Morskim Instytutem Rybackim wdrażamy program, który pozwoli nam obiektywnie ocenić zasobność ławic tej ryby. Wyznaczymy cztery kutry, którymi armatorzy będą łowić "do oporu", żeby określić, jakie są naprawdę wielkości tego gatunku. Na te wszystkie działania mamy na dobrą sprawę koniec lipca i sierpień. Dziś nie wiem jednak, jakie podejmiemy kroki. Czekamy na miarodajne informacje z Brukseli. Nie wykluczamy nawet wystąpienia do unijnych sądów, aby rozstrzygnęły ten problem. - Na jakiej podstawie Bruksela uznała, że polscy rybacy przełowili w tym roku dorsza? - Zgodnie z prawem unijnym, jej inspektorzy przeprowadzili cztery wyrywkowe i losowe kontrole. Na ich podstawie wyszło, że wyłowiliśmy dorsza o ileś procent ponad tą normę. Ale powiedzmy sobie również trochę prawdy. Sami rybacy głośno mówili, że łowią znacznie więcej. Co prawda, chcieli w ten sposób powiedzieć, jak duże są ławice, ale było to odbierane przez Brukselę na zasadzie: "no, zobaczcie". - W jakiej więc kondycji są ławice dorszy? - W tej materii mogę się opierać na opinii dyrektora MIR Zbigniewa Karnickiego. Owszem, spotyka się duże zasoby tej ryby, ale są to stada, które jeszcze nie odbyły tarła. I w tej chwili łowiony jest tzw. bolek, co odnosi się do dorsza, który nie dorósł jeszcze do wieku tarłowego. Zniszczenie tych ławic spowoduje, że w przyszłości w ogóle nie będzie tego gatunku w Bałtyku. Jednak my chcemy mieć obiektywne wyniki i staramy się, żeby w badaniach uczestniczyli również rybacy i uwierzyli, że sytuacja tak właśnie wygląda. - Bałtyk pełen dojrzałych dorszy to przeszłość? - Prawdopodobnie tak. Musimy więc zmienić sposób eksploatacji tego morza i wykorzystać możliwości tkwiące również poza dorszem. W latach 80. poławialiśmy do 100 tys. ton tej ryby, a teraz ledwie 13 tys. To o czymś świadczy. Nie chcemy jednak, żeby rybacy tracili swoją pracę, dlatego musimy im pomóc i zmienić model połowów. Jest więc unijny program aktywizacji i bezpieczeństwa regionów nadmorskich. Gospodarka rybna ma w nim swój duży wymiar, zwłaszcza jeśli chodzi o rozwój rybołówstwa przybrzeżnego czy akwakultury. - Nie obawia się pan, że w przyszłym roku sytuacja z przełowieniem dorsza powtórzy się - tylko jeszcze wcześniej? - Odpowiem inaczej: nie można się tylko opierać na restrykcyjnym, karnym wymiarze kontroli na kutrach. Może to zabrzmi naiwnie, ale wydaje mi się, że coraz bardziej zmierzamy ku większej świadomości samych armatorów, większego ich udziału w gospodarowaniu zasobami ryb. Odbyłem z rybakami ponad 15 spotkań i zauważyłem trzy grupy ludzi. Pierwszą byli starzy rybacy, których pokolenia - co szczególnie widać w środowiskach kaszubskich - są związane z morzem od wieków i liczą się z pewnymi ograniczeniami, bo chcą zachować rybę. Druga grupa to ta, dla której "rybałka" jest tylko jednym z zajęć. I wreszcie trzecia, najmniej liczna grupa, za to niekiedy najbardziej krzycząca, to ci, którzy znaleźli się w zawodzie przypadkiem. - Krytycy powiedzą, że chce pan wpuścić lisa do kurnika. - Z początku byłem trochę oburzony, kiedy sztab kryzysowy rybaków zaproponował, żeby organizacje producenckie dzieliły kwoty połowowe. Jednak po głębszym zastanowieniu też uważam, że to może być jakaś forma samokontroli. Chcemy powołać Krajową Radę Gospodarki Rybnej jako ciało doradcze ministra. I jeżeli będą w nim reprezentowane organizacje producenckie, skupiające armatorów obejmujących np. 90 procent połowów, to dlaczego nie mają one decydować, kto i ile ma poławiać? - A co z szarą strefą? - Zdaję sobie sprawę, że pozostanie margines szarej strefy. Ale nie będzie to czerpanie na boku chochlą, lecz łyżeczką. I włączenie w to organizacji producenckich rybaków oraz ograniczenie nielegalnych zakupów ryb pozwoli nam unormować sytuację. Zgadzam się, że to nie stanie się zaraz, w przyszłym roku. Dlatego przypomnieliśmy Brukseli: mamy nowy program na lata 2007-13, a w nim na rybołówstwo chcemy przeznaczyć miliard euro. Dopiero więc te lata pokażą, czy faktycznie damy sobie radę z tym problemem. - Dziękuję za rozmowę.
 
Marek Klasa
Kurier Szczeciński
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl