Fotografować zaczął jakieś 12 lat temu. - W zasadzie była to potrzeba chwili, pracowałem na jakimiś materiałami
reklamowymi i pilnie potrzebowałem dobrych zdjęć statków - wspomina Paweł Prus.
Drażniła go praca z zawodowymi fotografami, gdyż na ogół mieli problemy z fotografowaniem statków ze względów na ich
wielkość i brak technicznej wiedzy na temat ich budowy. Wtedy kupił pierwszy profesjonalny aparat i tak rozpoczęło się hobby, które wyszło poza granice shippingu.
Kosztowna wyliczanka
Potem przyszedł czas na zmierzenie się z własnymi lękami - trafił na kurs spadochronowy. Oddał pierwsze skoki, by po dwóch latach przesiąść się na paralotnię. Najpierw było latanie swobodne, po
wyholowaniu na odpowiednią wysokość, potem już loty ppg - czyli z silnikiem i śmigłem zawieszonym na plecach.
Co potrzebuje do latania? - Tak w skrócie: sprzęt i papiery. Potrzebna jest odpowiednio
dobrana paralotnia o określonym przedziale wagowym i charakterystyce bezpieczeństwa, napęd - czyli silnik ze śmigłem - bak pełen paliwa i kosz, który m.in. zabezpiecza linki przed wplątaniem się w śmigło
- wylicza P. Prus. Do tego dodaje ratunkowy system hamujący - inaczej mówiąc zapasowy spadochron, kask, dobre buty usztywniające kostki, "ewentualnie trochę elektroniki", aby mieć łączność albo
orientację, na jakiej jest się wysokości.
- Dobrze jest latać z papierami. Oficjalnym dokumentem uprawniającym do uprawiania paralotniarstwa jest świadectwo kwalifikacji pilota paralotni, wydawane
przez Urząd Lotnictwa Cywilnego po zdaniu egzaminu teoretycznego i praktycznego. Trzeba też posiadać OC - wyjaśnia.
Niestety, ta wyliczanka kosztuje, ale i tak uważa, że jest to najtańszy sposób,
aby znaleźć się w powietrzu.
Świat sponad chodnika
Ze zdjęć, które robi, wynika, że jednym z ulubionych tematów są szczecińskie stocznie. I nic dziwnego. Nasz paralotniarz urodził się
w Słupsku, gdzie ukończył Technikum Mechaniczne w specjalności samochodowej. Już wtedy postanowił się przebranżowić i nauczyć czegoś nowego. - Miałem do wyboru studia w Gdańsku lub w Szczecinie. Wybrałem
Szczecin i tutejszy Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu Szczecińskiego, na którym ukończyłem marketing i zarządzanie - wspomina 35-latek.
Jeszcze na studiach zaczął pracę w Allround Ship Service -
obecnie Stocznia Szczecińska Nowa. Prowadził też pierwszą w Szczecinie agencję public relations oraz firmę szkoleniową. Później trafił do Szczecińskiej Stoczni Remontowej "Gryfia" i do dziś pracuje w
jej marketingu.
- Co czuję w powietrzu? Wolność, niesamowitą radość z latania, podziw zarówno dla dzieł cywilizacji, jak i dla natury za jej piękno - wylicza nieco górnolotnie. - Jakbym wzlatywał w
inną rzeczywistość. Świat z wysokości wygląda nieporównywalnie piękniej niż z poziomu chodnika.
Strach naturalny
Co jeszcze czuje w przestworzach? - Zimno - odpowiada przewrotnie - bo
u góry przeważnie jest o wiele chłodniej. Nawet więc latem często zakłada rękawiczki.
Takie wysokości muszą powodować respekt. - Ktoś kiedyś powiedział: nie ma odważnych i starych pilotów, są tylko
albo odważni albo starzy. Ci pierwsi nie mają szans doczekać starości... A na poważnie: na pewno każdy z pilotów ma podwyższony poziom odczuwania strachu, a także wyższy poziom odporności na stres -
tłumaczy.
- Paralotniarstwo często bywa postrzegane jako sport niebezpieczny - chyba bardziej niż to jest w rzeczywistości - przekonuje Paweł Prus.
Bo jak każdy sport lotniczy i ta
dyscyplina wymaga koncentracji, obserwacji otoczenia i dbałości o sprzęt. Trzeba też posiadać wiedzę na temat zjawisk pogodowych. - Większość, odpukać, wypadków spowodowana była przez pilotów, którzy
zdecydowali się na lot w zbyt trudnych warunkach jak na ich umiejętności. Na szczęście w człowieku jest naturalny strach, który pozwala uniknąć popełnienia głupstwa w powietrzu - tłumaczy.
Klapa
na wysokości
I jemu przydarzyło się kilka niebezpiecznych sytuacji. Nagłe wyłączenie się silnika na bardzo niskiej wysokości, a do tego nad terenem niezbyt nadającym się do lądowania. Kiedy
indziej taśmy paralotni zaczepiły o oplot napędu w czasie startu.
- Przy zachowaniu zdrowego rozsądku i reguł bezpieczeństwa prawdopodobieństwo wypadku jest nieduże, a zagrożenie śmiertelne -
rzadkością. Myślę, że znacznie bardziej niebezpieczna od latania jest jazda na motorze po naszych drogach. Większość kontuzji pilotów to potłuczenia i zwichnięcia podczas niefortunnego startu lub
lądowania - stara się uspokajać.
Pan Paweł przypomina jednak, że powietrze to żywioł, więc i on doświadczył wielokrotnie typowych paralotniowych "atrakcji". Jedną z nich była "klapa", czyli
niesymetryczne boczne podwinięcie skrzydła. Zaliczył też "frontsztal", czyli "klapę" na całej linii - symetryczne podwinięcie skrzydła od przodu. Z kolei "krawat" polegał na zawinięciu i
zablokowaniu końcówki skrzydła przez przechodzącą po górnej jego powierzchni lince nośnej. - W takich sytuacjach poziom adrenaliny rośnie - nie kryje.
Foto z gruntu i nie tylko
Ale są
też inne pułapki, których większość pilotów stara się unikać: zbyt silna aktywność termiczna czy za mocny wiatr oraz chmury cumulonimbus, które mogą zassać. Piloci unikają też trudnych lądowisk czy linii
energetycznych, których na tle ziemi prawie nie widać. - Przed każdym startem pilot powinien dokładnie sprawdzić podczepienie do skrzydła, zapięcie pasów uprzęży i stan linek sterowniczych. Ale - jak
mówią Anglicy - "no risk, no fan"... - mówi Prus, który, jak już wzbije się w powietrze, to oczywiście fotografuje Szczecin. - Staram się uwypuklić jego piękno, pokazać ludziom, jak inaczej wygląda z
wysokości - powiada.
Ma swoją stronę internetową - www.paralotnie.szczecin.pl - gdzie prezentuje przede wszystkim akcenty morskie. Są tam fotografie ułożone w trzech galeriach - robione z powietrza
czy w czasie pływania statkami. Są też foty pstryknięte, gdy nasz Ikar "stał na twardym gruncie". Nie kryje, że na swoje hobby musi zarobić, więc nie pogardzi typowo komercyjnym zleceniem na konkretny
obiekt z lotu ptaka.
- Niekiedy wysyłam zdjęcia na konkursy. Pod koniec zeszłego roku jedno z nich - "Bocznica" - zajęło trzecie miejsce na Czwartym Konkursie Fotograficznym "Kolej w
fotografii - 2006" na Międzynarodowych Targach Kolejnictwa - mówi. Ale tak naprawdę najważniejsza jest adrenalina.