Minister Skarbu Państwa co prawda zaakceptował Edwarda Stachonia na prezesa stoczni Gryfia, ale odwołał wszystkich swoich przedstawicieli
w radzie nadzorczej tej spółki. Związkowcy stoczni remontowej obawiają się jednak, że prezes który został przez radę nadzorczą wybrany w konkursie i tak za jakiś czas zostanie odwołany.
Jak
wcześniej informowaliśmy w Szczecińskiej Stoczni Remontowej "Gryfia" odbył się już drugi konkurs na prezesa tej spółki skarbu państwa. W pierwszym, jak się dowiedzieliśmy, najlepszy okazał się zdaniem
rady nadzorczej dotychczasowy prezes Edward Stachoń. Jednak bez podania przyczyn unieważniono procedurę. W drugim konkursie także najlepszy okazał się Stachoń. Jednak gdy kilka tygodni temu zadzwoniliśmy
do przewodniczącej rady nadzorczej Aleksandry Grzesiuk z prośbą o potwierdzenie wyboru, ta odesłała nas do ministra.
Po kilku tygodniach zwłoki 27 czerwca podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy
Gryfii szef resortu ostatecznie zaakceptował dotychczasowego prezesa firmy, ale za to odwołał wszystkich trzech swoich przedstawicieli w pięcioosobowej radzie nadzorczej spółki (dwaj pozostali to
reprezentanci załogi).
Jak nas poinformował Ryszard Borkowski, przewodniczący Komisji Zakładowej Solidarności 80, na ich miejsce powołał nowych, w tym Zbigniewa Zalewskiego, byłego
wiceprezydenta Szczecina.
- Zmiana swoich przedstawicieli w radzie to zemsta ministra za to, że jedna osoba się wyłamała i zagłosowała na Stachonia - uważa R. Borkowski.
Według szefa S80
scenariusz będzie taki, że wkrótce Zalewski zostanie wybrany na przewodniczącego RN, a ta następnie odwoła Stachonia. - Potem może sprawować nadzór komisaryczny, a gdy sprawa ucichnie, w następnych
wyborach może zostać prezesem - przewiduje Borkowski.
Związkowcy nie chcą takiego scenariusza: - Jesteśmy jak najdalej od protestu, ale jak zostaniemy zmuszeni, to niewykluczone że do jakiejś jego
formy dojdzie - zapowiada szef związku.
Niestety, nie udało nam się uzyskać stanowiska Ministerstwa Skarbu Państwa.