- Chemikaliowiec "Bow Saga", przed którym stoimy, oznacza pokłon długiej opowieści na temat zdarzeń, które miały miejsce przez
wiele lat - stwierdził Tomasz Olszewski, prezes Stoczni Szczecińskiej Nowej, podczas niedawnej uroczystości chrztu ostatniej jednostki dla norweskiego armatora Odfjell ASA.
Prezes okazał się
dyplomatą. Saga - przypomnijmy - to staroskandynawskie dzieła epickie o bohaterach i rodach, podróżach wikingów, migracji na Islandię.
W tym wypadku miał na myśli opowieść o statku, a raczej serii
jednostek, które na dobre i złe zawsze będą w Norwegii kojarzone ze Szczecinem. Bowiem potomkowie wikingów budowali je u nas już od lat siedemdziesiątych.
Pierwsza opowieść powinna mówić o
chemikaliowcach ze zbiornikami z blachy platerowanej, które w Szczecinie spawano jeszeze za Gierka. Statki z serii B76 zaprojektował Jerzy W. Piskorz-Nałęcki. Tych dwunastu zbiornikowców nie ma już we
flocie norweskiego armatora. Wypracowały emeryturę i prawdopodobnie poszły na żyletki albo do innych kompanii żeglugowych.
W latach 1998-99 w prywatnej już Stoczni Szczecińskiej powstały cztery
niewielkie zbiornikowce dowozowe z serii B479. Zaprojektował je Krzysztof Kapuścik.
Pod koniec lat 90. podpisano kontrakty na osiem największych na świecie chemikaliowców z serii B588 (projektował K.
Kapuścik) z armatorem greckim i norweskim. Obaj się wycofali, gdy prywatna stocznia upadła, ale Norwegowie powrócili. A ponieważ Odfjell nie skorzystał z możliwości zamówienia jeszcze dwóch kolejnych
jednostek, finałem wieloletniej współpracy okazała się właśnie "Bow Saga".
Nic więc dziwnego, że z ust prezesa Olszewskiego padły tyleż kokieteryjne, co zapraszające pytania. - Czy ten statek
zakończy 30-letnią współpracę szczecińskiej stoczni z norweskim armatorem Odfjell? Mam nadzieję i głęboko wierzę, że ten rozdział nie zostanie dziś zamknięty. Chcemy budować kolejne jednostki.
Przedstawiciel norweskiej kompanii przyznał, że pobyt w Szczecinie związany z odbiorem ostatniego, ósmego statku, "wiąże się z dość mieszanymi uczuciami". Pytania "czy i kiedy wrócimy?" pozostały
bez odpowiedzi.
Odfjell wychodzi ze stoczni, która tak naprawdę nie wie, co ją czeka. Notowana na giełdzie kompania ma natomiast jasną perspektywę. To firma, której udział w światowym rynku przewozu
płynnych chemikaliów jest największy. Specjalistyczna flota liczy ponad 60 statków, a 27 jednostek jest w budowie. Łączna nośność zbiornikowców to ok. 3,3 mln DWT. Norwegowie od wielu lat notują stabilny
wzrost obrotów i zysków.
Firma zarabia też na licznych terminalach portowych na całym świecie. Niestety, tego samego o sobie nie może powiedzieć stocznia w Szczecinie. Z nieoficjalnych informacji
wynika bowiem, że na chemikaliowcach poniosła stratę. Budowa statków przypominała bowiem pogoń za króliczkiem: gdy renegocjowano kontrakty (nie tylko na te jednostki), zaraz rosły ceny stali i pogarszał
się kurs walut.
Tak czy inaczej, największe na świecie chemikaliowce ze Szczecina z filipińskimi załogami już pływają. Czy Odfjell powróci do Szczecina, gdy kolejne statki się zestarzeją i trzeba je
będzie zastąpić nowymi? I czy stocznia w Szczecinie będzie jeszcze produkować? - To pytania na razie bez odpowiedzi.