- Rok 2008 jest już stracony. Pieniądze unijne najwcześniej dostaniemy na początku 2009 r. - tak skutek opóźnień ze
strony administracji rządowej przedstawia przedsiębiorca rybacki z Władysławowa. Motywem przewodnim niedawnego zjazdu Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb były właśnie opóźnienia w przygotowaniu
dokumentów, bez których Bruksela nie otworzy kasy z pieniędzmi na lata 2007-2013. Polska branża rybna ma otrzymać ogromną kwotę ponad 1 mld euro, z czego na przetwórstwo rybne przypadnie ponad 300 mln
euro.
Sektorowy Program Operacyjny "Rybołówstwo na lata 2007-2013" był gotowy w listopadzie 2006 r. Od tego czasu krążył między centralnymi urzędami oraz zalegał w urzędniczych szafach. Dotąd
nie dotarł do Brukseli. A bez tego programu i szczegółowego planu jego realizacji Unia nie przekaże przygotowanych pieniędzy.
Do tej pory, polskie przetwórstwo rybne wykorzystało na modernizację 3 razy
więcej unijnych pieniędzy niż pierwotnie zaplanowano. Przedsiębiorcy umieli spożytkować fundusze, po które nie sięgnęli rybacy, samorządy, właściciele portów i przystani, czy rybactwo śródlądowe. Obecnie
w Polsce działa 226 zakładów rybnych z uprawnieniami do eksportu na rynek unijny oraz blisko 50 produkujących na rynek krajowy. Aż 135 firm działa w regionie nadmorskim, z czego 72 w województwie
pomorskim i 63 w województwie zachodniopomorskim. Wartość produkcji rodzimych firm przetwórstwa rybnego wyniosła w ub.r. 3,7 mld zł, czyli prawie tyle samo co przemysłu okrętowego. Aż 90% surowca
sprowadza się z zagranicy, a tylko 10% ryb pochodzi z Bałtyku.
- Polskie firmy przetwórcze są nowsze, niż hiszpańskie lub duńskie. A to dzięki gospodarności własnej przedsiębiorców i ich
umiejętności w korzystaniu z unijnych środków- z dumą zauważa Jerzy Safader, prezes PSPR.
Premier Jarosław Kaczyński wielokrotnie podkreślał, że nie ma ważniejszej sprawy, niż wykorzystanie ogromnych
unijnych funduszy na lata 2007-2013. Jednocześnie podległa mu administracja akurat w tych kwestiach jest niesprawna. To prawdziwe nieszczęście, że rybołówstwo znalazło się w dwóch ministerstwach,
kierowanych przez Samoobronę i LPR - partie które były przecież przeciwne przystąpieniu Polski do Unii. Co prawda w marcu departament rybołówstwa przeniesiono z resortu rolnictwa do Ministerstwa
Gospodarki Morskiej, ale dysponująca unijnymi funduszami dla rybołówstwa Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa jest w rękach ministra rolnictwa.
- Nie mamy swojego ministerstwa. Nie ma
z kim rozmawiać. Resort rolnictwa już się nami nie zajmuje, a Ministerstwo Gospodarki Morskiej dopiero wchodzi w problematykę rybołówstwa - ocenia Kazimierz Wołosiuk który w imieniu stowarzyszenia
przetwórców zajmuje się pomocą unijną. -Poza tym, nie ma przepływu informacji między administracją rządową a reprezentacją rybaków oraz przetwórców. Nikt nie reaguje na nasze pisma.
Nie tylko
przetwórcy ryb krytykują resorty rolnictwa i gospodarki morskiej. 29 maja br. do kancelarii premiera wpłynęło pismo od 14 organizacji skupiających m.in. rybaków i przetwórców. Jest to skarga na ministrów
Andrzeja Leppera i Romana Wiecheckiego, którzy - zdaniem organizacji - opóźniają, zaniedbują i tworzą bałagan w rozdzielaniu unijnych środków, a rybacy i przetwórcy traktowani są przez ich resorty jak
intruzi.