Jesteśmy gotowi nawet w 100 procentach do prywatyzacji stoczni - poinformował w czwartek wiceminister skarbu państwa Sławomir Urbaniak. To
dlaczego to tak długo trwa? - pytali posłowie. Opieszałość w tym wypadku może się zakończyć zwrotem przez te spółki do kasy państwa nawet 5 miliardów złotych i upadłością.
Wiceszef resortu
poinformował, że czerwcowy termin prywatyzacji stoczni gdańskiej i szczecińskiej nie będzie dotrzymany. Tymczasem, jak przypomniał wiceministrowi poseł Tadeusz Aziewicz z PO, Komisja Europejska dała tylko
do końca czerwca czas na rozpoczęcie procedur.
Według Aziewicza, jeśli polski rząd nie wywiąże się z tego, KE zażąda zwrotu nawet 5 mld zł wsparcia budżetowego, które uznane zostanie za nienależną
pomoc publiczną. A w kasach polskich stoczni pusto, więc musiałyby ogłosić upadłość.
Sławomir Urbaniak zapewnił, że rząd jest "praktycznie gotowy" do rozpoczęcia prywatyzacji Stoczni Gdynia.
Przypomnijmy, że polscy i brukselscy urzędnicy spierają się o wielkość redukcji mocy produkcyjnych. Polski rząd proponuje, by ograniczenia sięgnęły średnio 30 proc. potencjału zakładów, szacowanego na
900 tys. CGT (pojemność produkowanych statków liczona w tzw. skompensowanych tonach brutto).
KE chce zaś, by redukcję obliczyć na podstawie rzeczywistej produkcji z 2006 roku, która wyniosła ok. 500
tys. CGT i by cięcia były większe.
Jednak wiceminister Urbaniak okazał się optymistą, uznając, że Bruksela patrzy na postępy prac "niezbyt krytycznie" i ostatecznie przyjmie argumenty przedstawione
w specjalnym liście od polskiego rządu.
Jak nas poinformował uczestniczący w spotkaniu Zbigniew Żmijewski, przewodniczący związku zawodowego "Stoczniowiec" w Stoczni Szczecińskiej Nowej, jego firma
wciąż czeka na memorandum. Ma być gotowe do 20 czerwca. Natomiast na 248 ofert rozesłanych do różnych podmiotów, odmówiło na razie 22 adresatów, a 11 wyraziło chęć wzięcia udziału w prywatyzacji SSN.