Związkowcy i kierownictwo Stoczni Szczecińskiej Nowej do środy mają czas, aby porozumieć się w sprawie podwyżki
wynagrodzeń. Wtedy mogłaby ona obowiązywać od początku czerwca. Na razie jednak strony nie dogadały się, co do sposobu podziału proponowanych przez zarząd 10 procent.
- Według przedstawionych nam
wcześniej przez pracodawcę założeń, wszyscy pracownicy dostaliby z "automatu" 3,5 proc. podwyżki. Natomiast kolejne 6,5 procent otrzymaliby do swej dyspozycji przełożeni. Tak więc średnio wypadałoby
10 procent więcej dla pracownika - poinformował nas po ubiegłotygodniowym spotkaniu Zbigniew Żmijewski, przewodniczący Związku Zawodowego "Stoczniowiec".
Jednak aby proponowany przez zarząd
stoczni system podwyżek mógł obowiązywać od 1 czerwca br., należałoby go podpisać w najbliższych dniach, gdyż od jego podpisania muszą upłynąć dwa tygodnie.
Wczoraj cztery związki zawodowe ponownie
rozmawiały z wiceprezesem SSN Zbigniewem Gomułką, który reprezentował zarząd spółki.
- Nadal podział tych pieniędzy proponowany przez zarząd budzi z naszej strony kontrowersje - mówi Jan Janiec,
członek prezydium "Stoczniowca". - Z drugiej jednak strony pracodawca nie chciał do końca przyjąć naszego stanowiska, w którym zaproponowaliśmy, żeby 10 procent dać każdemu, bez rozbijania na 3,5 i
6,5 procent.
Dziś więc zakładowe organizacje związkowe będą się zastanawiać nad taktyką przed jutrzejszym spotkaniem z kierownictwem firmy. Będą też chyba musiały wypracować jedno wspólne
stanowisko w negocjacjach z pracodawcą. Z czterech związków zbliżoną do "Stoczniowca" propozycję miały trzy.
Wciąż też nie wiadomo, kto zostanie nowym właścicielem SSN. Tymczasem, jak
informowaliśmy, Bruksela usztywniła swoje stanowisko i domaga się, aby polski rząd rozpoczął prywatyzację sektora stoczniowego jeszcze przed końcem czerwca. Chce także znacznej redukcji mocy
produkcyjnych. Jednak jak niedawno napisała "Rzeczpospolita", Polacy otrzymali wsparcie ze strony CESA (europejski związek producentów statków). Przedstawiciele tej organizacji wezwali Komisję
Europejską do łagodniejszego potraktowania polskich stoczni. "Zdaniem Reinharda Lukena, sekretarza generalnego CESA, brukselscy urzędnicy, domagając się od Polski restrukturyzacji i radykalnych cięć
mocy produkcyjnych, nie wykazują zrozumienia dla warunków w branży okrętowej i trzymają się reguł ochrony konkurencji tylko dla zasady" - napisał dziennik.