Na Wybrzeżu ostatnio stało się głośno o Instytucie Globalizacji z Gliwic. Placówka ta poinformowała bowiem, że
ewentualny upadek Stoczni Gdynia mógłby kosztować rynek co najmniej 10 miliardów złotych. W raporcie tej prywatnej placówki badawczej czytamy, że jest to równowartość dwudziestokrotności budżetu Gdyni na
ten rok i 1/10 budżetu państwa.
"Według obliczeń analityków, bezpośrednie skutki upadłości Stoczni Gdynia szacowane są na 3,5 mld zł" - czytamy w raporcie Instytutu. Jednak rynek straci co
najmniej 10 mld zł do 2012 roku. "W przypadku upadłości całego przemysłu stoczniowego w Polsce, która może nastąpić w efekcie zamknięcia Stoczni Gdynia, kwota może być nawet dwukrotnie wyższa".
Gdyńska spółka stoczniowa jest najnowocześniejszym tego rodzaju zakładem w kraju i drugim producentem statków w Europie. Jej bankructwo byłoby dla gospodarki niekorzystne, bo kooperuje z około 800
firmami. - Na upadłości Stoczni Gdynia straci nie tylko przemysł stoczniowy, lecz także jego dostawcy: hutnictwo, handel czy przemysł elektromaszynowy i elektroenergetyczny - tłumaczy dr Tomasz Teluk,
dyrektor Instytutu Globalizacji.
Jego zdaniem, wysokie będą także koszty społeczne. -W polskiej branży okrętowej pracuje około 80 tysięcy ludzi. Na skutek upadłości Stoczni Gdynia bezrobocie mogłoby
wzrosnąć nawet o 3 procent w skali całego kraju. Utratą pracy będzie zagrożonych 7 tysięcy pracowników stoczni. Oznacza to, że bezrobocie w tym mieście zwiększyłoby się dwukrotnie - ostrzega.
Teluk
wygłosił swoją opinię także podczas niedawnej debaty w Warszawie, w której m.in. uczestniczyli: Paweł Poncyljusz - wiceminister gospodarki, Kazimierz Smoliński - prezes SG, oraz prof. Dariusz Wędzki z
Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Dyrektor Instytutu Globalizacji zwrócił uwagę, że upadłość to nie tylko utrata potencjalnych korzyści, ale i liczne zobowiązania: konieczność spłaty zadłużenia firmy
przez Skarb Państwa, pomoc socjalna dla zwalnianej załogi, utrata dochodów przez kooperantów. Przykładowo: wskutek upadłości trzeba byłoby dokonać na rzecz banków wypłat z tytułu poręczeń i gwarancji
Skarbu Państwa - ok. 245 mln USD, wypłat armatorom ich zaliczek - 405 mln zł itd.
Aby tego uniknąć, trzeba firmę sprzedać, co uchroni podatników również przed kosztami konfliktu z Unią Europejską.
Przypomnijmy, że Bruksela właśnie domaga się szybkiej prywatyzacji wszystkich trzech stoczni produkcyjnych w Polsce. Ale domaga się jeszcze jednego - zmniejszenia mocy produkcyjnych w tych zakładach, lecz
w taki sposób, by były one nadal zyskowne. To warunek, by spółki nie musiały oddawać do kasy państwa udzielonej pomocy publicznej. Wsparcie to szacuje się na 2 mld zł. Istnieje uzasadniona obawa, że
takiego zwrotu środków stocznie by nie wytrzymały.
Podczas debaty minister Poncyljusz polemizował z opinią, że krach w Gdyni doprowadzi do upadku całego sektora. Jego zdaniem, to miejsce mogą zająć
małe firmy produkcyjne. Z kolei stoczniowcy znajdą też pracę za granicą. Jednocześnie uspokajał, że rząd będzie prywatyzował stoczniowe spółki.
Instytut Globalizacji, który podał opinii publicznej
szokujące wyliczenia skutków bankructwa tylko jednej stoczni, jest placówką prywatną, powstałą w 2005 r. Organizacja ta prowadzi badania z zakresu konkurencyjności, ochrony środowiska, ochrony zdrowia i
globalizacji. Dyrektorem jest dr Tomasz Teluk, ekspert Centre for New Europę w Brukseli i Centrum im. Adama Smitha.