Za pół roku (4-6 września br.) znów odbędą się w Gdańsku Międzynarodowe Targi Morskie Baltexpo. To będzie,
poniekąd, jubileuszowa ich edycja, gdyż pierwsze odbyły się 25 lat temu. Ich ówczesnym uczestnikom mocno zapisały się one w pamięci, gdyż był to w Gdańsku czas niezwykle gorący, a huk petard i opary gazów
łzawiących docierały aż na tereny targowe. Wystawcy i zwiedzający mieli niekiedy problemy z przedarciem się przez milicyjne kordony.
Co ciekawe, wiele wskazuje, że - w przeciwieństwie do głównych
polskich stoczni produkcyjnych - targi okrętowe mają się dobrze; zanosi się na to, że będą one znacznie większe niż 2 lata temu (patrz: tabela). Organizatorzy spodziewają się ok. 400 wystawców. Kilka
krajów: Dania, Niemcy i Norwegia, będą miały na Baltexpo, tradycyjnie, swoje stoiska narodowe, co - jak twierdzą organizatorzy - nie zdarza się obecnie w Europie często, i co dobrze świadczy o randze
gdańskiej imprezy.
Targi będą przede wszystkim okazją do prezentacji możliwości przemysłu stoczniowego i jego zaplecza, ale ich formuła nie ogranicza się bynajmniej do niego; będą się tam
wystawiały również porty i terminale, rybołówstwo morskie, yachting i obsługa cargo. Co ciekawe, wystawców zagranicznych będzie więcej niż krajowych, zwłaszcza jeśli chodzi o producentów różnego rodzaju
wyposażenia okrętowego. Sławomir Majman, przedstawiciel Agpolu, firmy organizującej Baltexpo i główny komisarz targów od pierwszej ich edycji, ubolewa nad ubogą reprezentacją krajowych kooperantów
przemysłu stoczniowego, którzy - w przeciwieństwie do swoich zagranicznych konkurentów - nie wykorzystują dogodnej okazji do zaprezentowania się szerszemu gronu potencjalnych klientów. Przyczyny tego
stanu rzeczy mogą być różne, w tym również i ta, że wielu partnerów polskich stoczni zostało w ubiegłych latach drastycznie "skaleczonych" ich bankructwami i niewypłacalnością, stąd ci, którym udało
się przetrwać, szukają szczęścia w innych, niż okrętowa, branżach. Tak, czy inaczej, efektem jest malejący udział wyrobów krajowych w wartości budowanych w naszych stoczniach statków. Stąd, określanie
polskiego przemysłu okrętowego "narodowym" staje się coraz to bardziej naciągane.
Imprezie sprzed dwóch lat organizatorzy nadali przydomek "targi nadziei", co - jak pokazał czas - okazało
się określeniem mówiąc eufemistycznie, nieadekwatnym. Tegoroczna edycja - jak zapowiedział S. Majman - ma się odbyć pod bardziej przystającym do rzeczywistości podtytułem: "targi odpowiedzi na trudne i
bardzo trudne pytania".