- Stocznie produkcyjne są członkami Krajowej Izby Gospodarki Morskiej, której zadaniem jest promowanie przedsiębiorstw i branż tego
sektora. Pewnie dla tego Izba jest żywotnie zainteresowana obecną sytuacją w polskich stoczniach?
- Stocznie muszą być doinwestowane, aby mogły pozbyć się narosłych przez wiele lat długów
publicznoprawnych oraz żeby miały środki na unowocześnienie procesu produkcji. Na świecie, od kilku lat, jest dobra koniunktura w przemyśle stoczniowym. Nasze stocznie mogłyby w większym stopniu
skorzystać z tego boomu, lecz przeżywają trudności finansowe, wynikające z obciążeń powstałych w minionych latach. Mają też ogromne zadłużenia. W poprzednich latach, wspomagane przez państwo (gwarancje
kredytowe na budowę statków bardzo ułatwiały stoczniom pozyskiwanie kapitałów z kredytów bankowych), stocznie nie realizowały programów restrukturyzacyjnych. Nie zmniejszono kosztów produkcji, pozwalano
sobie na marnotrawstwo i zadłużanie przedsiębiorstw. Ratunkiem dla całego przemysłu okrętowego może być restrukturyzacja, lecz aby tego dokonać, konieczne są inwestycje.
Potrzebna jest także bieżąca
pomoc i dalsze gwarancje kredytowe Skarbu Państwa i KUKE, aby dotrwać do momentu dokapitalizowana przez inwestorów strategicznych. Inna sprawa, że kontrakty podpisywane przed laty z armatorami nie były
dla naszych stoczni korzystne. Teraz trzeba je realizować. Czasami z trudem udaje się je renegocjować. W efekcie, sprzedawane statki nie przynoszą spodziewanych zysków, a wręcz generują straty, wynikające
w dużej mierze z niekorzystnego kursu dolara, a także rosnących cen stali. Zapewne wpływ na to mają także elementy zależne od stoczni (wydajność pracy, marnotrawstwo) oraz czynnik często niedostrzegany -
wyższe koszty produkcji i dostaw, związane z brakiem płynności płatniczych.
- Może korzystniej byłoby zlikwidować lub ograniczyć w Polsce przemysł stoczniowy?
- O likwidacji nie można nawet myśleć,
bo to jest nasz narodowy przemysł. Mamy nie tylko tradycje, dobre stocznie, lecz także wykwalifikowanych pracowników, specjalistów i możliwości zarabiania. Stocznie trzeba ratować nie tylko po to, aby je
za dobrą cenę sprzedać, lecz także aby wykorzystać i rozwijać polską gospodarkę morską, nasz potencjał techniczny, a przede wszystkim utrzymać tysiące miejsc pracy dla wysokiej klasy specjalistów budowy
okrętów.
- Jak rozwiązać ten problem?
- W grę wchodzi np. dokapitalizowanie stoczni przez Skarb Państwa, w celu spłaty zobowiązań. Jak wiadomo, taka koncepcja zyskała przychylność Ministerstwa
Skarbu Państwa. Jednakże pojawił się problem: skąd wziąć na to środki? Warto zwrócić uwagę, że jeśli stocznia nie ureguluje należności wobec ZUS, to Skarb Państwa będzie musiał dopłacić do Funduszu
Ubezpieczeń Społecznych...
- Jakie może być wyjście dla Stoczni Gdynia?
- Ratunkiem dla stoczni jest nie tylko dokapitalizowanie, lecz restrukturyzacja w różnych sferach działania przedsiębiorstwa -
począwszy od restrukturyzacji finansowej i oddłużenia, a skończywszy na zmianie struktury zatrudnienia.
- Jakie decyzje powinny być podjęte w sprawie Stoczni Gdynia?
- Wydaje się, że instytucje
zależne od Skarbu Państwa, a także samo MSP, nie zbyt aktywnie włączały się w ub.r. w ratowanie przemysłu stoczniowego. Agencja Rozwoju Przemysłu powinna być efektywnym i sprawnym narzędziem polityki
gospodarczej państwa. Szczególnie w bardzo trudnych sytuacjach, w jakich są stocznie.
Zgodnie z planem restrukturyzacji Stoczni Gdynia, przyjętym przez rząd, a notyfikowanym w Komisji Europejskiej,
przewidziane jest dokapitalizowanie spółki. Nadal potrzebna jest nie tylko pomoc publiczna, lecz także gwarancje Skarbu Państwa na kredyty niezbędne do sfinansowania realizacji kontraktów budowy statków.
Konieczne są także gwarancje KUKE, na konkretne zamówienia armatorów.
Jak wiem, dokapitalizowanie spółki poprzez emisję i sprzedaż akcji, powinno nastąpić w br. Fundusze te są niezbędne na inwestycje
[ok. 300 min zł) oraz na oddłużenie (ok. 715 mln zł). Rząd zatwierdził harmonogram prywatyzacji, więc należy się spodziewać inwestora strategicznego w br. Natomiast pomoc finansowa, w zakresie ustalonym z
agendami rządowymi, powinna nastąpić natychmiast. Dotyczy to przede wszystkim wspomagania przez ARP, w zakresie ustaleń zawartych w porozumieniu. Stocznia Gdynia potrzebuje gotówki na utrzymanie
produkcji. Pomoc taka miała być udzielona w ub.r. i - jak wiadomo -w tym zakresie zobowiązania, niestety, nie zostały dotrzymane.
- A jeżeli do tych działań nie dojdzie?
- Bez planowanego
dekapitalizowania, bez prywatyzacji i dalszej pomocy w pozyskaniu funduszy na utrzymanie produkcji niezbędnej do realizacji kontraktów, sytuacja Stoczni Gdynia będzie nadal trudna. Zapewne też bez
realizacji planu restrukturyzacji, w zakresie dokapitalizowania i prywatyzacji, nie będzie można oczekiwać pozytywnej opinii KE i uznania dotychczasowej pomocy publicznej, czego konsekwencją będzie
konieczność jej zwrotu. Bez oddłużenia spółki ze zobowiązań publiczno-prawnych z poprzednich lat działalności stoczni, trudno będzie realizować kontrakty i utrzymać kilka tysięcy miejsc pracy.
- KE
domaga się zredukowania mocy produkcyjnych polskich stoczni o 40%. Te ograniczenia mają być ceną za udzielenie stoczniom pomocy publicznej rzędu 2,2 mld zł.
- Redukcja mocy produkcyjnych o 40% w
Stoczni Gdynia to ograniczenie liczby zbudowanych statków z 1 2 jednostek do 8 rocznie. Przy takiej produkcji trudno byłoby osiągnąć rentowność, czego także domaga się KE. Zatem ta skala redukcji nie jest
racjonalna w przypadku Stoczni Gdynia. Sądzę, ze w wyniku negocjacji dojdzie do pewnych ograniczeń zdolności produkcyjnej, czyli np. wyłączenia na kilka lat z produkcji statków jednego z suchych doków w
tej stoczni. Jak miwiadomo, Stocznia Gdynia jest na taki wariant przygotowana. Zatem, w tym przypadku należy oczekiwać szybkich i pomyślnych decyzji z Brukseli, aby stocznia ta mogła wdrażać zatwierdzony
przez rząd plan restrukturyzacji.
- Dziękuję za rozmowę.