Dalekomorski Port Rybacki Gdańsk - taką nazwę nosić będzie inwestycja, której realizacja rozpocznie się w br., na
terenie Wolnego Obszaru Celnego, w gdańskim porcie. Oznacza to, że po wielu latach znów powrócą do niego statki rybackie, które znajdą tam zaplecze, w postaci chłodni do składowania ryb złowionych na
dalekich morzach i na Bałtyku.
Chłodnia, której inwestorem będzie Północnoatlantycka Organizacja Producentów, stanie na nabrzeżu, w pobliżu wejścia do kanału portowego. Jednostki rybackie wprost z
morza przybiją więc do kei, na którą wyładowywać będą złowione ryby. Te z kolei trafią stamtąd do komór chłodniczych. Ogółem obiekt zajmie 16 tys. m2, przy czym na powierzchni użytkowej 9645 m2 będzie
można jednorazowo przechowywać 20 tys. t produktów. Chłodnia składać się będzie z 4 komór, w których nowoczesna i proekologiczna instalacja, pracująca w oparciu o dwutlenek węgla, zapewni utrzymanie, w
sposób ciągły, temperatury od -18 do -25oC. Będzie to pierwsza tego rodzaju chłodnia w Polsce.
W budynku będą mieścić się także główne biura PAOP, które zostaną tam przeniesione z Warszawy i Gdyni.
Cała inwestycja, która musi być gotowa w pierwszej połowie 2008 r., kosztować ma ok. 56 mln zł, przy czym PAOP, jako organizacja producencka, stara się, aby całość była zrefundowana z funduszy
unijnych, w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Rybołówstwo i Przetwórstwo Ryb 2004-2006.
- Inwestycja PAOP w rybacką infrastrukturę portową realizowana będzie na terenach należących do Skarbu
Państwa. Korzyści z takiej sytuacji są dwustronne. Zgodnie z umową, PAOP otrzymuje ten teren w dzierżawę, jest inwestorem i będzie operatorem działającej chłodni. Po upływie 25 letniego okresu dzierżawy,
całkowitym właścicielem będzie właśnie Skarb Państwa. Obiekt ten, z zasady, dostępny będzie dla wszystkich polskich producentów rybołówstwa i służyć będzie tworzeniu nowoczesnego rynku rybnego w Polsce -
mówi Jarosław Zieliński, dyrektor spółki.
Z inwestycją w gdańskim porcie PAOP wiąże także nadzieje na rozwój handlu rybami. W oparciu o nią, chce nie tylko odbierać ryby złowione przez własne statki i
kutry bałtyckie, ale również kupować produkty w innych krajach unijnych, które - po ich uszlachetnieniu i przechowaniu - zamierza reeksportować do innych krajów Unii Europejskiej i poza jej terytorium,
bez dodatkowych opłat celnych.
Co roku do Polski sprowadzanych jest 300 tys. t ryb, z czego 70% trafia na rynek (także do przemysłu przetwórczego) wschodniego wybrzeża. Nowoczesna i duża chłodnia może
zintensyfikować tego rodzaju import przez gdański port.
Północnoatlantycka Organizacja Producentów została utworzona w 2003 r., przez dwie prywatne spółki połowów dalekomorskich: Atlantex i Arctic
Navigations. Obie od lat zajmowały się połowami ryb i organizmów morskich na północnym Atlantyku, akwenach konwencji NAFO i NEAFC oraz w rejonie Svalbardu. PAOP, jako pierwsza tego rodzaju organizacja w
branży rybackiej w Polsce, została uznana przez naszą administrację morską oraz przez Komisję Europejską i obecnie reprezentuje polskie rybołówstwo w unijnych, regionalnych radach doradczych: Morza
Północnego, Floty Dalekomorskiej UE oraz Floty Pelagicznej UE. Ponadto, należy do unijnego stowarzyszenia producentów EAPO (European Association od Producers Organizations), gdzie uczestniczy w pracach
Northern Pelagic Working Group
PAOP ma obecnie 3 statki: Wiesbaden (pojemność 3071 GT), Polonus (pojemność 1805 GT) i Anders (pojemność 1214 GT), których wiek przekracza 20 lat. Są to trawlery
przetwórnie odkupione przed kilku laty od armatorów rybackich z Niemiec, Irlandii i Wysp Owczych. Wszystkie są zarejestrowane w Polsce. Ich portem macierzystym jest Gdynia, a załogi rekrutują się spośród
polskich rybaków. W 2004 r. złowiły 5 tys. t ryb, w 2005 r. - blisko 8 tys. t, a w 2006 r.
- już 15 tys. t. Od razu na statkach są one przetwarzane na gotowe produkty, jak filety czy tusze, po czym
pakowane w kartony i zamrażane. Działalność połowowa koncentruje się na takich gatunkach, jak: śledź atlantycki, makrela, karmazyn, dorsz, krewetka zimnowodna, czarniak, plamiak.
Firma ma w planie
zakup następnych używanych trawlerów, by rozpocząć eksploatację łowisk także u wybrzeży Afryki Zachodniej, na południowym Atlantyku i południowym Pacyfiku, ponieważ dotychczasowe kwoty przyznane jej przez
KE są skromne i nie wystarczają na efektywną eksploatację floty.
Jednak powiększenie floty nie jest rzeczą prostą, wobec zaostrzonych przepisów unijnych. Według nich, armator może kupić nowy (używany)
statek tylko pod warunkiem wycofania starego i utrzymania się w ramach dotychczasowego, tzw. referencyjnego, poziomu potencjału połowowego, przypadającego na dany kraj członkowski, a mierzonego
pojemnością brutto (GT) i mocą silników (KW). Polska ma rezerwy 17 tys. GT, pozostałe po 3 trawlerach upadłego szczecińskiego Gryfu - i z tych rezerw PAOP chciałaby skorzystać. Wymaga to jednak uzgodnień
z kilku naszymi resortami i z KE, więc nie należy tu raczej oczekiwać szybkich decyzji.
Ostatnio KE, w ramach umowy podpisanej z Mauretanią, rozdzieliła kwoty połowowe między kraje, które dysponują
odpowiednim potencjałem i łowiły tam już w przeszłości. Wśród nich jest Polska (zainteresowany był tylko PAOP), ale otrzymała jedną z najniższych kwot, wynoszącą 10 tys. t rocznie. Są to zaledwie 3
miesiące pracy. Holendrzy np., dostali 3 razy tyle. Po 2 latach Komisja dokona oceny wykorzystania rozdzielonych kwot i wówczas będzie można starać się o przydział dodatkowych limitów.
PAOP szuka
również możliwości na Pacyfiku. Obecnie KE negocjuje z Peru kwoty połowowe na jego szelfie - i tam również istniałaby szansa na zatrudnienie polskich statków. Natomiast poza strefami narodowymi, na
południowym Oceanie Spokojnym, na niezawłaszczonych jeszcze akwenach, istnieją bogate ławice ostroboków, odławianych głównie przez Chińczyków, a także Irlandczyków i Holendrów. Wkrótce jednak ma powstać
organizacja do zarządzania zasobami w tym rejonie, która nie będzie dopuszczać do połowów trawlerów państw do niej nienależących.
- Chcemy tam popłynąć i już teraz łowić, by partycypować w późniejszym
podziale kwot - mówi J. Zieliński.