Polscy rybacy to najwięksi kłusownicy na Bałtyku - twierdzą szwedzkie media, powołując się na nieopublikowany
jeszcze raport Komisji Europejskiej. - To insynuacja. W naszym odczuciu Bruksela chce zniszczyć polskie rybołówstwo - odpowiada Bogdan Waniewski, prezes Stowarzyszenia Armatorów Rybackich z Kołobrzegu.
Polscy rybacy mają być na czele kłusowników w krajach bałtyckich i łowić o prawie połowę dorsza więcej niż mogą. Wczoraj informowały o tym szwedzkie media. Podawały, że w latach 2005-06 inspektorzy
KE dokonali ponad 200 wizyt na statkach rybackich sześciu państw nadbałtyckich, oprócz Estonii i Finlandii. Gdy byli na kutrach, ich załogi deklarowały ilość złowionych dorszy zgodną z tym, co przywiozły
w ładowniach. Jednak porównanie z deklaracjami przekazywanymi w dniach, gdy inspekcji nie było na pokładach, wykazało, że ci sami rybacy systematycznie znacznie zaniżali wyniki.
PAP informuje, że
na tej podstawie Bruksela doszła do wniosku, że Polacy są największymi kłusownikami i nielegalnie łowią aż o 48,7 proc. dorszy więcej niż pozwalają limity. Potem są Szwedzi (21, 4 proc.), Litwini (15,6),
Niemcy (13,6), Duńczycy (12,7), Łotysze (7,5).
Christofer Fjellner, zastępca przewodniczącego Komisji Ochrony Środowiska Parlamentu Europejskiego, stwierdził, że szwedzki minister ochrony
środowiska powinien podjąć "poważne rozmowy" z KE i upublicznić informacje o sprawcach i rozmiarach wykroczeń oraz zaostrzyć postępowanie wobec szwedzkich rybaków. Powinien też "pojechać do Warszawy
i domagać się działań wymierzonych przeciwko polskiemu kłusownictwu".
- To insynuacja. Na jakiej podstawie te zarzuty? Zza biurka?! - ripostuje Bogdan Waniewski. - Od lat dopominamy się, aby
oszacować rzeczywiste zasoby dorsza i łososia. Nie zza biurka, lecz na podstawie badań biologicznych i obserwacji morza.
Zdaniem Waniewskiego KE prowadzi "grę polityczną", która nie ma żadnego
związku z rzeczywistym stanem zasobów ryb w Bałtyku. Twierdzi, że dorsza i łososia nie brak, tymczasem KE obniża połowy. Mało jest szprota i śledzia, którego z kolei pozwala się odławiać więcej. - Oni
nadal konsekwentnie brną w ślepą uliczkę - mówi prezes. - Traktujemy to jako politykę obliczoną na wyniszczenie rybołówstwa w Polsce i krajach przyjętych ostatnio do UE. Twierdzimy, że owszem - wszyscy
rybacy z krajów bałtyckich przeławiają ryby, ale najłatwiej jest zrzucić główną winę na kogoś jednego.