Powstało stowarzyszenie, które chce dochodzić prawdy o zatonięciu promu samochodowo-kolejowego "Jan Heweliusz". 14
lat temu w największej polskiej katastrofie morskiej zginęło 55 osób.
Pełna nazwa organizacji brzmi Stowarzyszenie dla Zbadania Przyczyn i Okoliczności Zatonięcia Promu "Jan Heweliusz". Powstało z
inicjatywy gdańszczan.
- Celem stowarzyszenia jest zbadanie wszystkich przyczyn i okoliczności zatonięcia jednostki oraz wykorzystanie wyników badań i ustaleń dla podniesienia bezpieczeństwa żeglugi, w
szczególności promów pasażerskich - wyjaśnia Marek Błuś, sekretarz i rzecznik SZPiOZP "Jan Heweliusz".
Ponieważ stowarzyszenie zwykłe nie może przyjmować dotacji czy darowizn, aby móc wykonywać
cele działalności, ma zamiar wpływać na tych, którzy mogą mu pomóc. - Zakładamy, że będziemy oddziaływać na tych, którzy powinni oficjalnie takie badania przeprowadzić - tłumaczy Błuś. - Są władze i
instytucje, które mogą to zrobić, np. Komitet Badań Naukowych, uczelnie wyższe, nie mówiąc o prokuraturze.
Stowarzyszenie chce inicjować i prowadzić takie badania, publikować wyniki i ustalenia o
przyczynach tragedii promu, a także na temat spraw bezpieczeństwa żeglugi.
Jedyną wymaganą w ustawie funkcją w stowarzyszeniu zwykłym jest przedstawiciel stowarzyszenia. Został nim dr hab. inż. Maciej
Pawłowski, docent na Wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa Politechniki Gdańskiej. "Posiada uznany dorobek naukowy w dziedzinie statyki okrętu oraz mechaniki ruchu okrętu na fali, bezpieczeństwa
statku w stanie awaryjnym, projektowania i normowania podziału wodoszczelnego statków, zwłaszcza promów i zbiornikowców" - czytamy w informacji prasowej.
Pawłowski jest także autorem ponad 100
publikacji naukowych oraz 55 dokumentów dla delegacji polskiej do Międzynarodowej Organizacji Morskiej (IMO). Publikował w zagranicznej prasie fachowej.
Natomiast Marek Błuś jest kapitanem żeglugi
wielkiej, wykładowcą w Ośrodku Szkolenia Ratowniczego przy Akademii Morskiej w Gdyni oraz dziennikarzem. To właśnie Błuś - wraz z wdowami po marynarzach promu "Jan Heweliusz" - domagał się wyjaśnienia
prawdy o katastrofie. Uważał, że izby morskie prowadzą śledztwo nierzetelnie. Brał też udział w wyprawach płetwonurków na wrak promu, podczas których wydobyto z podłogi górnego pokładu materiał
przypominający beton, który - jego zdaniem - mógł pogorszyć stateczność jednostki.
Stowarzyszenie nie kryje, że czerpie z doświadczeń estońskich. Przypomnijmy, że w 1994 r. zatonął na Bałtyku prom
"Estonia". Była to największa katastrofa morska w dziejach powojennej żeglugi - zginęły 852 osoby. Po latach w tym kraju działają aż trzy organizacje próbujące wyświetlić prawdę o tragedii. Jedna z
nich jest nastawiona naukowo; nazywa się "Grupa robocza do badania wypadku Estonii".
Wyniki prywatnych śledztw okazały się na tyle rewelacyjne, iż zostały upublicznione. W efekcie odbyła się
konferencja naukowa - po tym, jak rząd szwedzki przyznał, że prom służył do przewozu sprzętu wojskowego.