Z powodu ciepłej zimy najszczęśliwszym dyrektorem w regionie jest Andrzej Kreft, który odpowiada za akcję
lodołamania na Odrze. - Ja bym chciał, żeby mrozów nie było w ogóle, bo dla nas to oznacza większe koszty - mówi.
Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Szczecinie, którym kieruje, podpisał wieloletnią
umowę na łamanie kry z przedsiębiorstwem Odra 3. Ta spółka Skarbu Państwa ma kilka lodołamaczy. Są to najnowsze, 1000-konne: "Dzik" i "Odyniec". Starszego typu jednostki to z kolei 700-konne
"Ogar" i "Wilk". Są też nieco nowsze, 600-konne - "Borsuk", "Lis" i "Żbik". Najmniejszy we flotylli jest "Świstak" - 400 KM. Na każdej z jednostek jest pięcioosobowa załoga.
-
Załogi te są w stanie pogotowia, za które płacimy Odrze 3 - wyjaśnia dyrektor Kreft. - Kwota zależy od wielkości lodołamacza. Średnio utrzymanie jednego statku kosztuje ok. 400 tys. zł rocznie.
- Gdy
mamy normalną zimę i jest akcja lodowa, wówczas koszty są oczywiście wyższe - dodaje Kreft. - Kalkulację ustalamy wtedy z armatorem.
Taki jest jeden z kosztów zapewnienia regionowi bezpieczeństwa
powodziowego. Gdy na Odrze pojawiają się zatory lodowe, w RZGW kontrolują sytuację, i gdy tylko nadejdzie odwilż, flota rusza w górę rzeki, aby rozbić taflę, która spiętrza wodę. Każdego roku na Odrze
polskie jednostki współpracują z lodołamaczami niemieckimi.
Jak już informowaliśmy, Ministerstwo Środowiska ma założenia dla nowych lodołamaczy na polskie rzeki. Studium wykonalności przyszłej
inwestycji przygotowano w Szczecinie w firmie Dom Inżynierski - Promis.
W tej spółce doradczej wykonano też projekty wstępne lodołamaczy, obliczono koszty ich budowy i eksploatacji, a także liczebność
załóg i ilość potrzebnego na nie sprzętu.
Potem ma zostać ogłoszony przetarg na wykonanie całej flotylli. 25 nowych lodołamaczy ma powstać w ciągu 8 lat. Rozdysponowane zostaną na Odrę i Wisłę. Z ośmiu
przeznaczonych na naszą rzekę, siedem trafi do Szczecina.
- Sprawy budowy nowych lodołamaczy są aktualnie omawiane - mówi lakonicznie Andrzej Kreft.
Dodajmy, że te obecnie eksploatowane na krajowych
rzekach mają po kilkadziesiąt lat, a odnawianie ich klasy (dokumentów uprawniających do żeglugi) jest kosztowne. W najbliższych latach wiele z nich zostanie więc zapewne wycofanych.
W studium
wykonalności zaproponowano, aby flotylla pozostała w kompetencjach państwa, podobnie jak ma to miejsce w przypadku straży pożarnej czy pogotowia ratunkowego.