Bardzo pechowo zakończył się dziewiczy rejs wybudowanego w Szczecinie norweskiego chemikaliowca "Bow Sirius". W drodze
ze Stoczni Szczecińskiej Nowej do Hamburga ta wielka jednostka staranowała wrota śluzy w Holtenau na Kanale Kilońskim. Prawdopodobnie zawinił kapitan oraz zlekceważone... przesądy.
"Bow Sirius"
siódmy z serii największych na świecie chemikaliowców (40 tys. DWT) został ochrzczony 11 grudnia przy nabrzeżu Arsenał Stoczni Szczecińskiej Nowej. Wraz z filipińską załogą na pokładzie wyruszył w Nowy
Rok w dziewiczy rejs do Hamburga. Niestety, następnego dnia doszło do poważnej kolizji - w miejscowości Holtenau przy wejściu z Bałtyku na Kanał Kiloński, chemikaliowiec uderzył niemal w środek ważących
ok. tysiąca ton wrót śluzy i prawie je rozerwał. Urządzenie było tymczasem po remoncie, gdyż 27 grudnia uderzył w nie inny frachtowiec - zbiornikowiec "King Edward".
Jak poinformowały niemieckie
media, straty po uderzeniu oszacowano na 1,5-2 mln euro. Poważnie uszkodzone urządzenie hydrotechniczne trzeba było wyłączyć z użytkowania; w efekcie ruch na kanale został ograniczony. Niemiecka policja
wodna wykluczyła usterkę techniczną statku lub alkohol jako przyczynę kolizji. Jak poinformowała gazeta "Handelsblatt", zawinił człowiek. Prawdopodobnie kapitan statku nie zrozumiał komendy pilota,
który prowadził jednostkę przez kanał.
- Po raz pierwszy w swej historii norweski armator "Odfjell" powierzył to stanowisko oficerowi nie z Europy Zachodniej. Tym razem kapitanem był Filipińczyk.
Przed rejsem został on bardzo mocno sprawdzony - mówi Izabela Maruszczak ze stoczni w Szczecinie. - Kapitan źle zrozumiał po angielsku komendę i zamiast wstecz dał naprzód.
Na szczęście, nowoczesna
jednostka wyszła ze zderzenia bez poważniejszych uszkodzeń i po trzech godzinach mogła kontynuować rejs.
Czy jednak tylko ludzki błąd był przyczyną zdarzenia. Z shippingiem związanych jest przecież
wiele przesądów. Sprawdziliśmy - i rzeczywiście. Zamiast bowiem rozbić butelkę szampana o dziób, roztrzaskano ją o śródokręcie zbiornikowca "Bow Sirius".
- Matka chrzestna musi też mieć nakrycie
głowy - przypomina Paweł Szynkaruk, dyrektor Polskiej Żeglugi Morskiej, który o przesądach związanych ze statkami nasłuchał się od swoich kapitanów.
Sprawdziliśmy: 11 grudnia matka chrzestna - żona
wiceprezesa norweskiej kompanii - nie miała na głowie żadnego nakrycia.
Na dodatek, co zauważa Portal Morski, pomimo że statek ukończono w ostatnich dniach roku, to chrzest odbył się już trzy tygodnie
wcześniej na tylko częściowo pomalowanym chemikaliowcu.