Od dwóch tygodni trwają konsultacje nt. dokumentu "Strategia rozwoju polskiej gospodarki morskiej na
lata 2007-2017", opracowanego przez grupę praktyków - społecznych ekspertów, na zlecenie ministra gospodarki morskiej, Rafała Wiecheckiego. Dokument jest obszerny, po poprawkach liczy 108 stron.
Nawiązuje do strategii rozwoju kraju, której priorytetami są m.in.: wzrost konkurencyjności i innowacyjności gospodarki, poprawa stanu infrastruktury podstawowej - technicznej i społecznej, wzrost
zatrudnienia i podniesienie jakości pracy oraz rozwój regionalny (patrz: "Namiary" 13/2006 i 16/2006).
W odróżnieniu od wielu wcześniejszych i bardzo ogólnie sformułowanych strategii, dokument ten
zawiera nie tylko konkretne i główne cele strategiczne oraz zadania operacyjne, mające prowadzić do osiągnięcia zamierzonego stanu w 11 obszarach, ale także wskazuje terminy realizacji i wykonawców owych
zadań. Niestety, nie we wszystkich dziedzinach związanych z gospodarką morską wskazane są te właściwe i najpilniejsze cele, a niekiedy są one po prostu utożsamiane ze środkami zaradczymi i propozycjami
koniecznych zmian.
Tak można ocenić opracowanie Obszaru VI: "Rybołówstwo morskie, rybactwo i przetwórstwo ryb". (Wprawdzie pozostaje ono nadal w resorcie rolnictwa, ale minister Wiechecki od
początku swego urzędowania opowiada się za przeniesieniem tej branży do resortu gospodarki morskiej.) Już samo sformułowanie tytułu trąca akademickim podejściem do tematu, co potem znajduje potwierdzenie
w sformułowaniach, brzmiących jak slogany z poprzednich lat. Natomiast pewne działy gospodarki rybnej, jak rybołówstwo dalekomorskie i przetwórstwo ryb, potraktowane zostały bardzo pobieżnie, bowiem
większość opracowania dotyczy jednego fragmentu tego sektora - rybołówstwa bałtyckiego. Faktycznie, zajmuje ono dominującą pozycję w branży, niemniej jednak obok niego nadal istnieje, a nawet rozwija się,
flota dalekomorska (działa tu armator państwowy i prywatny), podobnie jak przetwórstwo rybne, w które coraz mocniej wchodzi obcy kapitał.
Bałtyckie połowy w 2005 r. wyniosły 124,5 tys. t ryb, co
oznacza 19% spadek w stosunku do roku poprzedniego. Najbardziej, bo o 23%, zmniejszyły się połowy szprotów i śledzi, a dorszy i innych ryb - o 16%. Autorzy piszą: "Przyczyn spadku połowów należy szukać
przede wszystkim w spadku poziomu dostępnych zasobów, wzroście nieraportowanych połowów oraz w postępującym procesie redukcji floty bałtyckiej. W porównaniu ze stanem floty rybackiej na 1 maja 2004 r., do
26 lipca 2006 r. złomowano ok. 40% statków rybackich (393). Dalsze przyczyny to: wysokie i cały czas wzrastające ceny paliwa, niskie ceny ryb, wydłużony okres zamknięty dla połowów dorszy, duża liczba dni
sztormowych oraz zmniejszenie limitów (kwot) połowowych, zarówno na Morzu Bałtyckim, jak i poza nim, na wodach będących pod jurysdykcją międzynarodowych organizacji rybackich". Dalej wskazują, że w
zasadzie zakończony został proces dostosowania wielkości naszej floty łowczej do limitów połowowych, natomiast kontynuacja złomowania dalszych jednostek wręcz grozi obniżeniem poziomu floty. Piszą też o
konieczności podjęcia takich kroków, jak m.in. "przeprowadzenie segmentacji polskiej floty połowowej; prawidłowe oszacowanie żywych zasobów Morza Bałtyckiego; opracowanie optymalnego sposobu zarządzania
kwotami połowowymi; maksymalne dostosowanie terminów okresów ochronnych i obszarów ochronnych do warunków rzeczywistych, wynikających z udokumentowanych badań naukowych i możliwie uwzględniających
interesy eksploatacyjne armatorów rybackich; stosowanie selektywnych narzędzi połowowych, kontynuacja prac nad wzrostem tej selektywności; ograniczenie połowów ryb niewymiarowych".
Czytamy też o
konieczności zwiększenia nakładów finansowych na badania naukowe, dotyczące oceny stanu żywych zasobów morza, co powinno odbywać się we współpracy ze środowiskiem rybackim; o konieczności opracowania
systemu rekompensat finansowych w związku z zakazem połowów wprowadzanym przez administrację oraz systemu, rekompensującego stały wzrost paliwa żeglugowego. Mowa jest również o potrzebie kontynuowania
procesu organizacji rynku rybnego, zwłaszcza zakończeniu programu budowy "lokalnych centrów pierwszej sprzedaży ryb" (LCPSR). Ma to na celu "maksymalne zbliżenie armatora-rybaka do przetwórcy i
ostatecznego odbiorcy", a także ograniczenie szarej strefy w rybołówstwie, której istnienie jest publiczną tajemnicą, a która samym rybakom dostarcza dodatkowych i nierejestrowanych dochodów.
Przetwórstwo ryb, które w Polsce ma ponad 300 zakładów, doczekało się w "Strategii" zaledwie jednego małego akapitu, w którym mowa o "prowadzeniu działań na forum międzynarodowym, wspierającym
polskich przetwórców w pozyskiwaniu z importu surowca rybnego". Rzeczywiście, po akcesji do Unii Europejskiej, pogorszyły się warunki tego importu, ponieważ jesteśmy zobowiązani do przestrzegania
wspólnotowych limitów i kontyngentów, a surowiec sprowadzamy spoza terenu Wspólnoty (głównie z Norwegii). Ale nie ma np. mowy o opracowaniu jednolitego systemu jakości ryb bałtyckich oraz stanu ich
przydatności do przetwórstwa i spożycia według unijnych norm. Chodzi tu głównie o zawartość dioksyn.
Omawiany dokument nie zawiera również kilku bardzo istotnych problemów rybołówstwa
dalekomorskiego. Wprawdzie na rynku pozostało już tylko jedno przedsiębiorstwo państwowe - gdyński Dalmor, ale nadal zatrudnia załogi morskie, liczące ok. 400 osób, a flota 3 jednostek, która nadal łowi i
przynosi zyski, być może wkrótce znów zacznie się powiększać, jeżeli zaistnieją warunki do powrotu na rosyjskie łowiska Dalekiego Wschodu. Tu właśnie resort gospodarki morskiej powinien podjąć
niezałatwioną dotąd kwestię zadłużenia Polski wobec Rosji, które powstało w wyniku nieuregulowania należności za kwoty połowowe przez dwie upadłe firmy: szczecińskiego "Gryfa" i świnoujską "Odrę".
Likwidacja tych zobowiązań otworzyłaby drogę Dalmorowi do powrotu na łowiska Morza Ochockiego lub Beringa, ponieważ jest to warunkiem do rozpoczęcia przez Rosjan rozmów w tej sprawie. Niewykluczone, że na
Daleki Wschód udałby się również inny polski armator dalekomorski - Północnoatlantycka Organizacja Producentów. Jest to prywatna spółka utworzona w 2003 r., która skupia dwie firmy: Atlantex i Arctic.
Eksploatują one także 3 statki, poławiające dotąd na akwenach północnego Atlantyku. PAOP jednak chce się rozwijać i inwestuje już we własne obiekty chłodnicze na terenie Wolnego Obszaru Celnego w gdańskim
porcie, planując import surowca i produktów rybnych. Potem przyjdzie zapewne czas na rozwój floty, w czym powinno pomóc państwo, poprzez aktywne wsparcie w poszczególnych komórkach UE. Chodzi głównie o
wynegocjowanie z Komisją Europejską nowego poziomu referencyjnego potencjału połowowego rybołówstwa dalekomorskiego, o którym "zapomnieli" polscy negocjatorzy przed naszą akcesją, a bez tego Unia nie
wyrazi zgody na powiększanie floty.
Równie ważne są negocjacje z Komisją w celu zwiększenia udziału polskich armatorów w kwotach połowowych na akwenach północnego i południowego Atlantyku.
Wszystkie te sprawy są jedynie zasygnalizowane w "Strategii", a to trochę za mało. Nie zmienia to jednak generalnej oceny, że zrealizowanie zawartych w dokumencie zadań na pewno wzmocniłoby pozycję
naszego rybołówstwa.