Rybacy łowiący na Zalewie Szczecińskim nie są w dobrych humorach. Trudno im się dziwić, bo z połowów nie wracają z pełnymi sieciami. Wręcz
przeciwnie - często są one puste. Obecny rok zaczął się ostrą zimą, która aż do późnej wiosny, z powodu zalodzenia, uniemożliwiała połowy, a co za tym idzie - zarabianie. Później, w trakcie skróconej
wiosny, w sieciach ryb było mało, ale rybacy obiecywali sobie, że w sezonie odrobią zaległości.
- Nie podejrzewaliśmy, że będzie aż tak kiepsko. Sandacz praktycznie zniknął, a bardzo na niego
liczyliśmy, leszcz, który jeszcze w ubiegłym roku dopisywał, chyba się na nas obraził, bo występuje w śladowych wręcz ilościach. O węgorzu, na którym przed laty można było świetnie zarobić, już
zapomnieliśmy - mówią rybacy.
Okazuje się, że łaskawy dla nich był tytko wrzesień. W październiku liczba złowionych ryb spada z dnia na dzień.
- Łowimy teraz wyłącznie ptoć i okonia. Tylko że tej
drugiej ryby, która ma wysoką cenę na rynku, jest trzy razy mniej, niż byśmy oczekiwali, a płoć nawet jak dopisuje, jest bardzo tania. Mam wrażenie, że mimo wycofania się z połowów wielu załóg rybackich,
zalew jest przełowiony - wyjaśnia słabe wyniki Waldemar Jaukowicz, prezes spółki "Rybak" ze Stepnicy.
Zmniejszająca się w październiku ilość łowionych ryb nie nastraja optymistycznie rybaków
zalewowych przed zimą. Niebawem trzeba będzie powiesić sieci na kotku i przystąpić do napraw sprzętu i konserwacji łodzi. A to też kosztuje. Gdzie się podziały ryby? - pytają rybacy. Prostej odpowiedzi na
to pytanie nie ma. Wiadomo, że czasy, gdy nawet cenne gatunki, takie jak sandacz, okoń czy węgorz łowiono na tony, odeszły chyba już na dobre. Ale nikt się raczej nie spodziewał tego, że będzie aż tak
krucho.