ŻADNA śmierć nie jest potrzebna, a już taka, która następuje podczas pracy i to na skutek własnej lekkomyślności, budzi
grozę. Chociaż tak do końca nie wiadomo, czy do śmierci stermotorzysty motorówki z Bazy Oznakowania Nawigacyjnego w Świnoujściu nie przyczyniły się jakieś inne okoliczności. Sprawę, która miała miejsce w
październiku 1996 roku, starała się rozwikłać Izba Morska w Szczecinie pod przewodnictwem sędziego Zdzisława Wunscha.
Nikt w Bazie Oznakowania Nawigacyjnego w Świnoujściu nie zwrócił uwagi, że pewnego
październikowego dnia motorówka transportowa "Jadźka" nie powróciła po zakończeniu pracy. Kierownikiem lub inaczej stermotorzystą tej nieco ponad 7-metrowej motorówki był doświadczony marynarz,
posiadający odpowiednie świadectwa i kwalifikacje. Na motorówce pracował od 15 lat. Feralnego dnia jego zadaniem było przewiezienie elektryków-latarników, którzy m.in. mieli próbnie uruchomić agregat
prądotwórczy w stacji nautycznej Mielin przy torze wodnym z Zalewu Szczecińskiego do Świnoujścia oraz sprawdzić światła nawigacyjne i brzegowe. Elektrycy pracowali od rana na stacji nautycznej Karsibór, a
zadaniem stermotorzysty było przewiezienie ich z jednej stacji do drugiej.
Około godziny 8 motorówka opuściła bazę i popłynęła po elektryków. Wszystko tego dnia przebiegało normalnie i nikt nie
zwrócił uwagi, aby coś dziwnego miało się dziać na "Jadźce" czy też z jej kierownikiem, który do pracy przyjechał rowerem. Po około półgodzinie "Jadźka" przypłynęła do stacji Karsibór i zabrała
obu elektryków. Wszyscy popłynęli na wyspę Mielin, gdzie w kolejnej stacji nautycznej mieli sprawdzić działanie agregatu prądotwórczego.
Po przybyciu na miejsce elektrycy poszli uruchamiać agregat, a
stermotorzysta zaczął łowić ryby. Próby uruchomienia agregatu nie powiodły się, a przyczyną było uszkodzenie akumulatora rozruchowego. Około godz. 9.30 elektrycy ponownie zabrani zostali motorówką
"Jadźka" po sprawny akumulator do swojej bazy. W drodze do bazy odwiedzili jeszcze cypel Mielin "N" i wymienili żarówki. Około dziesiątej dotarli na miejsce, pobrali sprawny akumulator i popłynęli
"Jadźka" z powrotem do stacji nautycznej Mielin.
Zaplanowane prace elektrycy zakończyli około godziny 13 i przez stermotorzystę motorówki "Jadźka" zostali przewiezieni do stacji Karsibór. Po
około półgodzinie elektrycy widzieli jak stermotorzysta odcumował i popłynął w stronę Świnoujścia. Motorówkę płynącą o tej porze w kierunku Świnoujścia widziano także z Bazy Oznakowania Nawigacyjnego, a
następnie po 20-30 minutach, gdy płynęła w kierunku przeciwnym, to jest w stronę Zalewu Szczecińskiego.
Około szesnastej jeden z elektryków-latarników zakończył pracę w stacji Karsibór i rowerem
odjechał do domu, drugi z latarników pozostał natomiast na dyżurze do godz. 18. W tym czasie w bazie nikt nie sprawdził, czy motorówka "Jadźka" powróciła na swoje miejsce postoju.
Następnego dnia
około 9.45 do pełniącego obowiązki kierownika bazy zadzwoniła inspektor oddziału techniczno-elektrycznego z wiadomością, że "Jadźka" ze swoim stermotorzystą od wczoraj nie powróciła do bazy. Około
dziesiątej do bazy przyszedł przebywający na urlopie jej kierownik i dowiedział się, że nie ma człowieka i motorówki. Rozpoczęto poszukiwania. Wyruszył na nie m.in. kuter "Malwina". Szukano i
stermotorzysty i elektryków-latarników, którzy poprzedniego dnia byli przewożeni przez "Jadźkę". Powiadomiono także elektryków, pracujących po wschodniej stronie Kanału Piastowskiego i poproszono ich,
aby udali się na poszukiwania. Drogą radiową wywoływano motorówkę "Jadźka", ale odpowiedzi nie było.
Poszukiwania przedłużały się. Motorówkę "Jadźka" w końcu odnaleziono na skarpie wyspy Mielin
od strony Kanału Mielińskiego. Zauważył ją jeden z poszukujących z kutra "Malwina". "Jadźka" stała przy brzegu na płyciźnie w odległości kilkudziesięciu metrów od pomostu stacji nautycznej Mielin,
w kierunku Świnoujścia. Silnik ma motorówce pracował, ale na niej nie było widać nikogo.
Kuter "Malwina" ze względu na swoje zanurzenie nie mógł dopłynąć do motorówki. Jeden z pracowników po
zacumowaniu do pomostu stacji udał się brzegiem, nałożył kapok (pas ratunkowy) i wszedł od strony brzegu do wody, aby dostać się na motorówkę. Na motorówce nie było nikogo. Wędki i sprzęt rybacki, którym
posługiwał się stermotorzysta, stały w rogu na swoim miejscu. Nie było za to wiadra z rybami, które wcześniej zostały złowione. Na pulpicie zauważono ślady jedzenia, była m.in. otwarta konserwa, bułka i
chleb, a na gretingu (element podłogi) leżał monterski nóż. Silnik motorówki pracował "na luzie", była także włączona radiostacja UKF Cuma i kotwice były sklarowane. Sprawdzono wszystkie zakamarki
motorówki, ale nie stwierdzono przecieków. Obszukano również pobliski rejon stacji i linię brzegową. Stermotorzysty nie odnaleziono. W akcji poszukiwawczej zaginionego człowieka brały udział tego i
następnego dnia także inne jednostki oraz śmigłowiec, ale bez rezultatu.
Po dziesięciu dniach służby wojskowe zgłosiły odnalezienie w wodzie na głównym kanale w pobliżu półwyspu Kosa pływającego ciała.
Zwłoki zostały podjęte przy udziale wojskowej żandarmerii i ekipy śledczej. Zidentyfikowano je jako ciało stermotorzysty i przekazano do dalszych badań w Pomorskiej Akademii Medycznej.
Biegły
stwierdził, że przyczyną śmierci było utonięcie. Badania toksykologiczne wykazały, że we krwi denata znajdowało się 2,2 promila alkoholu, a w moczu 3,1 lotnych związków w przeliczeniu na alkohol. Śledztwo
prowadzone przez Komisariat Policji Warszów zakończono stwierdzeniem braku znamion przestępstwa. Prokuratura w Świnoujściu także umorzyła postępowanie.
Uczestnicy postępowania przed Izbą Morską w
Szczecinie, w tym delegat ministra, stwierdzili, że utonięcie stermotorzysty "Jadźka" było prawdopodobnie nieszczęśliwym wypadkiem w niewyjaśnionych okolicznościach, chociaż ofiara znajdowała się w
stanie nietrzeźwości silnego stopnia. Nie udało się ustalić, kiedy i z kim stermotorzysta pił alkohol.
Izba Morska w swojej sentencji wytknęła kierownictwu Szczecińskiego Urzędu Morskiego bałagan
panujący w Bazię Oznakowania Nawigacyjnego w Świnoujściu, przejawiający się brakiem skutecznej kontroli jednostek wypływających i powracających. Uznano, że utonięcie było wypadkiem przy pracy zawinionym
przez stermotorzystę na skutek własnej lekkomyślności wskutek nietrzeźwości silnego stopnia.