Stało się to, na co zanosiło się od wielu miesięcy: Stocznia Gdańska wyszła z Grupy Stoczni Gdynia i rozpoczyna funkcjonowanie jako
samodzielny podmiot. Zabiegała o to bardzo usilnie, ponieważ czuła się oszukiwana przez spółkę-matkę, w rozliczeniach za wykonywane dla niej prace kadłubowe. Zawsze miała aspiracje, by samodzielnie
budować statki, a nie tylko jako podwykonawca dla Stoczni Gdynia. Ta natomiast nie wzbraniała się od rozwodu, ponieważ pilnie potrzebuje dokapitalizowania, a inwestorzy nie kwapili się z lokowaniem
pieniędzy w sytuacji, gdy i gdański zakład wymagał solidnej pomocy.
O rozwodzie mówił najpierw, w kampanii wyborczej, ówczesny kandydat na prezydenta RR a potem PIS uczyniło z niego jedną ze swych
obietnic wyborczych. Od wiosny trwały spekulacje i wstępne przymiarki, kto może nabyć Stocznię Gdańska. Najpierw pojawiła się zapowiedź kupna przez gdańską spółkę Energa (w zamian za umorzenie
stoczniowych długów za dostawy prądu), potem przez PŻM i Bumar, a następnie przez tajemnicze konsorcjum z udziałem stoczniowych związków zawodowych. Mówiono nawet o Romanie Karkosiku, jednym z
najbogatszych Polaków, który kontroluje kilka giełdowych spółek.
28 lipca br. okazało się, że wybrano inne rozwiązanie: państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu przejęła od właściciela, czyli Stoczni
Gdynia, 32% akcji Stoczni Gdańskiej za długi, jakie ten miał wobec niej (stocznia otrzymała od ARP pożyczkę zabezpieczoną akcjami).
Na mocy porozumienia między stronami z 18 sierpnia, ARP stanie się
więc właścicielem Stoczni Gdańsk SA (taką nazwę przyjęła ostatnio spółka), którą wyceniono na 80 min zł. Oznacza to jednak, że dotychczasowy właściciel nie dostanie za nią pieniędzy, a tylko ARP umorzy
jego długi z poprzednich lat. Jak mówi Janusz Wikowski, rzecznik zarządu gdyńskiego zakładu, jest to kwota ok. 110 mln zł. (Trzeba jednak zauważyć, że zadaniem Agencji jest pomaganie firmom będącym w
trudnej sytuacji, a nie ściąganie długów.)
Przejęcie pozostałych 68% akcji ma nastąpić do końca sierpnia. Do chwili zamknięcia tego numeru "Namiarów", nie udało się nam ustalić, jaki będzie podział
akcji według nowego porozumienia. Nie wiadomo, czy ARP rozszerzy swój dotychczasowy stan posiadania. Wiadomo natomiast, że pewien pakiet akcji przejmie spółka zależna od ARP. Również Stocznia Gdynia
zachowa jeszcze mały pakiet. Stocznia Gdańsk zmieniła również swój statut, w którym wykreślono wzmiankę o tym, że ma ona działać na rzecz grupy, do której dotychczas należała. Teraz może poszukiwać
inwestorów, którzy chcieliby wyłożyć kapitał, a ten jest stoczni bardzo potrzebny na modernizację ciągów produkcyjnych i finansowanie samej produkcji.
Agencja odkupi też od Stoczni Gdynia, za 30 mln zł
gotówką, udziały mniejszościowe w jej dwóch spółkach zależnych. Będą to Eurolook i Euromal. Pierwsza zajmuje się produkcją luków okrętowych, a druga - pracami malarskimi.
Wydaje się, że mimo
usamodzielnienia, Stocznia Gdańsk nieprędko będzie mogła zerwać więzy kooperacyjne ze swoją niedawną firmą-matką, z którą jest połączona licznymi, wspólnymi interesami. Nadal obowiązują zawarte wcześniej
umowy na wykonywane prace, w postaci sekcji kadłubów. Jest to też pewne dobrodziejstwo, ponieważ ma ona w ten sposób zagwarantowaną część przychodów, zanim nie wypełni swojego własnego portfela zamówień.
Prezes, Andrzej Jaworski, wprawdzie mówił, iż stocznia ma kontrakty na budowę statków na najbliższe 3 lata, ale pozostaje pytanie, czy są one w stanie zapewnić rytmiczną pracę wszystkich wydziałów i
wystarczające przychody dla utrzymania płynności finansowej. Będzie to trudne tym bardziej, że stocznia musi odbudować własne biuro projektowe, z którego kiedyś wychodziły projekty znakomitych statków
rybackich, masowców czy drewnowców. Musi również stworzyć własne biuro handlowe i marketingowe. Pojawiła się nawet informacja, że stocznia negocjuje z włoskim armatorem kontrakt na budowę 10 gazowców.
Można mieć jednak wątpliwości, czy sprostałaby temu wyzwaniu. Stocznia Gdańska nigdy ich nie budowała, a pierwsze tego typu jednostki powstawały w Gdyni.
Zmiana właściciela Stoczni Gdańsk nie oznacza,
że ARP będzie nią zarządzać na dłuższą metę. Agencja pilnie szuka dla stoczni inwestora. Z kolei, prezes Jaworski informował media o zainteresowaniu ze strony Włochów, inwestorów z USA, z Izraela oraz
ukraińskiego Donbasu. Dwaj ostatni są także mocno zainteresowani wejściem do Stoczni Gdynia i można powątpiewać, czy chcieliby jednocześnie zainwestować w drugą firmę, o podobnej kondycji.
Rami Ungar,
izraelski armator, który w Stoczni Gdynia kupuje samochodowce, potwierdza, że chce nabyć jej akcje. Od niedawna pojawił się też inny potencjalny inwestor - ukraiński Związek Przemysłowy Donbasu, który
jest już właścicielem Huty Częstochowa, głównego dostawcy blach okrętowych dla naszych stoczni. Według informacji J. Wikowskiego, obaj potencjalni nabywcy poczynili już własne badania standingu stoczni i
do 28 sierpnia mają czas na złożenie swoich ofert, odnośnie zakupu akcji. Następnego dnia ma się zebrać Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy, które ewentualnie podejmie uchwałę o zbyciu udziałów i, de facto,
drugiej już prywatyzacji stoczni.
Transakcja ta miałaby nastąpić poprzez emisję nowych akcji o wartości 500 mln zł, gdyż wcześniej WZA podjęło uchwałę o dokapitalizowaniu stoczni. Nieoficjalnie mówi
się, że obaj oferenci mogą dojść do porozumienia i złożyć wspólną ofertę, dzieląc, odpowiednio, między sobą udziały w stoczni.
- Objęcie przez inwestorów akcji nowej emisji pozwoli Stoczni Gdynia
podjąć proces inwestycyjny, przewidziany w programie restrukturyzacji, i uzyskać jego akceptację przez Komisję Europejską - twierdzi J. Wikowski