Czy dwutlenek węgla, jeden z gazów, który obwiniany jest o efekt cieplarniany na Ziemi, można usunąć z atmosfery i gdzieś bezpiecznie
ulokować? Amerykańscy naukowcy uważają, że tak. Magazynem - ich zdaniem - mogą być osady z dna oceanów. Teoria ukazała się w piśmie "Proceedings of the National Academy of Sciences".
Dwutlenek
węgla to niechciany produkt spalania paliw kopalnych w silnikach samochodów czy elektrowniach. Po emisji do atmosfery ociepla klimat, gdyż stanowi przeszkodę dla ucieczki w kosmos nadmiaru ciepła
słonecznego ogrzewającego naszą planetę. Przypomina to sytuację w szklarni. W efekcie z biegiem lat wpływa to na klimat. Nie jest jednak w 100 procentach pewne, czy człowiek ma zasadniczy wpływ na te
zmiany, czy też może jego rola jest marginalna, a ocieplaniem się klimatu na Ziemi sterują naturalne zjawiska w przyrodzie, których mechanizmów jeszcze nie poznaliśmy. Tak czy inaczej, stężenie dwutlenku
węgla rośnie, i to w ekspresowym tempie, a naukowcy od dawna się zastanawiają, jak przynajmniej ustabilizować jego stężenie w atmosferze.
Proponowano już wcześniej gromadzenie tego związku w różnych
miejscach, np. w formacjach geologicznych. Mogłyby być nimi podziemne groty lub przestrzenie pozostałe po wydobyciu ropy lub gazu ziemnego. Istnieje jednak obawa, że w razie ruchów czy trzęsień ziemi taka
metoda uwięzienia w niej nadmiaru dwutlenku węgla z atmosfery groziłaby przeciekiem.
Zdaniem profesora nauk o ziemi i planetarnych na Uniwersytecie Harwardzkim, Daniela P. Schraga i jego
współpracowników z Massachusetts Institute of Technology oraz Columbia University, idealną metodą zabezpieczenia dwutlenku węgla może być wstrzyknięcie go w grube na setki metrów osady dna oceanu.
W
ten sposób, w bezpiecznej odległości od atmosfery, można utrzymać olbrzymie ilości tego gazu. Pomysłodawcy szacują, że biorąc po uwagę jedynie oceaniczne dno i jego grube osady z obrębu morskiego
terytorium Stanów Zjednoczonych, można by było zmagazynować tyle dwutlenku węgla, ile USA - największy konsument paliw - może wyprodukować przez tysiące lat.
Według naukowców, panujące w głębinach
niskie temperatury w połączeniu z wysokim ciśnieniem zmieniałyby dwutlenek węgla w płyn. A ponieważ byłby on bardziej gęsty od wody, nie uciekałby ku górze. Przy skrajnych temperaturach i ciśnieniach
dwutlenek węgla może się nawet przeobrazić w kryształki.
Pomysłodawcy zapewniają, że taki sposób "przechowywania" gazu jest bezpieczny i oprze się nawet najpoważniejszym trzęsieniom ziemi.
Konieczna jest jednak ocena wykonalności zadania, jakim jest wpompowanie gazu w dno morskie. Trzeba też zbadać potencjalny wpływ zabiegu na poziom mórz - podkreślili autorzy artykułu.