Iwona N. - jeden z najważniejszych świadków obrony byłego zarządu stoczni, prawnik na usługach holdingu, znana obrończyni szefów
paliwowej spółki BGM - wczoraj przez cały dzień zeznawała w procesie byłych prezesów Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA. Nie powiedziała jednak zbyt wiele o transakcjach, w których uczestniczyła lub
których była świadkiem. Jej zdaniem było ich zbyt wiele i zbyt dużo czasu upłynęło.
Iwona N. występowała jako świadek obrony byłego zarządu stoczniowego holdingu. Rozpoczęła współpracę z nimi w 1999
roku. Jej prawnicza firma świadczyła usługi m.in. konsultacyjne i negocjacyjne na rzecz kilku spółek należących do holdingu.
- Pracowałam przy wielu transakcjach, m.in. zakupie akcji Stoczni Północnej
od Centromoru, zakupie nieruchomości Nowamylu w Nowogardzie przez Grupę Przemysłową do produkcji bioetanolu, powstaniu spółki Kulice Golf & Country Club do stworzenia pola golfowego - mówiła Iwona N.
Jednak przy pytaniach sądu dotyczących szczegółów transakcji często zasłaniała się niepamięcią. Według niej, ze względu na dużą liczbę operacji w których uczestniczyła oraz upływ czasu.
Pamiętała
jednak, że transakcja zakupu akcji Stoczni Północnej była szczegółowo sprawdzana przez Urząd Kontroli Skarbowej. - Bo była wtedy taka teoria, że moja firma była pralnią pieniędzy, służyła do wyciągania
pieniędzy z holdingu. Nie znaleziono jednak żadnych uchybień - powiedziała prawniczka.
Dobrze pamiętała także, że były zarząd holdingu tuż przed aresztowaniem próbował ratować firmę m.in. rozmawiając z
bankami. - Wstępnie deklarowały one objęcie akcji Porty Holding w zamian za swoje wierzytelności. To był chyba BRE Bank i BPH - stwierdziła Iwona N.
Ten wątek wczoraj rozwinął były wiceprezes Ryszard
Kwidziński. - Banki nie zgadzały się na koncepecję ówczesnego ministra gospodarki Jacka Piechoty i nowego zarządu firmy zmierzającą do upadłości firmy. Dlatego rozmawiali z nami. Mieliśmy to sfinalizować
na spotkaniu w Warszawie 8 lipca 2002 r. W drodze na te rozmowy, w okolicach Torunia, zostaliśmy zatrzymani. Jestem pewien, że gdybyśmy nie brali udziału w tych rozmowach, nigdy nie bylibyśmy zatrzymani -
stwierdził wiceprezes.
Dowodem pośrednim na to miał być przebieg rozmowy między policjantami w chwili zatrzymania zarządu. - Ich komentarz był taki: najgorzej jak w jednej sprawie występuje wielu
decydentów - dodał Kwidziński.