Nawet najlepszy dokument, roztaczający świetlane perspektywy, lecz odłożony na półkę, jest jak roślina bez wody: więdnie,
usycha - i wkrótce nikt już o nim nie pamięta. Taki los podzieliły kolejne opracowania, dotyczące strategii polskiej gospodarki morskiej.
We wrześniu ub.r., w ówczesnym Ministerstwie Infrastruktury,
zakończono prace nad "Strategią rozwoju polskiej gospodarki morskiej do 2015 r.". Był to efekt trudu naukowców z akademii morskich w Gdyni i Szczecinie oraz zaproszonych ekspertów. Dokument
prezentował zagadnienia w 10 działach, takich jak: żegluga morska, porty, przemysł okrętowy i wyposażenie okrętowe, rybołówstwo, szkolnictwo morskie... Gdy czyta się to dziś, po prawie roku, trudno oprzeć
się wrażeniu, w jak bardzo stereotypowy sposób - charakterystyczny dla minionego okresu - przedstawiano, skądinąd słuszne, postulaty. By nie być gołosłownym, przytoczę drobny fragment: "Podstawowym
celem strategicznym w zakresie rozwoju polskiej żeglugi morskiej jest poprawa konkurencyjności polskiej floty transportowej w warunkach poszerzonej Unii Europejskiej. W tym celu, niezbędne jest stworzenie
warunków odnowy i rozbudowy tonażu oraz stworzenie warunków działania armatorów porównywalnych z obowiązującymi w Unii". Dalej jest podobnie: "Aby osiągnąć cele, należy podjąć szereg działań...",
albo: "Niezbędne jest stworzenie warunków..." itp. Wszędzie tryb warunkowy i imperatywy, przechodzące w slogany, ponieważ de facto dokument stał się zbiorem pobożnych życzeń i niekonkretnych celów.
Nie tylko dlatego, że "Strategia...", natychmiast po sporządzeniu, została odłożona do archiwum, ponieważ nastąpiła zmiana ekipy rządzącej, negującej wszystko, co powstało do chwili jej narodzin. Owo
opracowanie nie wskazywało, kto ma "zabezpieczyć potrzeby", "rozpoznać problemy" czy "zorganizować sprawny rynek rybny", ani też jak długo te działania mają trwać, by wskazane cele
strategiczne osiągnąć. Historia sprawiła, że ministerialnemu dokumentowi zabrakło konsekwencji: żadne zawarte w nim hasło nie zostało zrealizowane i tylko można współczuć ludziom (naukowcom i ekspertom),
którzy napracowali się nad nim zupełnie na próżno.
Dlaczego wracam do tego po blisko roku? Otóż dlatego, że w końcu kwietnia br. nowa ekipa odpowiadająca za gospodarkę morską zgromadziła własny zespół
ekspertów, z poleceniem opracowania nowego dokumentu, na ten sam temat. Po utworzeniu Ministerstwa Gospodarki Morskiej, prace kontynuowano i w końcu czerwca przygotowano pierwszą wersję nowej strategii. W
preambule projektu dokumentu czytamy: "Polityka morska Polski zawarta jest w dokumencie "Stanowisko Polski w sprawie przyszłej polityki morskiej UE", opracowanym w 2005 r. przez Ministerstwo
Infrastruktury. Jest to wkład Polski w tworzenie zapisów do "Zielonej Księgi", dokumentu opracowanego przez Unię Europejską. Niniejsza "Strategia rozwoju polskiej gospodarki morskiej na lata 2006-
2015", stanowiąca plan najważniejszych działań, jest przełożeniem tej polityki na konkretne cele i zadania w poszczególnych obszarach gospodarki morskiej i zastępuje dokument "Strategia rozwoju
polskiej gospodarki morskiej do 2015 r.", opracowany w 2005 r, przez Ministerstwo Infrastruktury".
W założeniach, pierwsza redakcja "Strategii..." ma charakter otwarty. W rozpoczętym właśnie
procesie konsultacji z różnymi firmami, instytucjami, uczelniami i organizacjami, środowisko morskie może wnosić poprawki i dopisywać nowe, równie istotne czy też ważniejsze, cele i zadania. Zbieranie
opinii i poprawek potrwa do połowy września, a potem "Strategia..." przybierze ostateczny kształt.
Nawet pobieżna lektura tego dokumentu wprawiła mnie w lekkie zdumienie zupełnie nowym podejściem
do problematyki gospodarki morskiej. Otóż, wersja zaproponowana do dyskusji stała się szczegółowym planem najważniejszych działań - celów strategicznych i zadań operacyjnych, które mają prowadzić do
osiągnięcia zamierzonego stanu, w 9 wyodrębnionych obszarach gospodarki morskiej. Każde z tych działań ma przypisanego konkretnego wykonawcę, odpowiedzialnego za jego realizację oraz współpracującą z nim
instytucję, a także termin zakończenia prac. Nie ma tu więc anonimowości, lecz konkretne wskazanie problemów do rozwiązania. Tego właśnie zabrakło w poprzednim opracowaniu. Wszystkie działania, będące
warunkiem zmian i rozwoju całych branż, wypływają z (załączonej do projektu) oceny aktualnego stanu gospodarki morskiej, która stanowi uzasadnienie podejmowanych działań.
Konstrukcja dokumentu sprawia,
że już na wstępie należy ocenić go pozytywnie, z racji innowacyjnego charakteru. Choć sama zawartość, czyli proponowane w poszczególnych rozdziałach problemy i zadania operacyjne, może budzić
kontrowersje. Niektóre partie, np. dotyczące portów i rybołówstwa, wymagają wręcz całkowitego przeredagowania, bowiem wyglądają, jakby napisał je ktoś, kto ma o tych dziedzinach bardzo mgliste pojęcie.
"Strategia rozwoju polskiej gospodarki morskiej" została zainicjowana przez wiceministra Zbigniewa Wysockiego i jest kontynuowana w ramach obecnego Ministerstwa Gospodarki Morskiej. Chwała autorom
za podjęcie trudu. Rodzą się jednak pewne wątpliwości: dokument ma charakter holistyczny (jak napisano w "Stanowisku Polski w sprawie przyszłej polityki morskiej UE"; czyli zintegrowany, obejmujący
różne dziedziny gospodarki, znajdujące się pod kuratelą kilku różnych resortów, m.in.: skarbu (por ty), rolnictwa (rybołówstwo) czy gospodarki (przemysł okrętowy). Natomiast kompetencje Ministerstwa
Gospodarki Morskiej ograniczają się do bardzo wąskich obszarów: administracji morskiej, szkolnictwa morskiego i - w bardzo wąskim zakresie - również do transportu morskiego. Dopiero w przyszłości, po
zmianach legislacyjnych, nowy resort miałby przejąć także rybołówstwo i żeglugę śródlądową. Można zadać sobie pytanie: komu ma służyć nowy dokument i co z nim zrobić, by nie podzielił losu poprzednich i
by wszystkie zawarte w nim zapisy zostały zrealizowane? Szef resortu gospodarki morskiej Rafał Wiechecki, bardzo optymistycznie patrzy na możliwości realizacji strategii w praktyce, choć uważa ją za
otwartą, wymagającą jeszcze dopracowania.
- Po szerokiej konsultacji społecznej, powstanie jednolita strategia, która będzie akceptowana przez szerokie środowiska związane z gospodarką morską. Mam
nadzieję, że ministerstwa, w kompetencjach których są dane kwestie, będą z niej czerpały. Po drugie, staram się poszerzyć kompetencje mojego ministerstwa, a po trzecie - osoby, które biorą udział w
tworzeniu strategii, są gwarantem, że z tego dokumentu wszyscy będziemy korzystali. Będę starał się przekonać do tego także innych ministrów. Jak będzie w praktyce, zobaczymy - powiedział w końcu czerwca,
na konferencji prasowej w Gdyni.
Myślę, że pozostawianie losów strategii do uznania poszczególnym ministrom grzeszy nadmiarem optymizmu. Jedynym wyjściem jest doprowadzenie do sytuacji, by ostateczny
kształt strategii morskiej został przyjęty przez Radę Ministrów, a potem trafił do parlamentu i - po debacie na temat morskiej polityki - został uchwalony w formie ustawy. Do jej realizacji byłyby wówczas
zobowiązane wszystkie resorty, niezależnie od opinii, jaką mogą mieć ich szefowie. Cały morski sektor w Polsce ma zbyt wiele do stracenia, a bardzo dużo do zyskania, by tak ważny dokument, jak
"Strategia rozwoju.." pozostawić tylko dobrej woli państwowych urzędników. W przeciwnym razie będą to znów działania pozorne.