Leszek B., były członek zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście, przez cały dzień opowiadał wczoraj przed sądem o próbie
zmanipulowania nadzorowanego przez niego przetargu na rozbudowę portowych nabrzeży. W efekcie powtórzył jedynie swoje wcześniejsze zeznania. Wynika z nich, że... niewiele wie o działalności korupcyjnej
Zbigniewa Zalewskiego. Słyszał jedynie, że ten (jako wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej portu) interesuje się firmami biorącymi udział w przetargu.
To miał być jeden z najważniejszych świadków w
procesie Zbigniewa Zalewskiego. To on przecież powiadomił Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że ktoś zanadto interesuje się przetargiem. Okazuje się jednak, że Leszek B. wie o "manipulacjach" przy
przetargu z tzw. drugiej ręki - od jednego z biznesmenów. Na dodatek jego informator nie był świadkiem składania propozycji korupcyjnej. Powiedziała mu o tym jeszcze inna osoba.
Czego Leszek B.
dowiedział się od przedsiębiorcy? Że do jednej z firm (gdańskiej Hydrobudowy) zgłosił się Jan S. i zaproponował pomoc w wygraniu przetargu. Za przysługę zażądał 50 tys. zł (a później jeszcze 300 tys zł
wypłacanych w dwóch ratach). Człowiek ten powoływał się przy tym na znajomość ze Zbigniewem Zalewskim. Zapewniał wręcz, że działa w jego imieniu.
Dowiedziawszy się o tym Leszek B. postanowił działać.
Jako były milicjant sam przeprowadził śledztwo i, po "analizie" i "syntezie" zebranych informacji, doszedł do wniosku, że rzeczywiście ktoś manipuluje przy przetargu. Jego zdaniem, ci sami ludzie
próbowali również przejąć władzę w porcie.
- Natychmiast powiadomiłem o tym funkcjonariuszy ABW. To był mój obowiązek - tłumaczył wczoraj.
Po kilku miesiącach doszło do aresztowań. Zostali
zatrzymani (a później oskarżeni) dwaj politycy prawicy. Jan S. przyznał się do próby wyłudzenia pieniędzy od biznesmenów. Zbigniew Zalewski wszystkiemu zaprzecza. Nie przyznaje się do popełnienia
zarzucanego mu przestępstwa.