Ministerstwo Gospodarki Morskiej to dawny departament transportu morskiego. Wyodrębniono go z Ministerstwa Transportu i
Budownictwa, żeby młodszy kolega Giertycha, bojownik z LPR, dostał tekę ministra. Potrzeba polityczna zrodziła niby-ministerstwo z niby-ministrem na czele.
Premier Marcinkiewicz 5 maja 2006 r. wydał
rozporządzenia o tym, aby dawne Ministerstwo Infrastruktury nazwać Ministerstwem Transportu i Budownictwa, a z pięciu działających w nim departamentów (transportu drogowego, lotniczego, kolejowego,
morskiego i budownictwa) wyjąć jeden i nazwać go Ministerstwem Gospodarki Morskiej. A człowieka, który do tej pory kierował tym departamentem, wymienić na innego i zacząć tytułować go ministrem.
Stocznie są dalej w Ministerstwie Gospodarki, rybołówstwo w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. I tak już zostanie. Zapowiedzi, że powstanie ministerstwo obejmujące swoimi kompetencjami to wszystko,
co się nad brzegiem morza i na samym morzu znajduje (porty, stocznie, łowienie ryb itp.), były od początku picem.
Mieliśmy absolutną rację pisząc o Ministerstwie Gospodarki Morskiej ("Nie" nr
20/2006): wszystko jedno, kto stoi na jego czele: młody działacz bojówek Giertycha, kukła z objazdowego gabinetu figur woskowych czy żyrafa z warszawskiego zoo.
Ministerstwo, które powstało w ramach
zaspokajania politycznego Romana Giertycha, ten oddał młodemu działaczowi Młodzieży Wszechpolskiej, aby wmówić tej formacji, że dba o swoje zaplecze. I tak oto mamy ministra gospodarki morskiej,
najmłodszego ministra w historii zarówno II, III, jak i IV RP.
Całe te rządowe gadki to nic innego jak: picu, picu, mój dziedzicu, baju, baju, będziesz w raju, pleć pleciugo, byle długo, słowo się
rzekło, a potem uciekło, zesrał się goły w rogu stodoły.
Nadzorowane przez Ministerstwo Gospodarki Morskiej od 5 maja 2006 r. (do 5 maja w gestii Departamentu Żeglugi Morskiej i Śródlądowej
Ministerstwa Infrastruktury) dokładnie są: dwie akademie morskie (w Gdyni i Szczecinie), Instytut Morski w Gdańsku, dwie izby morskie (w Gdyni i Szczecinie), Morska Służba Poszukiwawcza i Ratownicza, trzy
urzędy morskie (Gdynia, Słupsk, Szczecin) oraz osiem urzędów żeglugi śródlądowej.
Większość z tych instytucji (oprócz akademii morskich, które kształcą studentów, i izb morskich, które są rodzajem
sądów) stanowią urzędy administracyjne zajmujące się rozmaitymi dokumentami (np. potrzebnymi do wypożyczenia żaglówki), zezwoleniami (np. na wędkowanie w morzu), szczegółowymi przepisami (np. czy można
nurkować na wrakach czy nie można), nadzorem nad brzegiem morskim i torami wodnymi (np. sprawdzaniem, czy nie są uszkodzone).
Bardzo nas zaskakuje, że minister gospodarki morskiej w ciągu dwóch
miesięcy urzędowania nie zrobił niczego szkodliwego. Jego dokonania:
- Udzielił dwóch wywiadów prasowych, jeden dla "Naszego Dziennika", drugi dla tygodnika "Angora", co samo w sobie jest
nieszkodliwe.
- Co prawda w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" powiedział, że rozbudowa przez Niemców biegnącego wzdłuż Odry kanału zagraża polskim interesom )musimy zająć się Dolną Odrą, aby była
żeglowna i obsługiwała porty w Szczecinie i Świnoujściu, aby uniemożliwić stronie niemieckiej rozbudowę portu w Schwedt oraz modernizację kanału Hohensaaten-Friedrichsthałer-Wasserstrasse z pokrzywdzeniem
strony polskiej), czym trochę Niemców podenerwował, jednak wojewoda zachodniopomorski szybciutko wytłumaczył premierowi Brandenburgii, żeby się tymi gadkami nie przejmował. Wyjaśnił, jaką moc decyzyjną ma
człowiek, który je wypowiada.
- Powiedział pan minister, że jego zdaniem lepszym miejscem dla budowy gazoportu jest Świnoujście; ale to zapowiedź bez znaczenia, bo o tym będzie decydowało Ministerstwo
Gospodarki, a nawet premier Marcinkiewicz; jeśli w ogóle jakiś gazoport powstanie; wypowiedź bez znaczenia uchodzi za nieszkodliwą.
- Zadeklarował, że chce przekopać Mierzeję Wiślaną, skoro Rosjanie
nie pozwalają nam pływać przez Cieśninę Pilawską. Jest to stara koncepcja naukowców z Politechniki Gdańskiej, którzy na czymś muszą się doktoryzować i habilitować. Projekt jest mglisty i kosztowny, ale,
mówienie o nim, skoro z góry wiadomo, że nic z tego nie będzie, jest nieszkodliwe.
- Odwiedził z gospodarską, ministerialną wizytą najpierw Gdańsk, potem Szczecin; wypił przy okazji trochę wody
mineralnej, trochę kawy. Picie wody i picie kawy jest nieszkodliwe, wbrew twierdzeniom niektórych, że kawa podwyższa ciśnienie.
- Zastępcą dyrektora Urzędu Morskiego w Szczecinie zrobił swojego
kolegę z Młodzieży Wszechpolskiej. Dbanie o kolegów jest rzeczą jak najbardziej pozytywną.
- Przez partyjnych kolegów próbował załatwić swojej żonie posadę dyrektora Polsko-Niemieckiej Współpracy
Młodzieży w Warszawie; nic z tego nie wyszło, ale było to ze wszech miar pozytywne działanie, gdyż żona byłaby bliżej męża i miała pracę. Wierzymy, że uda się załatwić w innym miejscu, boć to liga rodzin
przecież.
Minister Wiechecki urzęduje w budynku Ministerstwa Transportu i Budownictwa. Otrzymał tam kilka pokoików po dawnym departamencie żeglugi. W ramach ministerstwa powołał trzy departamenty:
transportu morskiego, bezpieczeństwa morskiego oraz funduszy unijnych. Ma szefa gabinetu i rzecznika prasowego. Na budynku wisi dumnie obok innych tablic tablica "Ministerstwo Gospodarki Morskiej".
To, czy Ministerstwem Gospodarki Morskiej w jego kształcie kieruje Rafał Wiechecki czy żyrafa z warszawskiego zoo, w sensie decyzyjnym, politycznym, gospodarczym jest kompletnie bez znaczenia. Żyrafa
byłaby trochę tańsza, bo żre tylko liście z drzewa, nie potrzebuje wizytówek z nadrukiem "minister" i nie jeździ w delegacje. Ale trzeba ją myć i doglądać.